Zagłębie wywiozło trzy punkty z Krakowa
Piłkarze Cracovii w piątkowym spotkaniu ekstraklasy przegrali na własnym stadionie z Zagłębiem Lubin 1:2. W drugim rozegranym dzisiaj meczu Śląsk Wrocław zremisował z Górnikiem Zabrze 0:0.
Pierwsza, wyrównana połowa meczu w Krakowie nie mogła zadowolić kibiców. Ciekawiej zrobiło się dopiero w ostatnich minutach przed przerwą.
W 42. minucie, po składnej akcji Zagłębia, przed szansą zdobycia gola stanął Krzysztof Piątek. Jednak Grzegorz Sandomierski, który wybiegł z bramki na dwunasty metr, na tyle utrudnił mu strzał, że piłka nie wpadła do siatki.
W doliczonym czasie gry Piotr Polczak, w polu karnym Cracovii sfaulował wspomnianego Krzysztofa Piątka. Pewnym egzekutorem "jedenastki" był Filip Starzyński.
Po rozpoczęciu drugiej połowy "Pasy" ruszyły do zdecydowanego ataku. W 51. min. skiksował obrońca z Lubina, będący kilka metrów od własnej bramki. Blisko zdobycia gola był Erik Jendrisek, ale dobrze zachował się Martin Polacek. Musiał jednak wyciągać piłkę z siatki trzy minuty później. Wtedy to podanie z głębi pola otrzymał rezerwowy Boubacar Dialiba. Mimo, że trzech piłkarzy z Dolnego Śląska starało się odebrać mu piłkę, ten celnie strzelił z linii pola karnego.
Zagłębia nie załamała utrata gola. Za sprawąŁukasza Janoszka lubinianie ponownie wyszli na prowadzenie w 63. min. Zawodnik ten zmarnowałświetną okazję do zdobycia bramki w 56. min., ale w tym przypadku wykorzystał gapiostwo obrońców Cracovii, którzy pozwolili mu na spokojne oddanie strzału z 16 m.
W końcówce spotkania krakowianie mieli przygniatająca przewagę, ale nie potrafili nawet zremisować.
Bez bramek we Wrocławiu
Bardziej obiecująco mecz we Wrocławiu zaczął Śląsk, który dłużej utrzymywał się przy piłce i częściej gościł pod bramką Górnika. W 11. min przewagę wrocławianie mogli udokumentować golem. Po szybkiej, składnej akcji na lewym skrzydle piłka trafiła w polu karnym do Węgra Andrasa Gosztonyiego. Ten przymierzył, uderzył i bramkarz Radosław Janukiewicz tylko odprowadził piłkę wzrokiem, która trafiła w słupek.
Kilkadziesiąt sekund później po kontrataku groźnie zrobiło się pod bramką gospodarzy. Po długim podaniu sam na sam z Mariuszem Pawełkiem mógł się znaleźć Ken Kallaste, ale bramkarz Śląska zdołał uprzedzić zawodnika Górnika.
Od tego momentu spotkanie się wyrównało i gra toczyła się głównie w środku pola. Ponieważ oba zespoły miały problem z przedostaniem się w okolice pola karnego rywali, grały wolno i niedokładnie, z boiska wiało nudą. A jeżeli już któraś z ekip zdołała się przedrzeć pod bramkę przeciwnika, nic z tego nie wynikało.
Ciekawie zrobiło się jeszcze tylko raz, kiedy po wstrzeleniu piłki w pole karne przez Roberta Picha Ryota Morioka nie trafił głową z kilku metrów do pustej bramki.
Druga połowa mogła się fantastycznie zacząć dla Śląska, bo zaraz po wznowieniu gry w dogodnej sytuacji znalazł się Pich, ale piłka po jego po uderzeniu odbiła się jeszcze od jednego z obrońców Górnika i o centymetry minęła bramkę.
Sytuacja wrocławian nie oznaczała, że obraz spotkania zmieni się na lepszy. Nadal obie drużyny raziły niedokładnością i nie potrafiły wypracować sobie pozycji strzeleckich. Jeżeli już któryś z zespołów zagroził bramce rywala, był to Górnik. Szansę na gola miał Marcis Oss po rzucie rożnym, a także Sebastian Steblecki, ale pierwszy fatalnie chybił, a drugiego szczęśliwie Pawełek zdołał obronić.
Gra ożywiła się dopiero w ostatnim kwadransie. Obie drużyny nie miały już tyle sił, na boisku zrobiło się więcej miejsca i szybciej sytuacje przenosiły się z jednej połowy na drugą. Dla Górnika w tym okresie gola mógł zdobyć wślizgiem Dominik Sadzawicki, a dla Śląska Pich. Obaj jednak w dogodnych sytuacjach chybili.
To były jednak ostatnie szanse dla obu zespołów. Jeszcze tylko w doliczonym czasie gry czerwoną kartką za faul został ukarany Marcis Oss i mecz się zakończył.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze