Absurd w Rosji. Zaginiony marynarz z krążownika "Moskwa" dostał wezwanie do wojska

Świat
Absurd w Rosji. Zaginiony marynarz z krążownika "Moskwa" dostał wezwanie do wojska
Twitter/OSINTtechnical

Uznany za zaginionego marynarz z zatopionego krążownika "Moskwa" dostał wezwanie do stawienia się przed wojskową komisją poborową. Problem w tym, że z mężczyzną od ponad pół roku nie ma żadnego kontaktu i prawdopodobnie nie żyje.

"Częściowa" mobilizacja na wojnę w Ukrainie została ogłoszona w Rosji 21 września. Zgodnie z planami przedstawianymi wówczas przez ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu miała objąć ok. 300 tys. mężczyzn.

 

Prezydent Rosji Władimir Putin podczas obchodów Dnia Jedności Narodowej 4 listopada przekazał, że zmobilizowano już 318 tys. osób.

Marynarz z "Moskwy" wezwany do wojska

Mimo przekroczenia pierwotnych planów pobór do wojska wciąż jednak trwa. Według portalu fontanka.ru pod koniec października wezwanie dostał jeden z marynarzy służących na zatopionym w kwietniu krążowniku "Moskwa".

 

W dokumencie podkreślono, że za niestawienie się w wyznaczonym miejscu i czasie mężczyźnie grożą surowe konsekwencje.

 

ZOBACZ: Zostali zmobilizowani na wojnę w Ukrainie. Przeżyło 41 z 570

 

Problem w tym, że marynarz jest uznany za zaginionego. Od ponad pół roku nie ma z nim żadnego kontaktu i prawdopodobnie nie żyje.

 

Potwierdzają to relacje ocalałych marynarzy z "Moskwy", którzy przekazali rodzinie zaginionego, że ostatni raz widzieli go chwilę przed wybuchem, gdy poszedł do magazynu żywności. Później nikt już nie widział marynarza.

"Niestety zdarzają się błędy"

Dziennikarze portalu skontaktowali się z przedstawicielami wojskowej komendy uzupełnień w Petersburgu, która wystawiła wezwanie. Według urzędników mogło dojść do pomyłki.

 

ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. "Zmobilizowany szuka żony". Nietypowe ogłoszenie rosyjskiego żołnierza

 

- W ramach częściowej mobilizacji musieliśmy w krótkim czasie wysłać ogromną liczbę wezwań. Informacje w bazie danych nie zawsze są aktualne i niestety zdarzają się błędy - powiedział jeden z urzędników.

 

- Wydarzenie tej skali nie miało miejsca od prawie 80 lat, a wiele mechanizmów, w tym synchronizacja baz danych, utknęło w martwym punkcie - dodał inny.

Zatonięcie Moskwy

Flagowy okręt rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, krążownik Moskwa został trafiony ukraińskimi rakietami manewrującymi 13 kwietnia, po czym zatonął holowany do portu w celu naprawy. Początkowo rosyjskie ministerstwo obrony nie potwierdzało tych doniesień, ale 14 kwietnia podało informację o eksplozji amunicji na pokładzie. Okręt miał rzekomo pójść na dno dopiero w czasie sztormu.

 

ZOBACZ: Rosja. Programista ukrywa się przed mobilizacją. Mieszka i pracuje w lesie

 

Oficjalnie rosyjskie ministerstwo obrony uznało za zaginionych 27 marynarzy, w tym 19 ze służby zasadniczej. Twierdziło też, że około 400 marynarzy ewakuowano. Za poległego uznano tylko Iwana Wachruszewa, którego oficjalny pogrzeb odbył się w Sewastopolu na anektowanym Krymie.

 

Władze Ukrainy szacowały natomiast, że załoga krążownika liczyła około 510 osób. Nie jest jasne, co stało się z pozostałymi - poza 27 "zaginionymi" członkami załogi. Dane z rozmaitych źródeł niezależnych różnią się. Według portalu Meduza co najmniej 37 osób zginęło, a setki zostało rannych. Zaś według byłego rosyjskiego parlamentarzysty Ilji Ponomariowa potwierdzono informacje o uratowaniu tylko 58 osób spośród 510-osobowej załogi.

dk/grz / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie