"Konflikt interesów w prokuraturze". PO: sprawę Misiewicza nadzoruje inny "Misiewicz"
Posłowie PO: Cezary Tomczyk i Jan Grabiec ocenili w poniedziałek, że w prokuraturze piotrkowskiej, która prowadzi śledztwo ws. Bartłomieja Misiewicza, dochodzi do konfliktu interesów. Zażądali wyjaśnień w tej sprawie. - Sprawę Misiewicza nadzoruje inny "Misiewicz" - mówił Tomczyk.
Grabiec i Tomczyk złożyli we wrześniu zawiadomienie do prokuratury w Bełchatowie. Według tygodnika "Newsweek", Bartłomiej Misiewicz, były szef gabinetu szefa MON Antoniego Macierewicza i b. rzecznik resortu, miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce, której prezes miał towarzyszyć mu w "werbunkowym spotkaniu".
W zeszły czwartek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim Sławomir Mamrot poinformował, że prokuratura ta prowadzi śledztwo wszczęte z zawiadomienia Grabca i Tomczyka w związku z publikacją.
"To paradoks"
W poniedziałek "Rzeczpospolita" napisała, że działania piotrkowskiej prokuratury nadzoruje prok. Magdalena Witko, prywatnie żona posła PiS poprzedniej kadencji Sejmu Marcina Witki, który od 2014 r. jest prezydentem Tomaszowa Mazowieckiego. Jest on również członkiem Narodowej Rady Rozwoju, do której powołał go prezydent Andrzej Duda. Według "Rz", prok. Witko została powołana na stanowisko szefowej piotrkowskiej prokuratury 25 kwietnia przez szefa MS Zbigniewa Ziobrę.
Tomczyk ocenił sytuację w piotrkowskiej prokuraturze jako "paradoks". - Mamy do czynienia z pewnym paradoksem - sprawę pana Misiewicza nadzoruje inny "Misiewicz", czyli pani prokurator Witko, bo jest ona beneficjentem "dobrej zmiany" - podkreślił poseł PO na poniedziałkowej konferencji prasowej.
Polityk dowodził przy tym, że Marcina Witko zna zarówno szef MON, poseł z okręgu piotrkowskiego, jak i jego były rzecznik. Wyemitowali fragment wspólnej konferencji prasowej Antoniego Macierewicza i Marcina Witko, którą prowadził Bartłomiej Misiewicz.
Zdaniem Tomczyka, w sprawie piotrkowskiego śledztwa dochodzi do konfliktu interesów. - Należy zadać pytanie, czy nad całym postępowaniem nie został rozstawiony parasol ochronny, który ma ochronić pana Misiewicza? Czy nie jest tak, że ci, którzy tropili układy, sami tworzą jeden z nich? - pytał poseł PO.
- Bo jak nazwać sytuację, gdzie sprawa rzecznika MON trafia przypadkiem do okręgu Antoniego Macierewicza, do prokuratury nadzorowanej przez żonę (byłego) posła PiS i przypadkiem pan Misiewicz organizuje temu panu konferencję prasową? - dodał Tomczyk.
"Układ zamknięty"
Rzecznik PO Jan Grabiec ocenił, że Macierewicz stara się w sprawie Misiewicza stworzyć "swoisty układ zamknięty", który obejmuje "prominentnych polityków PiS, działaczy lokalnych, prezesów spółek Skarbu Państwa i przedstawicieli prokuratury". Szefowi MON zarzucił też "próbę wywarcia presji, zastraszenia posłów opozycji".
Chodzi o ubiegłotygodniowy komentarz Macierewicza do informacji piotrkowskiej prokuratury o wszczęciu śledztwa w sprawie spotkania Misiewicza w Bełchatowie. Szef MON powiedział, iż jest przekonany, że wykaże ono "nieprawdziwość medialnych oskarżeń i próbę zorganizowania politycznej nagonki na PiS i Bartłomieja Misiewicza". - Jestem przekonany, że takie bezprawne działania opozycji powinny być ścigane z mocy prawa i dobrze się stało, że Bartłomiej Misiewicz postanowił podjąć kroki prawne wobec posłów Platformy Obywatelskiej, którzy świetnie wiedząc, że nie doszło do popełnienia żadnego przestępstwa, szkalują jego dobre imię - dodał minister.
Politycy Platformy oczekują wyjaśnień w sprawie śledztwa dotyczącego Bartłomieja Misiewicza. - Chcielibyśmy uzyskać informację, kto zdecydował o tym, że to prokuratura w Piotrkowie, a nie w Bełchatowie, tam gdzie było skierowane zawiadomienie, zajmie się sprawą, jakie były kontakty w całym tym "układzie zamkniętym" i po trzecie - czy ktoś kto wie, że może być w konflikcie interesów (...) nie powinien zdecydować o tym, żeby ta sprawa została przeniesiona do innej prokuratury właśnie ze względu na ten domniemany konflikt? - powiedział Tomczyk.
PAP
Komentarze