Tajemnicze zaginięcie 22-latka. Nie znał Warszawy, nie zabrał pieniędzy

Polska

Bliscy oraz policja od dwóch miesięcy szukają 22-letniego Rafała Stankiewicza z miejscowości Rudka na Podlasiu. Mężczyzna przyjechał do Warszawy, by z kuzynem przywitać Nowy Rok. 2 stycznia miał stwierdzić, że wraca do domu i po prostu wyjść z akademika. Nie zabrał pieniędzy, dokumentów ani telefonu.

Jest 31 grudnia - Sylwester. Rafał postanawia pojechać tego dnia do Warszawy. Ma tam kuzyna, który studiuje na jednej z uczelni i mieszka w akademiku. Tam właśnie ma się odbyć impreza.

 

"Nad ranem coś mu się wkręciło, że jedzie do domu i koniec"

 

- Normalna impreza. Muzyka, tańce i alkohol. Żadnych narkotyków. Podczas imprezy nic się nie wydarzyło. Nikt się nie pokłócił z Rafałem, naprawdę. Całą noc było wszystko w porządku. Tylko właśnie nad tym ranem coś mu się wkręciło, że jedzie do domu i koniec – mówi Michał Stankiewicz, kuzyn Rafała.

 

- Tak jak ja zauważyłam, to był pod wpływem alkoholu i jakichś takich środków. Tak to wyglądało - twierdzi pracownica akademika.

 

Jeden ze świadków zeznał, że kuzyn szarpał się z Rafałem.

 

- Ciężko to nazwać szarpaniną. Chciałem, po prostu, żeby wrócił ze mną do akademika. To było przed tym, jak zniknął – wyjaśnia Michał Stankiewicz.

 

Ślad urywa się w parku

 

W Nowy Rok większość uczestników imprezy wraca do domu. Rafał postanawia zostać dzień dłużej - do 2 stycznia. Nad ranem coś jednak wymyka się spod kontroli. Około godziny 6 opuszcza teren kampusu. Później… po prostu znika.

 

- Jak syn wyszedł z akademika, to po chwili spotkał kobietę. Pytał się, jak trafić na Dworzec Centralny – opowiada Andrzej Stankiewicz, ojciec Rafała.

 

- Pokierowała go w kierunku metra. Rafał wszedł do parku i tam ślad się urywa. Co dalej z nim się zadziało, nie mamy pojęcia – dodaje Violetta Filipowicz, która pomaga w poszukiwaniach Rafała.

 

Rodzina Rafała twierdzi, że policja nie przykłada się do poszukiwań, wskazuje m.in. że zwlekano z użyciem psa tropiącego.

 

"Czekamy na ciebie"

 

- Z pewnością pies tropiący pojawiłby się szybciej na miejscu, gdyby rodzina, znajomi nie zgłosili tego faktu dopiero po 24 godzinach. Jaki jest sens i celowość angażowania psa tropiącego 24 godziny po zdarzeniu w tak wielkim mieście? – pyta Robert Szumiata z posterunku policji na warszawskim Mokotowie.

 

Wychodząc z kampusu, Rafał nie miał przy sobie pieniędzy, dokumentów ani telefonu. Nie znał miasta. Nie wiadomo więc, jak zamierzał wrócić do domu. Niewykluczone, że stracił pamięć. Pojawiły się plotki, że może przebywać wśród bezdomnych.

 

- Synu, jak żyjesz, to wróć. Czekamy na ciebie – apeluje Monika Bagińska.

 

Interwencja

 

luq/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie