Ojciec zabrał córki ze Szwecji, bo trafiły do muzułmańskiej rodziny zastępczej. "Zostają w Polsce"

Polska

Straż Graniczna podczas kontroli cudzoziemców na lotnisku Okęcie odkryła, że trzy dziewczynki, które przyleciały do Polski wspólnie z ojcem są uznawane przez Szwedów za zaginione. Okazało się, że Denis Lisov zabrał córki ze Szwecji, bo trafiły do muzułmańskiej rodziny zastępczej, a on mógł widywać je tylko przez 6 godzin w tygodniu. Polski sąd zdecydował, że dzieci mogą zostać z ojcem.

Sąd rejonowy dla m.st. Warszawy zobowiązał mężczyznę do nieopuszczania terytorium Polski do czasu rozstrzygnięcia sprawy nadania mu statusu uchodźcy. Denis Lisov otrzymał też nadzór kuratora. Rodzina zamieszka w użyczonym mieszkaniu. 

 

- Sąd nie może wydać małoletnich dzieci poza terytorium RP, gdzie wjechały pod opieką ojca. Po wysłuchaniu małoletnich i wobec braku dokumentu potwierdzającego ograniczenie praw ojcu, sąd uznał, że mając na uwadze szeroko rozumiane dobro małoletnich, należy pozostawić je pod opieką ojca - argumentowała sędzia Żaneta Seliga-Kaczmarek.

 

- Dzieci są bardzo silnie związane z tatą. Rozmawiając ze mną wskazały, że chcą być z tatą, kochają tatę i nie chcą się nim rozstawać - dodała.

 

"Bardzo się cieszą, że jesteśmy razem"

 

- Byłem poza miastem i dostałem wiadomość, że dzieci zostały mi odebrane (…). Służba nie chciała mi podać, gdzie dzieci się znajdują - opowiadał w środę w sądzie Denis Lisov, jak wyglądało umieszczenie jego córek w rodzinie zastępczej.

 

- Mniejsze dziewczynki nie zdawały sobie sprawy. Najstarsza powiedziała, że ciężko było się przyzwyczaić do relacji w tej rodzinie. Dowiedziałem się, że bardzo ciężko jej było w okresie, kiedy musiała wykonywać polecenia swojego wychowawcy, kiedy zachorowała, jak miała jakieś problemy (…) Trudno było jej się przyzwyczaić do rygoru, który panował w tej rodzinie. Teraz dziewczynki czują się lepiej. One wszystkie bardzo się cieszą, że jesteśmy razem - relacjonował w sądzie.

 

Lisov powiedział też, że przed umieszczeniem w rodzinie zastępczej dzieci nie rozmawiały z żadnym psychologiem, ani biegłym, a decyzja sądu "po prostu zapadła". Mężczyźnie pozwolono widywać się z córkami raz w tygodniu przez 6 godzin. - Kiedy wyjeżdżałem, było mnóstwo płaczu. Nie chciały się z mną rozstawać - opowiadał Lisov.

 

 

"Mieliśmy do czynienia ze skandaliczną sytuacją"

 

"Decyzją sądu dzieciaki zostają z Ojcem. Dobra robota policji i straży granicznej" - napisał na Twitterze minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński.

 

 

 

 

Na początku rozprawy sędzia Żaneta Seliga-Kaczmarek zdecydowała o przesłuchaniu dziewczynek. W jego trakcie do sądu przybyło dwóch mężczyzn - opiekun dziewczynek razem z kuzynem. Jak poinformował pełnomocnik Lisovów, próbowali oni wejść na salę, w której sędzia chciała najpierw porozmawiać z dziewczynkami.

 

 

- Mieliśmy do czynienia ze skandaliczną sytuacją. Zeszliśmy wszyscy razem pan prokurator, pełnomocnik, funkcjonariusz i tłumacz. W tym momencie dzieci w asyście policji zostały doprowadzone. Mężczyzna usiłował przedrzeć się przez kordon policji i wykrzykiwał coś w języku szwedzkim do dzieci, wiedząc że za moment będą przesłuchiwanie - poinformował mecenas Bartosz Lewandowski, który reprezentuje rodzinę Lisovów.

 

Dodał, że nie wie, jaki komunikat został przekazany. - Pan na wyraźnie żądanie policjantów, żeby się odsunął, nie posłuchał i wszedł do gabinetu pani sędzi. To pokazuje, w jaki sposób służby szwedzkie manipulują dziećmi - stwierdził i dodał, że według jego wiedzy mężczyźni nie mieli żadnych pełnomocnictw od jakichkolwiek szwedzkich instytucji.

 

 

 

  

Zatrzymani na Okęciu

 

"Wczoraj przed 16:00 pod opiekę policjantów z komisariatu lotniczego na Okęciu trafiły trzy dziewczynki, które przyleciały do Polski wspólnie z ojcem. W czasie kontroli cudzoziemców przeprowadzonej przez Straż Graniczną okazało się, że dzieci figurują jako zaginione" - poinformowała na koncie twitterowym warszawska policja.

 


Z informacji jakie udało się uzyskać funkcjonariuszom w systemach informatycznych wynikało, że dziewczynki powinny znajdować się pod opieką szwedzkich służb społecznych (na postawie art. 32 Decyzji SIS II). KSP poinformowało także, że szwedzcy pracownicy socjalni zgłosili się celem odebrania dziewczynek, ale policjanci ich nie wydali, a noc z wtorku na środę dzieci spędziły w komisariacie, gdzie zapewniono im nocleg.

 

 

 

W sprawę zaangażował się także Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak. Jak poinformował, "w nocy z wtorku na środę ojciec zdecydował się wystąpić do polskich władz z oficjalnym wnioskiem o przyznanie jemu i jego dzieciom statutu uchodźcy. Dzięki takiej decyzji rosyjska rodzina nie mogła być już wydana Szwedom".

 


Matka zachorowała na schizofrenię

 

Ojciec trzech dziewczynek zdecydował się na uprowadzenie córek do Rosji, rozpoczynając swoją drogę od przepłynięcia promem do Polski, ponieważ tamtejsze służby socjalne umieściły je w muzułmańskiej rodzinie zastępczej. Z Warszawy chciał dotrzeć do Moskwy.

 

12-letnia Sofia, 6-letnia Serafina i 4-letnia Alisa razem z matką i ojcem od 7 lat mieszkali w Szwecji. Prowadzili normalne życie. W pewnym momencie matka dziewczynek zachorowała na schizofrenię i trafiła do specjalistycznego ośrodka. Wówczas rodziną zainteresowała się tamtejsza opieka społeczna.

 

"Rodzina zastępcza 300 km od miejsca zamieszkania ojca"

 

1 września 2017 roku sąd w Szwecji zdecydował o umieszczeniu dziewczynek w rodzinie zastępczej imigrantów pochodzących z Libanu. Ojcu nie odebrano praw rodzicielskich, ale mógł widywać córki tylko przez 6 godzin w tygodniu. - Rodzina zastępcza znajdowała się ponad 300 kilometrów od miejsca zamieszkania ojca - powiedział mecenas Bartosz Lewandowski, który jest jednym z pełnomocników rodziny.

 

- Rodzina zastępcza, która sprawowała opiekę na małoletnimi córkami pana Denisa, jest pochodzenia arabskiego. Dość istotnym faktem jest to, że dziewczynki są z domu chrześcijańskiego. Sąd w Szwecji nie dał możliwości obrony jego praw do rodziny i dzieci. Sąd po prostu podjął decyzję na jednym posiedzeniu. Dziewczynki nie chcą przebywać w tej rodzinie - powiedział Babken Khanzadyan, drugi z pełnomocników rodziny Lisov.

 

Dodał, że dziewczynki skarżyły się na "imprezowy tryb życia" tymczasowych opiekunów.

 

O szczegółach sprawy z pełnomocnikami Denisa Lisova - mecenasem Bartoszem Lewandowskim oraz radcą prawnym  Babkenem Khanzadyanem - rozmawiał reporter Polsat News Grzegorz Urbanek. 

 

 

 

 

dk/luq/prz/ PAP, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie