Morze śmieci zalało Bejrut. Mieszkańcy obawiają się wybuchu epidemii

Śmieci na ulicach stolicy Libanu zalegają od czterech miesięcy. Od połowy lipca żadna firma oczyszczająca ich nie zbiera, ani nie wywozi. W ostatnich dniach z powodu obfitych opadów deszczu sytuacja stała się krytyczna. - Od kiedy zaczęło padać, to co się tutaj dzieje, to katastrofa - mówi 32-letni mieszkaniec Bejrutu Imad Bazzi.
Odpadki składowane są na ulicach, gdyż po zamknięciu największego wysypiska śmieci w Bejrucie, rząd nie jest w stanie porozumieć się w sprawie rozwiązania tego problemu. W całym mieście widoczne są góry śmieci. Część mieszkańców pali je, aby zajmowały jak najmniej miejsca, ale to już nie wystarcza.
- Smród jest nie do zniesienia, ale to nic w porównaniu z tym, co dzieje się po deszczu. Nie dość, że cuchnie, to jeszcze rozprzestrzeniają się choroby i wirusy - komentuje student Dany Bouayash. - Śmieci utrudniają wszystko. Tu nie da się żyć, chodzić, a nawet jeździć samochodem. Cały czas muszę zmieniać kierunki - dodaje.
Problem zaczął się w połowie lipca, gdy zamknięto główne bejruckie wysypisko i śmieci zalegające na ulicach przestały być wywożone. Z tego powodu co jakis czas dochodzi w Bejrucie do protestów. W sierpniu demonstranci domagający się rozwiązania "kryzysu śmieciowego" i ustąpienia władz, starli się z policją. Libański minister zdrowia już wówczas ostzregał, że kraj stoi w obliczu katastrofy zdrowotnej.
Największe w mieście składowisko odpadów w Naameh zostało otwarte w 1997 roku jako rozwiązanie tymczasowe. Było w stanie pomieścić maksymalnie 2 tys. ton śmieci, a składowano tam średnio ok. 15 ton. Zamknięto je po 18 latach funkcjonowania.
NBCNEWS