Artur Bartoszewicz: w normalnym kraju są bankierzy, w Polsce banksterzy

Biznes
Artur Bartoszewicz: w normalnym kraju są bankierzy, w Polsce banksterzy
Polsat News
"Mamy do czynienia ze zmową sektora bankowego" - uważa Artur Bartoszewicz z SGH

- Poza Polską nie ma w Europie państwa, w którym całe ryzyko jest przenoszone na kredytobiorcę. W normalnym kraju są bankierzy, a u nas banksterzy - stwierdził w "Punkcie Widzenia" w Polsat News Artur Bartoszewicz z SGH. Dodał, że kiedyś dbano o klienta, a dziś przy bankach są "specjalne firmy przejmujące nieruchomości od niewypłacalnych klientów. - Mamy zmowę sektora bankowego - ocenił.

- Mamy do czynienia ze zmową sektora bankowego - powiedział w programie "Punkt Widzenia" w Polsat News Artur Bartoszewicz ze Szkoły Głównej Handlowej. - Proszę zwrócić uwagę, że nie ma zmowy w obszarze rynku ubezpieczeń. Ceny ubezpieczeń maleją, ten rynek tanieje. A banki wykorzystują bardzo silnie sytuację, którą mamy w procedurach, w możliwościach zarabiania. Dzisiaj gigantyczny pieniądz płynie jako korzyść dla banku - powiedział ekspert.

 

ZOBACZ: Inflacja w Polsce. NBP: wzrost cen w 2022 roku sięgnie 10,8 proc., w przyszłych latach spadnie

 

- Stopy procentowe są podnoszone, więc banki radykalnie i szybko podnoszą oprocentowanie kredytów, przenosząc wszelkie koszty na swojego klienta. Nie doprowadzają do żadnego ruchu na cenie depozytów, nie ma tutaj żadnej konkurencji w tym zakresie - powiedział dr nauk ekonomicznych z SGH.

"Państwo powinno ratować sytuację"

Według niego sytuację w obliczu rosnącej inflacji powinny ratować dwa mechanizmy - oba inspirowane przez instytucje polskiego państwa.

 

- Państwo powinno radykalnie podwyższyć (oprocentowanie) obligacji dla swoich obywateli, emitując obligacje chroniące zasoby - szczególnie właśnie - (drobnych) ciułaczy. To mogłaby być nawet wartość limitowana, wynosząca nie więcej niż 10, 20 tys. zł. W moim przekonaniu oprocentowanie powinno wynosić co najmniej połowę inflacji - powiedział ekspert, dodając, że takie mechanizmy są konieczne, by chronić obywateli. Ostrzegł, że jeżeli takie działania nie zostaną podjęte, to w efekcie powstanie grupa obywateli spauperyzowanych, a w przyszłości powstaną także ogromne koszty społeczne związane z utrzymywaniem tych, którzy zbiednieli.

 

ZOBACZ: Nowe dane o inflacji. Ceny w marcu wzrosły o 11 proc.

 

Drugim działaniem według Bartoszewicza są inicjatywy związane z polityką pieniężną. Jego zdaniem banki powinny być zmuszone do podwyższania rezerw obowiązkowych, przy czym mechanizm ten powinien być powiązany ze wzrostem oprocentowania depozytów. - Jeżeli dane instytucje nie podwyższają oprocentowania depozytów, powinny mieć automatycznie zwiększone rezerwy obowiązkowe - postulował dr Artur Bartoszewicz.

 

- Powinna być podjęta gra, bardzo bezwzględna, ale do tego potrzeba nam jest siła NBP i prezes NBP z wyobraźnią oraz realnym działaniem w polityce pieniężnej - dodał.

 

Zdaniem Bartoszewicza "dzisiaj mamy gierkę o to, kto będzie prezesem NBP". - A tak naprawdę o to, komu zapewni się kadencję na lata, a nie o to, czy rzeczywiście interes polskiego złotego i Polaków jest zapewniony - stwierdził ekonomista.

"Mamy w Polsce stan kartelu czy oligopolu"

Drugi z gości w studiu, Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, zapytany o to, dlaczego banki nie chcą oferować "normalnych, ludzkich, zwykłych lokat" odparł, że banki "nie muszą" tego robić.

 

- Jeżeli rzeczywiście mamy w Polsce stan kartelu czy oligopolu i nie ma tej konkurencji tak, jak chociażby w sektorze ubezpieczeniowym, to nikt nie musi - powiedział. - Narodowy Bank Polski poprzez rezerwy obowiązkowe ma taki mechanizm. Dla banków niepodnoszących oprocentowania lokat dla obywateli po zmianie stóp procentowych rezerwy mogłyby być większe - stwierdził. Jego zdaniem mechanizm taki mógł zostać uruchomiony jeszcze przed podwyższeniem stóp procentowych.

 

ZOBACZ: Komisja Finansów Publicznych pozytywnie zaopiniowała kandydaturę Adama Glapińskiego na prezesa NBP

 

Zdaniem Sadowskiego pomóc mógłby także inny mechanizm: preferowanie obywateli przy emisji obligacji i zaoferowanie im takich warunków, jakie otrzymują zagraniczne instytucje finansowe, co mogłoby ułatwić "udomowienie długu" i zmienić sytuację na rynkach finansowych.

 

Ostrzegł, że rosnąca inflacja prowadzi do wzrostu zadłużenia. - Płacimy więcej za zobowiązania międzynarodowe, jednocześnie nie chcąc zapewnić obywatelom właściwego oprocentowania (depozytu) - tłumaczył. Przypomniał, że "międzynarodowe instytucje finansowe wielokrotnie zachowywały się wobec Polski politycznie, a nie tylko kalkulowały czysty zysk z tytułu papierów dłużnych".

 

Prezydent Centrum im. Adama Smitha uznał, że w obecnej sytuacji to NBP musi naciskać na banki. Jego zdaniem tego typu działania można podjąć "z dnia na dzień".

 

WIDEO - Artur Bartoszewicz z SGH o "zmowie sektora bankowego"

 

Bartszewicz: "sektor bankowy to stado świętych krów"

Bartoszewicz uznał, że część uczestników rynku usług finansowych w Polsce jest nadmiernie uprzywilejowana. - Sektor bankowy jest nadmiernie uprzywilejowany w stosunku do klientów i to nie jest tak, że my konsumenci mamy jakikolwiek wybór. Reguły gry są budowane tylko pod jedną stronę. Tego przykładem są kredyty odnoszące się do walut obcych, zawierające wiele zapisów abuzywnych, czego system cały czas nie widzi, a kredytobiorców odsyła do sądu - argumentował.

 

- Mamy sytuację radykalnego podnoszenia oprocentowania kredytów w złotych (po podwyżkach stóp procentowych), mamy do czynienia z nieoprocentowaniem w poprawny sposób depozytów, mamy do czynienia z szeregiem instrumentów toksycznych, które były kładzione na rynek, mamy do czynienia ze stadem świętych krów, które zostały wytworzone w Polsce. To jest sektor bankowy - dodał.

 

- Społeczeństwo jest traktowane jak system gwarantowania zysków - ocenił ekspert. - Nie ma żadnego podziału ryzyka. Nie ma państwa w Europie, które miałoby system konstrukcji kredytów budowany w taki sposób, gdzie całe ryzyko jest przenoszone na kredytobiorcę. W normalnym państwie funkcjonuje coś takiego jak bankierzy. W Polsce funkcjonują banksterzy - stwierdził dr nauk ekonomicznych z SGH.

 

ZOBACZ: Zarobki prezesa NBP. Adam Glapiński zarobił ponad milion złotych w rok

 

Zapytany przez Grzegorza Jankowskiego, czy nie obawia się konsekwencji takich stwierdzeń zaprzeczył. - Proszę bardzo, możemy iść do sądu, możemy ze sobą rozmawiać, poszczególne osoby wzywać na świadka i budować cały przekaz, wreszcie tłumaczyć społeczeństwu jak wygląda system bankowy - powiedział.

 

- Różnica jest bardzo prosta. Historycznie bankier dbał o bezpieczeństwo swojego klienta, nie pożyczał wtedy, kiedy widział, że nie ma możliwości zwrotu. Dbał o to, żeby bezpieczeństwo finansowe klienta było zapewnione. Dziś bankster doprowadza do sytuacji, kiedy jego interesem jest przejmowanie majątku, na który zostały pożyczone pieniądze. Przy bankach są specjalne firmy przejmujące nieruchomości odebrane od klientów, którzy byli niewypłacalni. To znaczy, że celem nie jest całkowicie pożyczanie pieniądza na procent, tylko, żeby w każdym wymiarze zarobić na swoim kliencie. Złupić klienta. To są systemy irracjonalne, które nie wiążą się z żadnym systemem zaufania - przekonywał Bartoszewicz.

 

- A przecież od dziecka mamy cały czas wpajane, wbijane, że banki to jest krwiobieg, że to jest bezpieczeństwo, że to są instytucje zaufania publicznego. Jak słyszę osoby, które coś takiego mówią, to zastanawiam się, "jaki masz interes człowieku w tym, żeby takie słowa mówić" - dodał ekonomista.

"Oszczędności zostaną zjedzone przez wysokie ceny"

Andrzej Sadowski, prezydent Centrum Adama Smitha ostrzegł, że ludzie, którzy dysponują niewielkimi oszczędnościami, mogą je stracić, bo zostaną one "zjedzone przez rosnące ceny". - Będą mieli z czego dopłacać do utrzymania dotychczasowego poziomu życia - prognozował Sadowski.

 

- Jeżeli ktoś ma cokolwiek więcej, a nie chce się zastanawiać i nie chce też być zmanipulowany, bo takie różne fałszywe możliwości obywatelom się podsuwa, to niestety najprostszą wersją jest zamiana na obce waluty, które nawet jeśli będą traciły na wartości, to nie tak jak waluta narodowa - radził ekspert.

 

Dodał także, że gotówka zawsze powinna być w domu pod ręką, zaś prowadzenie przez dłuższy czas inwestycji, z których pieniądze nie będą mogły być szybko wycofane "jest zbyt ryzykowne w czasach o zwrotach akcji, które sobie dzisiaj trudno wyobrazić".

 

ZOBACZ: Adam Glapiński: Jestem kandydatem prezydenta Andrzeja Dudy na kolejną kadencję prezesa NBP

 

- Stąd ta gotówka przyda się w domu i to raczej w domu niż w banku. Zbyt wiele było w Polsce awarii systemów i problemów z wyciąganiem gotówki z bankomatów, żeby dzisiaj tak beztrosko całe pieniądze trzymać w bankach - podkreślił Sadowski. Dodał, że na ma na myśli gotówkę w złotych potrzebną do bieżących zakupów oraz w walutach obcych, które są bardziej bezpieczne ze względu na to, że "rząd cały czas prowadzi politykę inflacyjną". - Trudno sobie wyobrazić, jaka będzie inflacja za kilka miesięcy - zauważył prezydent Centrum Adama Smitha. - Zauważmy, że w innych krajach Unii Europejskiej w strefie euro jest inflacja, która jeszcze nie przekroczyła polskiej inflacji z lutego 2020 roku, gdy już przed pandemią mieliśmy ją na poziomie 4,7 proc. - przypomniał.

 

Artur Bartoszewicz stwierdził, że decyzje dotyczące rozporządzania kapitałem zależą od wieku. - Jeżeli ktoś jest starszy, to powinien zaniechać wszelkiego rodzaju ostrych ruchów. Jedynym źródłem stabilizacji i to bezpiecznym, są obligacje - powiedział. - Ale patrząc na ruchy państw może okazać się, że będziemy mieli do czynienia z zaburzeniem w tym obszarze. Państwo nie wykonuje działań, które mogłoby wykonać, mobilizując banki do tego, by depozyty były lepiej oprocentowane - zakończył Bartoszewicz.

hlk/ml / Polsat News / Polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie