"Nie mam nic do ukrycia". Wałęsa nie wyklucza swego udziału w debacie o TW "Bolek"
– Ja nie mam nic do ukrycia. Jeśli będę miał czas, to tak - odpowiedział Lech Wałęsa na pytanie korespondentki Polsat News Zuzanny Falzmann, czy zgodzi się na publiczną debatę z udziałem historyków i dziennikarzy o TW "Bolek". Przebywający w Miami (USA) były prezydent nie chciał jednak odpowiedzieć, kiedy mogłoby dojść do takiej debaty.
Wałęsa wielokrotnie podkreślił w rozmowie, że z opublikowanych dziś przez IPN dokumentów z domu gen. Czesława Kiszczaka "wziął do ręki tylko pierwsze pismo, zobaczył daty i już dokładnie widzi, że są sfałszowane".
- Wszystkie daty były napisane jedną ręką i jednego dnia. (...) Niech pani spojrzy na daty. To typowa prosta podróba. Jak można w taki sposób ustawić daty - powiedział.
- Ja miałem Wam udowodnić, że to wszystko jest spreparowane i udowodniłem Wam, bo każdy z Was może wziąć to pismo i zobaczyć, że te dokumenty są ewidentnie podrobione - dodał były prezydent.
"Nie byłem jakimś tam elektrykiem. Byłem przywódcą"
- Nigdy nie podpisałem zobowiązania do współpracy. Ze mną rozmawiano jako z szefem strajku. Ja nie byłem jakimś tam elektrykiem. Ja byłem przywódcą tamtego czasu. Rozegrałem to naprawdę dobrze, a moim zadaniem było rozpoznać przeciwnika. (...) Martwi mnie, że większość ludzi nie uwierzyło mi, a wierzy bezpiece - stwierdził.
Zapytany, czy dokumenty są sfałszowane odpowiedział, że "nie jest grafologiem".
- Ma pani daty pobierania pieniędzy i może pani zobaczyć, że nie można przecież do tyłu pisać i tak napisać, bo przecież widać, że to jest jednego dnia pisane - powiedział.
"To są śmieci"
Wałęsa odniósł się również do autentyczności przedstawionych przez IPN akt. - To są śmieci. Pytanie tylko, czy zrobiła je stara władza, czy już ta nowa - zaznaczył.
- Za taką ofiarę, jaką poniosłem i takie zwycięstwo, jakie odniosłem, taka zapłata to nie jest przyjemna, ale trzeba płacić w życiu - dodał.
- Mój charakter od początku stawiał na rozmowy, na negocjacje i rozpracowanie. Ci, którzy dzisiaj mówią inaczej, dążyli do tego żebyśmy się pozabijali. Nie rozmawiać, wszystkich nazywać bandytami i zdrajcami. To była ta ich koncepcja i mogłoby się stać minimum to, co na Ukrainie. Moja koncepcja doprowadziła do zwycięstwa - powiedział Lech Wałęsa.
Podkreślił, że "właściwie bezpieka nie robiła podróbek". - To jedyny mój przypadek w Gdańsku, a chyba nawet w Polsce, że rzeczywiście oni podrabiali dokumenty i zresztą się do tego przyznali, i są tam nazwiska i stopnie. Możecie to sprawdzić - argumentował.
Wałęsa o Kiszczaku: wydawało mi się, że miał odrobinę honoru, a to łajdak
Z opublikowanych w poniedziałek akt wynika, że w odręcznie napisanym liście generał Kiszczak prosił ówczesnego dyrektora Archiwum Akt Nowych w Warszawie o opublikowanie akt TW "Bolek" w takim terminie, aby "uchronić Lecha Wałęsę od kompromitacji". List, datowany na 1996 rok, jest jednym z dokumentów znalezionych w domu gen. Czesława Kiszczaka i udostępnionych dziennikarzom i historykom.
- No tak, żebym nie mógł się wytłumaczyć i udowadniać - komentował sprawę Wałęsa. - Ze strony Kiszczaka to była typowa zemsta. Ja mu szczególnie przeszkodziłem, bo miał być premierem. Oprócz tej walki normalnej, którą mieliśmy, to ja go zrzuciłem z premiera. Przegrał osobiście ze mną i przegrał komunizm, i celowo wymyślił tę koncepcję - komentował Wałęsa.
- Wykonał ohydny gest i apeluję do jego sojuszników: widzicie, jak postąpił z Wami. To, że ze mną, to ze mną, ale że z Wami? Wykonał pocałunek śmierci. Naiwny człowieku. Wydawało mi się, że on miał odrobinę honoru, a z tego wszystkiego widać, że to łajdak.
W poniedziałek IPN udostępnił w czytelni akt Instytutu przy ul. Kłobuckiej w Warszawie pierwszy pakiet dokumentów Kiszczaka. Są to teczka personalna i teczka pracy z lat 1970-1976 TW "Bolek", gdzie znajduje się odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek". Są tam też doniesienia "Bolka" oraz notatki funkcjonariuszy SB ze spotkań z nim.
Polsat News