Resort skarbu chce wypowiedzieć umowy, dzięki którym zagraniczne firmy mogą skarżyć Polskę przed międzynarodowymi sądami
- Ponad 4,1 mld zł domagają się od Polski zagraniczne firmy w sporach toczonych przed międzynarodowym arbitrażem. Podstawą roszczeń są umowy o wzajemnym popieraniu inwestycji - poinformował w Sejmie wiceszef resortu skarbu państwa Mikołaj Wild. Jak powiedział, ministerstwo chce wypowiedzieć te umowy oraz skrócić tzw. okres przejściowy, w jakim po wypowiedzeniu będą jeszcze obowiązywać.
Wiceminister skarbu odpowiadał na pytania posłów dotyczące postępowań toczących się przed międzynarodowymi arbitrażami inwestycyjnymi i kwot dochodzonych w tych postępowaniach przez zagranicznych inwestorów od Polski.
- Obecnie toczy się 11 postępowań tego rodzaju, wartość przedmiotu sporu to jest ponad 4,1 mld zł - poinformował Mikołaj Wild.
Ocenił, że postępowania te stanowią "dość istotne zagrożenie", choć do tej pory państwo polskie wygrywa takie sprawy. Podkreślił, że każde z tych postępowań, nawet wygranych, to dla Skarbu Państwa koszty rzędu 3-4 mln zł.
- Z tego względu wydaje się, że konieczne jest nie tylko wypowiedzenie tych umów, ale też jak najszybsze doprowadzenie do utraty przez nie mocy prawnej, tzn. skrócenie okresu przejściowego, w jakim te umowy po wypowiedzeniu będą dalej obowiązywać. Dlatego też w kierownictwie ministerstwa zapadła decyzja, żeby po dokonaniu wszelkich analiz zysków i strat, doprowadzić do jak najszybszego wygaszenia tych umów - ujawnił wiceminister.
"Po co umowa, jeśli są niezależne politycznie sądy"
Wiceminister przypomniał, że umowy o wzajemnym popieraniu inwestycji (tzw. BIT, Billateral Investment Treaty) były zawierane głównie w latach 90. ubiegłego wieku i miały gwarantować inwestorom, że państwo nie będzie arbitralnie wkraczało w ich uprawnienia.
Dzięki takiej umowie, inwestor zagraniczny może w każdej sytuacji, w której uzna, iż doznał szkód, pozwać kraj przed międzynarodowy arbitraż.
- Kluczowym elementem jest taka instytucjonalna nieufność inwestorów do wymiaru sprawiedliwości i z tego powodu te umowy były zawierane, by zachęcić inwestorów w latach dziewięćdziesiątych. Była to pewna gwarancja, że inwestorzy nie będą zależni od pewnych politycznych uwarunkowań. W naszej ocenie osiągnęliśmy już ten stopień rozwoju demokracji, że sądy gwarantują rozpoznanie sprawy w sposób uniezależniony od wpływów politycznych, a zatem nie ma powodów, żeby utrzymywać uprzywilejowanie tych inwestorów - wyjaśnił wiceminister.
Polska ma podpisanych 60 umów o wzajemnej ochronie i popieraniu inwestycji.
PAP
Czytaj więcej
Komentarze