Ekstraklasa: Wisła w strefie spadkowej, jutro może zmienić się lider
Wisła Kraków w sobotni wieczór przegrała z Podbeskidziem Bielsko-Biała 1:2 i trafiła do strefy spadkowej piłkarskiej Ekstraklasy. W sobotę swoje spotkania przegrał także Piast Gliwice. Oznacza to, że w niedzielę nowym liderem może zostać Legia Warszawa.
Z powodu porażki Wisła, która przed spotkaniem była czternasta w tabeli i wyprzedzała właśnie Podbeskidzie, spadła na piętnastą lokatę. Jeden z najbardziej utytułowanych polskich klubów znalazł się w strefie spadkowej - ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w drugiej kolejce sezonu... 1997-1998, jeszcze zanim przejął klub Bogusław Cupiał.
Na boisku od pierwszej minuty zaprezentował się Rafał Wolski. Były Legionista, wypożyczony z włoskiej Fiorentiny, choć trenuje z Wisłą dopiero od środy, i tak pokazał się z dobrej strony. To po jego asyście Wisła wyszła na prowadzenie w 38. minucie. Najpierw Zdenek Ondrasek odegrał piłkę klatką piersiową do Wolskiego, a 24-latek szybko zwrócił mu ją w polu karnym. Po chwili Ondrasek skierował ją do siatki.
Po zmianie stron strzelali jednak tylko goście. W 63. minucie ręką w polu karnym zagrał Rafał Pietrzak, a jedenastkę wykorzystał Mateusz Możdżeń.
W 80. minucie Podbeskidzie wyszło na prowadzenie. Po szybkiej kontrze Paweł Tarnowski zagrał do Samuela Stefanika, a ten umieścił futbolówkę w bramce i ustalił wynik meczu.
To dziewiąte z rzędu spotkanie "Białej Gwiazdy" bez wygranej. Z kolei dzięki wygranej Podbeskidzie wydostało się ze strefy spadkowej - właśnie kosztem Wisły.
Wisła Kraków - Podbeskidzie Bielsko-Biała 1:2 (1:0)
Bramki: 1:0 Zdenek Ondrasek (38), 1:1 Mateusz Możdżeń (64-karny), 1:2 Samuel Stefanik (80)
Lider nadal zawodzi
Jesiennej formy wciąż nie może odnaleźć Piast. Po porażce w Gdańsku lider z Gliwic pozostaje bez zwycięstwa na wiosnę i w niedzielę może stracić pierwszą pozycję na rzecz Legii Warszawa, która przed tą kolejką spotkań traciła do mistrzów jesieni tylko jedno oczko. Obie drużyny - Piast i Lechia - kończyły spotkanie w dziesiątkę. W ekipie gospodarzy boisko przedwcześnie opuścił Serb Milos Krasic, a w zespole gości Słowak Martin Bukata.
W tym meczu po raz pierwszy przeciwko sobie rywalizowali bracia bliźniacy Mak, którzy zagrali po tej samej stronie drugiej linii. Obaj strzelili po bramce dla swoich drużyn, ale po ostatnim gwizdku zdecydowanie bardziej zadowolony był lewy pomocnik gospodarzy Michał, który miał także spory udział przy pierwszym golu, a jego drużyna wywalczyła trzy punkty.
Lechia zagrała bez swojego kapitana Sebastiana Mili, który był ostatnio chory. Na środku pomocy zastąpił go nominalny obrońca Grzegorz Wojtkowiak. Kontuzjowany jest także Sławomir Peszko, a ponadto trenerzy biało-zielonych zdecydowali się również dokonać zmiany w bramce - etatowego golkipera Marko Marica zastąpił Łukasz Budziłek.
Bramkarz Lechii nie miał jednak za wiele pracy, natomiast jego vis a vis na pewno nie mógł się w pierwszej połowie nudzić. Do przerwy goście całkowicie bowiem oddali pole gdańszczanom.
Już w drugiej minucie Jakub Szmatuła z trudem obronił efektowne uderzenie z woleja Flavio Paixao. Portugalczyk stanął przed szansą zdobycia gola w 10. minucie - jego brat Marco odebrał piłkę Słoweńcowi Urosowi Korunowi i zagrał do bliźniaka, ale ten zamiast spokojnie wbiec w pole karne, zdecydował się na natychmiastowy strzał, który był niecelny. Z kolei w 15. minucie Szmatułę sprawdził z dystansu Marco Paixao.
Gospodarze nie zwalniali tempa i osiem minut później powinni objąć prowadzenie, jednak po dośrodkowaniu Krasica z prawej strony Michał Mak spudłował z pięciu metrów. Za chwilę Flavio Paixao poradził sobie z Hebertem, ale uderzył nad poprzeczką.
W 31. minucie gdańszczanie w końcu otworzyli wynik meczu. Co prawda po dośrodkowaniu z lewej flanki Michała Maka bramkarz Piasta zdołał jeszcze odbić piłkę po strzale Flavio Paixao, jednak przy dobitce Grzegorza Kuświka z pięciu metrów nie miał już nic do powiedzenia.
Siedem minut później było 2:0, a Lechia bramkę zdobyła po rzucie rożnym egzekwowanym przez... rywali. Najpierw Budziłek w efektowny sposób wybił piłkę poza linię końcową po uderzeniu Bukaty, a po kornerze biało-zieloni wyszli z kontrą. Rafał Janicki zagrał do Michała Maka, który przebiegł pół boiska, nie dał się dogonić rywalom i w sytuacji sam na sam pokonał Szmatułę.
Tuż po przerwie gospodarze ponieśli jednak znaczącą stratę. W 48. minucie po faulu na Mateuszu Maku drugą żółtą kartkę otrzymał Krasic i biało-zieloni do końca meczu musieli sobie radzić w dziesiątkę. Z tego względu druga połowa toczyła się pod dyktando gości, którzy w 59. minucie strzelili kontaktowego gola - po rzucie wolnym Czecha Vacka Chorwat Kristijan Ipsa musnął piłkę głową, Budziłek przepuścił ją pomiędzy nogami, a Mateusz Mak z metra skierował do siatki. Była to jednocześnie pierwsza w tej rundzie bramka zdobyta przez lidera ekstraklasy. Na wiosnę bez trafienia pozostaje jedynie Górnik Zabrze.
W 79. minucie gdańszczanie mogli podwyższyć prowadzenie, ale po zagraniu Serba Aleksandara Kovacevica Daniel Łukasik przegrał pojedynek ze Szmatułą. Siedem minut później siły się jednak wyrównały, bo po faulu na Słowaku Lukasu Haraslinie boisko, także za drugą żółtą kartkę, musiał opuścić Bukata. W doliczonym czasie gry wynik na korzyść gdańszczan ustalił Paweł Stolarski.
Lechia Gdańsk - Piast Gliwice 3:1 (2:0)
Bramki: 1:0 Grzegorz Kuświk (31), 2:0 Michał Mak (38), 2:1 Mateusz Mak (59), 3:1 Paweł Stolarski (90+5)
Korona świetnie zaczęła, ale to za mało
W sobotę przegrała także Korona w Łęcznej z miejscowym Górnikiem - kielczanom nie pomógł nawet doskonały start.
Już w ósmej minucie Bartłomiej Pawłowski łatwo zwiódł obrońców Górnika i z pełnego obrotu umieścił piłkę w siatce. Zdenerwowani takim obrotem sprawy gospodarze ruszyli do ataku i chwilę po utracie gola szansę na wyrównanie zaprzepaścił Grzegorz Piesio, strzelając tuż nad poprzeczką bramki Korony.
W 11. minucie po strzale Świerczoka piłka odbiła się od poprzeczki, a próbujący dobijać głową Bonin zrobił to za mało precyzyjnie. W 17. niezbyt groźnie zapowiadający się kontratak gości przyniósł im podwyższenie wyniku, bo po błędzie wybiegającego z bramki Dziugasa Bartkusa Airam Cabrera bez trudu trafił do opuszczonej bramki. To piąty gol Hiszpana w trzecim występie na wiosnę.
Na kontaktową bramkę gospodarze nie musieli jednak długo czekać, bo chwilę później sfaulowany w polu karnym został Świerczok, który sam wymierzył sprawiedliwość pewnie pokonując z jedenastego metra Małkowskiego. Gospodarze, mający zdecydowaną przewagę w polu, kilkakrotnie jeszcze zagrozili bramkarzowi Korony, ale wyrównanie, ponownie z rzutu karnego, uzyskał Świerczok, który wychodząc na czystą pozycję został powalony przez Dmitrija Wierchowcowa.
Jeszcze przed przerwą rozgrywający znakomity mecz Świerczok mógł zapewnić gospodarzom prowadzenie, ale w 43. minucie po świetnym minięciu Radka Dejmka niezbyt precyzyjnie podał do swoich partnerów, co umożliwiło skuteczną interwencję bramkarzowi Korony.
Po zmianie stron gra wyraźnie zmieniła oblicze. Nie było już tylu sytuacji podbramkowych, obydwie drużyny skupiły się przede wszystkim na obronie. Bardziej aktywny w poczynaniach ofensywnych był jednak Górnik, co przyniosło efekt w 68. minucie, kiedy po dośrodkowaniu Piesia bohater spotkania Świerczok efektowną główką zdobył swoją trzecią bramkę dającą zwycięstwo.
Górnik Łęczna - Korona Kielce 3:2 (2:2)
Bramki: 0:1 Bartłomiej Pawłowski (8), 0:2 Airam Cabrera (17), 1:2 Jakub Świerczok (20-karny), 2:2 Jakub Świerczok (40-karny), 3:2 Jakub Świerczok (68-głową)
PAP
Komentarze