Ratuje i odbiera zaniedbane zwierzęta, prokuratura zarzuca mu ich kradzież

Polska

Konradowi Kuźmińskiemu grozi do 10 lat więzienia, bo prokuratura zarzuca mu kradzież i kradzież rozbójniczą. Byłaby to kara dwa razy większa niż grożąca oprawcom zwierząt, które ratował. - Jeśli miałbym postąpić teraz w ten sam sposób, też odebrałbym te zwierzęta - powiedział gość "Wydarzeń" Polsat News. W jego sprawie interweniowali już RPO i wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki.

W 2018 i 2019 r. prezes Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt Konrad Kuźmiński w trybie interwencyjnym odebrał cztery psy dotychczasowym właścicielom. Były one zaniedbane, chore, odwodnione, zapchlone lub przypięte do krótkiego łańcucha.


Prokuratura rejonowa w Jeleniej Górze postawiła Kuźmińskiemu zarzuty m.in. kradzieży zwierząt i naruszenia miru domowego. Zastosowała też środki zapobiegawcze: dozór policji oraz zakaz wykonywania czynności wynikających z art. 7 ustawy o ochronie zwierząt.


Grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności.

 

 

"Sprawy były umarzane"


- Podczas interwencji, kiedy właścicielka zaatakowała mnie i moją koleżankę, doszło do rękoczynów, byłem zmuszony ją odepchnąć z samochodu od konającego psa. Zdaniem prokuratury, to ja rzuciłem się na kobietę, a nie ona na mnie - tłumaczył Kuźmiński w rozmowie z Joanną Wrześniewską-Sieger.


Jak dodał, "mimo że sprawy pojedynczo były umarzane, to prokuratura z urzędu, z nieznanych mi przyczyn, wznowiła je i uznała tym razem, że dopuściłem się przestępstw".


- Mam nadzieję, że mnie nie zamkną. Jest reakcja Rzecznika Praw Obywatelskich, wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, te organy zauważyły, że coś w decyzji prokuratury jest nie tak, ponieważ zdjęcia, filmy zwierząt, które zdaniem prokuratury ukradłem, ewidentnie pokazują, że te zwierzęta były po prostu skrajnie zaniedbane - dodał.

 

"Wyższa konieczność"


Jak zwrócił uwagę Kuźmiński, zgodnie  z art. 7 Ustawy o ochronie zwierząt, inspektorzy "mają prawo a nawet obowiązek odebrać zwierzę w przypadku zagrożenia zdrowia i życia zwierzęcia". - Mamy opinię weterynarzy, którzy orzekli, że gdyby nie nasze interwencje, te zwierzęta skonałyby na oczach swoich oprawców – tłumaczył.


- Prokuratura też stwierdziła, że było zagrożenie życia tych zwierząt, bo do sądu trafiły akty oskarżenia przeciwko tym właścicielom i to jest absurd - dodał.


Podkreślił, że zwierzętami zajmuje się od dziecka. - Jako inspektor działam od 3-4 lat. Mimo kilku naprawdę hucznych akcji, gdzie musieliśmy wyważać drzwi, rozcinać kłódki, pierwszy raz mam problem z prawem. W tamtych sytuacjach prokuratura stwierdziła, że działałem w stanie wyższej konieczności, inaczej zwierzęta skonałyby - zaznaczył.

 

"Przepisy są. To ludzie zawodzą"


Kuźmiński studiuje prawo i jak podkreślił, "organom, które są odpowiedzialne za stosowanie prawa, idzie to z wielkim trudem". - Mam nadzieję, że ta sytuacja się kiedyś zmieni. Dlatego też my działamy, bo organy administracji publicznej są niewydolne, jeśli chodzi o ochronę zwierząt - stwierdził Kuźmiński w Polsat News.


- Jeżeli ten stan by się zmienił, to my z dniem jutrzejszym kończymy naszą działalność, jeśli organy same będą w stanie wykonywać swoje ustawowe obowiązki - dodał.


Zdaniem Kuźmińskiego, służby "nie są w stanie chronić zwierząt w sposób należyty". - Dochodzi do sytuacji, że na miejscu interwencji przed nami są policja, straż miejska, inspektor weterynaryjny i oni nie stwierdzają zaniedbań. A przyjeżdżamy my i okazuje się, że zwierzęta są skrajnie wychudzone, zaniedbane, a były sytuacje, że też skatowane i organy nie dopatrzyły się znęcania - relacjonował.


Według niego, "przepisy są, to urzędnicy nie mają empatii". - System powinien działać, tylko ludzie w tym systemie zawodzą. Nie ma motywacji, empatii, w społeczeństwie jest jednak coś nie tak, że ludzie się znęcają nad zwierzętami. Brakuje edukacji - dodał.

prz/dro/ Polsat News
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie