Stacja transformatorowa miała być nieczynna, zginął 22-latek. "Państwo w Państwie"

Polska
Stacja transformatorowa miała być nieczynna, zginął 22-latek. "Państwo w Państwie"
Polsat News
Nowi właściciele byli zapewniani, że stacja od dawna jest nieczynna

Rodzina Próchnickich w maju 2018 roku postanowiła kupić działkę, na której chcieli wybudować magazyn na towar. Idealna, jak się wówczas wydawało, była działka w Morągu, oferowana przez syndyka. Jedyną wadą była stojąca na niej stacja transformatorowa. Nowi właściciele byli jednak zapewniani, że stacja od dawna jest nieczynna i nadaje się do rozbiórki - "Państwo w Państwie".

- Kupiliśmy te obiekty, halę produkcyjną i teren, prawie pół hektara ziemi. Tam nigdzie nie było prądu, na całym zakładzie. Stała stacja trafeo, ale syndyk zapewniał, że jest ona nieczynna. Mówił nawet, że to jest złom, będzie można go sprzedać i jeszcze na tym zarobić - opowiada Anna Próchnicka

 

Stacja była bardzo zaniedbana i wyglądała, jakby od lat nikt z niej nie korzystał. Teren wokół niej porastały gęste chaszcze. Nic nie wskazywało na to, że w stacji może wciąż płynąć prąd. Tabliczki ostrzegawcze były pordzewiałe i pozrywane, szafy pootwierane, kable rozerwane, a obok rosło kilkunastoletnie drzewo.

 

ZOBACZ: Skatowali go na śmierć. Oskarżony syn policjanta czeka na wyrok na wolności

 

Pan Jarosław Próchnicki wraz z synem Kamilem postanowili więc ją rozebrać. Niestety, wówczas doszło do tragicznego wypadku. Kamil Próchnicki przystawił drabinę do stacji i po kilku krokach został porażony prądem. Mimo natychmiastowej reanimacji, chłopak zmarł.

 

- Nie czuję się winny, tam były zaniedbania wcześniej. Myśmy tak naprawdę byli tylko skutkiem, mógłby to być ktoś inny. Przyczyny tkwią w zakładzie energetycznym, dużo wcześniej - mówi Jarosław Próchnicki.

 

WIDEO: o sprawie w "Nowym Dniu z Polsat News" opowiadała autorka materiału Karolina Rogala 

  

 

Druzgocąca opinia biegłego

 

Sprawą zajęła się prokuratura, powołany został biegły, który miał ocenić przebieg zdarzeń. Jego opinia była druzgocąca dla dostarczyciela prądu. Energia była wysyłana do stacji nielegalnie, nikt od lat nie przeprowadzał niezbędnych prac modernizacyjnych i przeglądów, stacja nie była też w należyty sposób zabezpieczona. Zdaniem biegłego, taki obiekt nigdy nie powinien zostać przekazany w prywatne ręce.

 

- Jakim prawem zakład energetyczny podłączył się do tego urządzenia, nie informując o tym nas jako właścicieli? To jest największa zbrodnia, która właśnie doprowadziła do śmierci naszego syna - mówi Anna Próchnicka.

 

ZOBACZ: "Państwo w państwie": mimo dowodów na niewinność młody mężczyzna trafi do więzienia?

 

Mimo takiej opinii prokuratura umorzyła postępowanie. Zdaniem śledczych zaniedbania pracowników firmy energetycznej nie były bezpośrednią przyczyną wypadku.

prz/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie