Afera podsłuchowa: były prezes PKN Orlen o wymianie sms-ów z kelnerem Łukaszem N.

Polska
Afera podsłuchowa: były prezes PKN Orlen o wymianie sms-ów z kelnerem Łukaszem N.
PAP/Marcin Obara

Nikt nie oferował mi odsprzedaży moich nielegalnie nagranych rozmów w stołecznych restauracjach - zeznał b. szef PKN Orlen Dariusz Jacek Krawiec na procesie ws. afery podsłuchowej.

Poniedziałek jest kolejnym dniem procesu przed Sądem Okręgowym w Warszawie, w którym oskarżeni w sprawie nielegalnych podsłuchów są: biznesmen Marek F., dwaj kelnerzy Konrad Lassota i Łukasz N. oraz współpracownik F. Krzysztof Rybka.

 

W nagranej rozmowie z ówczesnym ministrem skarbu Włodzimierzem Karpińskim, Krawiec mówił m.in. o kampanii wyborczej z 2011 r.:

 

- Jak była ta kampania 2011 r. i oni tam z cenami jechali cały czas, że paliwo po 6 zł. PiS nap…dalał. No i jest ta impreza w Focusie, już wiadomo, że wygraliśmy. Z Donaldem się spotykam i on: Teraz k…a, to paliwo może być nawet po 7 zł".

 

W innej rozmowie z Pawłem Grasiem Krawiec mówił o PiS: "Przyjdą, k…a, i zrobią tu, k…a, kocioł taki, że wszyscy będą mieli… wiesz". "Totalnym pisogrodem" nazwał Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie.

 

W oświadczeniu wydanym po ujawnieniu nagrań Krawiec wyrażał ubolewanie z powodu swych sformułowań. Podkreślał, że to były prywatne opinie i sądy, a podczas rozmów nie zapadły żadne decyzje, zobowiązania czy nieetyczne deklaracje.

 

Bywał w restauracjach "Sowa i przyjaciele" i "Amber room"

 

Zeznając w sądzie jako świadek, Krawiec powiedział, że bywał w restauracjach "Sowa i przyjaciele" i "Amber room", a obsługiwał go m.in. Łukasz N. Oświadczył, że nie wiedział, że rozmowy są nagrywane. Po ujawnieniu podsłuchanych rozmów złożył wniosek o ściganie osób, które go nagrały - co w sądzie podtrzymał. Dodał, że nikt nie oferował mu odkupienia tych nagrań.

 

Krawiec przyznał, że po pierwszych informacjach w internecie o nagrywaniu rozmów w restauracjach spytał sms-em Łukasza N. czy coś o tym wie - nie podejrzewając go o udział w tym procederze. Kelner odpowiedział, że nic o tym nie wie.

 

W poniedziałek zeznają też policjanci, którzy prowadzili działania w całej sprawie.

 

Gdyby policja przyszła do niego godzinę później, to powiesiłby się

 

Zeznając w sądzie jako świadek, wyższy oficer CBŚ powiedział, że latem 2014 r. poszedł do mieszkania N. z poleceniem spytania, czy nie czuje się on zagrożony w związku z doniesieniami medialnymi na swój temat w sprawie afery. N. spytał go, co policja może mu zaoferować; mówił, że "ktoś za nim jeździ". - Odpowiedziałem: dużą koronę, małą koronę oraz czynności ochronne - zeznał świadek (mianem "dużej i małej korony" w policyjnym slangu określa się status świadka koronnego i tzw. małego świadka koronnego - red).

 

Według świadka było to trzy dni po zatrzymaniu na krótko N. przez ABW. - Poprawialiśmy po nich czynności; podeszliśmy do N. po ludzku; jesteśmy w tym dobrzy - zeznał ten oficer CBŚ, naczelnik jednego z wydziałów Biura.

 

N. mówił potem, że gdyby policja przyszła do niego godzinę później, to powiesiłby się, "bo został z tym wszystkim sam" - relacjonował świadek, według którego N. był "mocno zestresowany".

 

"Bardzo się bał Jana Kulczyka i jego ochrony"

 

Świadek dodał, że wkrótce po jego wizycie u N., przyszedł on "roztrzęsiony" do KGP, mówiąc że "chce się przyznać do wszystkiego". Według świadka, gdy padło pytanie, dla kogo nagrywał, N. odpowiedział: "dla Marka F.", co robił razem z Lassotą i za co dostał 20 tys. zł. "Zostaliśmy wydymani przez Marka F." - takie słowa N. przytoczył świadek.

 

Z zeznań świadka wynika, że N. zadzwonił wtedy do Lassoty, aby i on przyjechał do komendy. Według świadka, gdy to już się stało, N. powiedział Lassocie: "Trzeba się przyznać, bo zostaliśmy sami". Gdy potem świadek zwrócił im uwagę, że nagrywali nielegalnie za 20 tys. zł, Lassota powiedział N.: "Wiedziałem, że mnie dymasz, bo dałeś mi tylko 2,5 tys. zł".

 

Zdaniem świadka rozmawiając z N. przy policjantach o tym, kogo nagrali, Lassota powiedział, że "bardzo się bał Jana Kulczyka i jego ochrony". - Dlatego tu jesteśmy i chłopaki nam pomogą - odpowiedział mu N. "Po złożeniu zeznań N. i Lassota zostali objęci ochroną w ramach małej korony" - dodał świadek. Według niego "N. nadal jest w tym programie, a Lassota zrezygnował z tego po kilku dniach".

 

Świadek ten zeznał też, że wobec "informacji o realnym zagrożeniu życia i zdrowia F.", zgodnie z procedurą udał się do Falenty, by z nim porozmawiać. "On odmówił ochrony, którą oferowaliśmy" - dodał świadek. Na kilka pytań nie odpowiedział, zasłaniając się tajemnicą służbową.

 

"Nieprawidłowości popełniane przez funkcjonariuszy publicznych"

 

Sprawa dotyczy nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. F. i Rybka nie przyznali się do winy - Lassota i N. przyznali się. N. zeznawał, że F. za pieniądze zlecał nagrywanie rozmów w restauracjach. Lassota jako swą motywację wskazał "nieprawidłowości popełniane przez funkcjonariuszy publicznych". Grozi im do 2 lat więzienia.

 

Według prokuratury motywy działania oskarżonych miały "charakter biznesowo-finansowy". Media twierdzą, że nagrania miały być zemstą F. za śledztwo w sprawie jego firmy Składy Węgla, a także próbą zdobycia ważnych informacji dla działalności gospodarczej.

 

PAP

az/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie