Warszawa. Uchodźcy na Torwarze. Wolontariusze apelują do wojewody

Polska
Warszawa. Uchodźcy na Torwarze. Wolontariusze apelują do wojewody
PAP/Paweł Supernak
Uchodźcy z Ukrainy na warszawskiej hali Torwar

Brakuje stałych posiłków, pieniędzy na realizację leków na receptę, środków ochrony osobistej - wylicza Joanna Niewczas, koordynatorka wolontariuszy pomagających w punkcie recepcyjnym dla uchodźców z Ukrainy zorganizowanym w warszawskiej Hali Torwar. Do sprawy odniósł się wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł.

Punkt recepcyjny w Hali Torwar w Warszawie został przygotowany w piątek przez wojewodę mazowieckiego. W punkcie znajduje się 500 miejsc dla potrzebujących, którzy, jak czytamy w informacji na stronie Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego, mogą na miejscu uzyskać niezbędną pomoc medyczną oraz informacje dotyczące pobytu i zakwaterowania.

 

ZOBACZ: Wiceminister zdrowia: opieka medyczna dla uchodźców z Ukrainy to koszt ok. 200 mln zł miesięcznie

 

- Każdy obywatel Ukrainy, który przekroczył granice Polski, w związku z działaniami zbrojnymi na terytorium jego kraju otrzyma pomoc. Wszystkie działania prowadzone są w sytuacji nadzwyczajnej, bardzo dziękuję za dotychczasową współpracę i gotowość działania na rzecz obywateli z Ukrainy. Obecnie priorytetem jest sprawne uruchamianie miejsc pobytu dla cudzoziemców, w tym zapewnienie opieki socjalnej i psychologicznej wszędzie tam, gdzie będzie taka konieczność - mówił wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł.

Brak budżetu

- Na miejsce szukano wolontariuszy. Zgłosiłam się i zostałam ich koordynatorem - mówi Interii Joanna Niewczas.

 

Ogółem wolontariuszy gotowych do pomocy na Torwarze jest około 200, ale na miejscu, podczas jednej zmiany, pracuje ich maksymalnie 20, a uchodźców ma być więcej niż łóżek. - Od samego początku wyglądało to tak, że pojawiliśmy się na miejscu i powiedziano nam - działajcie, poradzicie sobie - relacjonuje Joanna Niewczas.

 

ZOBACZ: Wojna w Ukrainie. Holandia nie przyjmie uchodźców z Ukrainy, przebywających w Europie Wschodniej

 

Nie mamy gotówki od wojewody na rzeczy, których brakuje. Często dokładamy do wyżywienia, bo suchy prowiant jest, ale ciepłe posiłki nie są na stałe. Pomagają nam restauracje, ale dlaczego ja mam decydować, komu rozdać 100 zup, które akurat przyjechały? Nie mamy też za co opłacać leków na receptę. Sama byłam ostatnio w aptece i wydałam tysiąc złotych na leki. Musiałam kupić na szybko insulinę, bo widziałam, że dziecko z cukrzycą nam dosłownie odpływa. Tam jest masa dzieci, ludzi chorych, oni potrzebują tych leków. A nam nawet prywatne pieniądze zaczynają się już kończyć - opowiada Niewczas.

Co o sytuacji na Torwarze mówi wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł? O tym przeczytasz w portalu Interia Wydarzenia.

red / Interia
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie