Prof. Nałęcz: Jarosław Kaczyński postanowił z Wałęsy zrobić zdrajcę

Polska

- Jarosław Kaczyński był szefem kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy. Poróżnił się z nim po roku urzędowania, bardzo ostro go zaatakował i postanowił z niego zrobić zdrajcę. I tę kampanię bardzo intensywnie prowadził, praktycznie prowadzi ją do chwili obecnej - stwierdził prof. Tomasz Nałęcz, historyk i były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego w programie Nowy Dzień z Polsat News.

Zdaniem prof. Nałęcza, osobowość każdej wielkiej postaci to "różne etapy życia".

 

- Weźmy największego Polaka XX wieku Józefa Piłsudskiego. Z jednej strony socjalista, "Towarzysz Wiktor" (taki pseudonim przyjął jako członek Polskiej Partii Socjalistycznej - red.), potem mamy architekta demokratycznej wolnej Polski, a póżniej mamy autora zamachu i dyktatora, więc wielcy ludzie mają różne rozdziały w swoich życiorysach - powiedział profesor.

 

"Należy uzbroić się w cierpliwość"

 

Zaproponował, aby uzbroić w cierpliwość, jeśli chodzi o ocenę ostatnich wydarzeń związanych z Lechem Wałęsą oraz z oceną tego "najbardziej dramatycznego etapu jego życia", czyli lat 1970-1976.

 

- Pamiętajmy, przeciwko Lechowi Wałęsie była prowadzona bardzo intensywna kampania. Najpierw przez Służbę Bezpieczeństwa, bo chciano  wykorzystać ewentualną - zobaczymy, na ile to jest prawdziwe - współpracę kilkuletnią Wałęsy dla późniejszej dezintegracji ruchu "Solidarność". Napuszczano jednych na drugich, fałszowano dokumenty, kiedy chciano pozbawić Lecha Wałęsy nagrody Nobla, potem - i to jest jeszcze bardziej bolesna karta - w rywalizacji politycznej, kiedy Jarosław Kaczyński poróżnił się z Wałęsą - zauważył prof. Nałęcz.

 

W rozmowie z Beata Cholewińską gość Nowego Dnia  przypomniał też, że Jarosław i Lech Kaczyńscy byli przez wiele lat jednymi z najbliższych współpracowników Lecha Wałęsy. Jarosław Kaczyński, był szefem kancelarii Wałęsy.


- Poróżnił się po roku urzędowania w kancelarii z Lechem Wałęsą, bardzo ostro go zaatakował i postanowił z niego zrobić zdrajcę. I tą kampanię bardzo intensywnie prowadził, praktycznie prowadzi ją do chwili obecnej.

 

Dla historyka to dobrze, że są dokumenty


Zapytany, w jaki sposób przez kilka godzin można ocenić autentyczność dokumentów bez opinii grafologa odparł: - Ja bym tutaj bronił zachowania IPN.


Prof. Nałęcz wyjaśnił, że należy rozróżnić aspekt historyczny tej sprawy i aspekt polityczny. - O aspekcie politycznym mówiłem i na tym chciałbym już poprzestać. Teraz o aspekcie historycznym. To wielki dramat dla Lecha Wałęsy, że ta sprawa teraz - na etapie życie, kiedy on już podsumowuje swój wielki życiowy dorobek - wychodzi.


- Bardzo współczuję Lechowi Wałęsie, w tym jego takim osobistym dramacie.  Jeden z najwybitniejszych Polaków musi się tłumaczyć, że nie był zdrajcą. To jest dla niego na pewno coś niesłychanie dramatycznego, takiego w ludzkim wymiarze. Ale dla historyka to na swój sposób dobrze, że te dokumenty się pojawiają, że będzie możliwość ich oceny. Odsiania ziarna od plew - skomentował Nałęcz. 

 

"Oryginalny dokument może też być fałszywką"

 

Jak powiedział, jest w końcu szansa, że "będziemy mieli okazję przekonać się, jak naprawdę było w latach 1970-1976". -  A IPN? Państwo (media - red.) stwarzacie niesłychaną presję. Prezes Kamiński jest tutaj  bardzo, bardzo wyważony. Nie ukrywa tego, nie zachowuje się tak, że będzie miesiącami prowadził ekspertyzy i po miesiącach się odezwie - ocenił profesor.

 

- Wystarczy kilka godzin, żeby sformułować ocenę z dużym prawdopodobieństwem, czy mamy do czynienia z oryginalnym dokumentem czy z kserokopią. Oryginalny dokument może też być fałszywką. To, że to są dokumenty wytworzone przez bezpiekę, to  nie znaczy, że one zawierają prawdę – przestrzegł prof. Nałęcz.

 

"Piłsudski też maskował elementarne fakty"

 

Lecha Wałęsy w oświadczeniu opublikowanym w serwisie wykop.pl przyznaje się do błędu, ale, jak wynika z jego tekstu, nie była nim współpraca z SB. "Nie zostałem złamany w grudniu1970 r ,nie współpracowałem z SB , nigdy nie brałem pieniędzy , żadnego ustnego , ani na piśmie nie złożyłem donosu ,Popełniłem błąd ale nie taki , dałem słowo że go nie ujawnię na pewno nie teraz jeszcze nie teraz .Chyba że ujawnią go inni .Jeszcze żyje człowiek sprawca ,który powinien ujawnić prawdę i na to liczę Miałem miękkie serce" - napisał w oświadczeniu Lech Wałęsa (pisownia oryginalna).


- Ja się nie dziwię, że Lech Wałęsa w tej sprawie się miota, przypomina rannego, osaczonego dzikiego lwa. Bo jest rzeczywiście głęboko zraniony w swojej dumie. Jemu się chce odebrać tą wielką zasługę, jaką było obalenie komunizmu - skomentował oświadczenie Wałęsy prof. Nałęcz.


- Jako biograf Piłsudskiego czynię tutaj analogie do Józefa Piłsudskiego. Piłsudski był pod podobnym oskarżeniem współpracy z austriackim wywiadem. Nic nie było nagannego we współpracy Piłsudskiego z austriackim wywiadem, robił to dla Polski, chciał budować polskie wojsko w Galicji, na terenie zaboru austriackiego, musiał się kontaktować z wywiadem. Ale czyniono z tego zarzut zdrady w związku z czym on się przed tym dramatycznie bronił też maskując elementarne fakty.

 

Prof. Nałęcz sądzi, że jeśli oświadczenie Wałęsy ma mieć sens to może oznaczać tylko jedno: - Żyje oficer, ubek, który rzeczywiście leżał u źródła tego dramatu Wałęsy, ewentualnego jakiegoś związku - uznał Tomasz Nałęcz. Zwracając przy tym uwagę, że kiedy Lech Wałęsa związał się w latach 70-tych z wolnymi związkami zawodowymi, to przed kolegami nie ukrywał, że: - Coś tam było, ale wyszedłem z tego czysty, nie mam z tym już nic wspólnego. To w ruchu podziemym jest bardzo częsta sytuacja - przypominał Nałęcz i dodał: - I co, ten esbek ma dzisiaj Lechowi Wałęsie certyfikat uczciwości wystawić?  

 

Polsat News

 

grz/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie