Wstępne wyniki wyborów parlamentarnych na Węgrzech. Partia Orbana wygrywa wybory

Świat

Fidesz zdobył w wyborach do parlamentu 134 mandaty na 199 możliwych - wynika ze wstępnych wyników wyborów opublikowanych przez Narodowe Biuro Wyborcze. Jeśli wyniki się potwierdzą Fidesz, po raz trzeci z rzędu uzyska większość konstytucyjną, a drugą partią w parlamencie będzie Nacjonalistyczna Jobbik z 27 mandatami.

Fidesz, który w koalicji z Chrześcijańsko-Demokratyczną Partią Ludową ubiegał się o trzecią z rzędu kadencję u władzy, zdobył 49,5 proc. głosów po przeliczeniu 69,1 proc. głosów. Na drugim miejscu znalazł się Jobbik z 20 proc. poparciem, a trzecie miejsce przypadło Węgierskiej Partii Socjalistycznej (11,85 proc. głosów).

 

Przedłużono głosowanie

 

Lokale wyborcze na Węgrzech miały zostać zamknięte o godz. 19:00, jednak w wielu miejscach kolejki do urn były tak duże, że głosowanie przedłużono. Zgodnie z zapowiedzią Narodowego Biura Wyborczego wszyscy, którzy do godz. 19:00 ustawili się w kolejce mieli prawo oddać głos. Na godzinę 18:30 frekwencja wyborcza wyniosła 68,13 procent.

 

Frekwencja o godz. 18.30 była w tym roku wyższa niż całkowita frekwencja w poprzednich wyborach w 2014 r. Wtedy do urn poszło 61,73 proc. wyborców

 

Szef zbliżonego do rządu ośrodka Medianezo, Levente Boros Bank wyraził pogląd w telewizji M1, że bardzo wysoka frekwencja może być niekorzystna dla niektórych partii opozycyjnych, bo podnosi próg wyborczy.

 

Na pewno dostaną się do parlamentu rządząca koalicja Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej oraz opozycyjny Jobbik, przesuwający się w ostatnich latach coraz bardziej z radykalnie prawicowego sektora sceny politycznej ku centrum.

 

W trudnej sytuacji może natomiast znaleźć się koalicja Węgierskiej Partii Socjalistycznej i partii Dialog, gdyż w jej przypadku próg wyborczy wynosi 10 proc., a także Koalicja Demokratyczna b. socjalistycznego premiera Ferenca Gyurcsanya, ponieważ  - jak wskazał Boros Bank - ma „fanatyczną”, ale ograniczoną ilościowo bazę wyborczą.

 

Wszyscy zdążą zagłosować

 

Ok. godz. 15 przewodnicząca Narodowego Biura Wyborczego Ilona Palffy powiedziała, że w dzielnicy XI Budapesztu, gdzie przerejestrowało się do udziału w głosowaniu prawie 11 tys. wyborców zameldowanych gdzie indziej, kolejka wynosiła około kilometra, chociaż komisja wyborcza liczyła 38 członków i pracowała w trzech salach.

  

Zapewniła, że lokale wyborcze próbują rozwiązać problem, np. dostawiając dodatkowe stoliki, ale jeśli o godz. 19 ktoś nadal będzie stać w kolejce, to będzie mógł oddać głos. Wyjaśniła, że w takim przypadku członek komisji wyborczej stanie na końcu kolejki, aby nikt nie mógł do niej dołączyć po czasie.

 

Paffy powiedziała też, że Narodowe Biuro Wyborcze zwiększyło wydajność swojej strony internetowej, na której publikowane są informacje o wyborach, m.in. nazwiska kandydatów i zmieniająca się w ciągu dnia frekwencja. Jak dodała, system był wcześniej testowany, ale nie spodziewano się takiego zainteresowania.

 

Wśród głosujących, z którymi rozmawiała PAP, byli zarówno tacy, którym podoba się polityka obecnego rządu, jak i jej przeciwnicy. Budapeszt jest tradycyjnie bardziej lewicowy niż reszta kraju, co znalazło odbicie w wypowiedziach wyborców.

 

Z głosów tych, którzy zdecydowali się poprzeć koalicję rządzącą, wynikało, że przyniosła skutek intensywna kampania rządu skierowana przeciwko imigracji.

 

"Nie chcę, żeby przyszli tu imigranci"

 

- Trzeba bronić kraju przed imigrantami. Nie zgadzam się z tym, żeby ich rozdzielać między państwa członkowskie Unii Europejskiej - powiedział młody mężczyzna.

 

Około 30-letnia kobieta także przytaczała ten argument. - Nie chcę, żeby przyszli tu imigranci, dlatego zagłosowałam na Fidesz. Chociaż tak w ogóle nie jestem jego zwolenniczką. Gdyby nie sprawa imigracji, głosowałabym na Koalicję Demokratyczną, albo Węgierską Partię Socjalistyczną (MSZP), bo kiedy oni byli u władzy, lepiej się żyło biednym ludziom. Ja wychowuję jedno dziecko. Teraz łatwiej jest tylko tym, którzy mają więcej dzieci - powiedziała.

 

Również mężczyzna w średnim wieku, który przyszedł do lokalu z dzieckiem w wózku, wypowiadał się przeciwko migracji, ale on z kolei doceniał rządowy program wsparcia rodzin. - Dla mnie jako człowieka z rodziną, chrześcijanina i osoby żyjącej w tradycyjnym związku małżeńskim, w dodatku mieszkającego w byłej dzielnicy żydowskiej jest bardzo ważne, żeby u władzy były partie, które popierają rodziny i zapobiegają temu, by na Węgrzech zachodziły procesy wzmacniające nastroje antychrześcijańskie i antyżydowskie. Ważne jest też to, by spadek ludności kraju hamować nie poprzez relokację migrantów, tylko wsparcie rodzin - oznajmił.

 

Sytuacja na Węgrzech nie jest czarno-biała

 

Niektórzy podkreślali, że sytuacja na Węgrzech nie jest czarno-biała. Takiego zdania był młody człowiek czekający w kolejne do jednego z lokali wyborczych w VII dzielnicy.

 

- Są takie sfery, w których chciałbym zmian, i takie, w których moim zdaniem kierunek jest dobry. Uważam, że niedobre są działania rządu tworzące atmosferę ogólną - plakaty antyimigracyjne, itp. Kiedy przeprowadziłem się do Budapesztu, praktycznie na każdym rogu były demagogiczne plakaty, które mi się absolutnie nie podobają. Jest to robione za nasze pieniądze, a poza tym nie przynosi żadnej korzyści społecznej, a tylko niszczy społeczeństwo. Pozytywne są moim zdaniem ulgi rodzinne - powiedział. Dodał jednak, że jego zdaniem negatywów jest więcej niż pozytywów i dlatego będzie głosować za zmianą. - Myślę, że zagłosuję na Gergelya Karacsonya (kandydata na premiera koalicji MSZP i partii Dialog) - oznajmił.

 

Inny młody człowiek w tej samej kolejce także deklarował, że chce zmian. Pytany, co mu nie odpowiada, odparł: "wszystko, ale najbardziej sytuacja w służbie zdrowia. Sam w niej pracuję. Przede wszystkim chciałbym materialnych zmian, wyższych wynagrodzeń, więcej pracowników".

 

"Jako Węgierka chcę mieszkać w Europie"

 

Kobieta w średnim wieku podkreśliła, że próbowała śledzić kampanię wyborczą i obejrzała debatę kandydatów na premiera. - Bardzo mi się nie podobało, że obecny premier (Viktor Orban) nie wziął w niej udziału, a także to, że prawicowa i lewicowa opozycja bardzo się atakowały. Głosowałam na partię Polityka Może Być Inna - powiedziała.

 

Za zmianami głosowała także inna kobieta. - Głosowałam za zmianami, bo jako Węgierka chcę mieszkać w Europie. Nawet jeśli większość moich rodaków zdecyduje, że woli kierować się w stronę Azji, i tak będę żyć jak Węgierka w Europie, najwyżej z wielkim bólem zmienię kraj zamieszkania. W kampanii wyborczej wszystko było jasne. Jeśli ktoś rządzi 8 lat, to trzeba patrzeć na wyniki - w oświacie, w służbie zdrowia, w infrastrukturze. Podczas kampanii nie usłyszeliśmy o tym od Fideszu ani słowa - powiedziała.

 

Jedna ze starszych pań wychodzących z lokalu wyborczego odniosła się do dziennikarki PAP z dużą niechęcia. - Niech się Polacy wstydzą, że przyjeżdżają popierać Orbana. To niedopuszczalne - powiedziała.

 

PAP, polsatnews.pl, Reuters


Zdjęcie: PAP/EPA/ZSOLT SZIGETVARY

dk/paw/bas/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie