Polak miał chodzić z siekierą pod pachą i terroryzować mieszkańców włoskiego miasteczka. Wydalono go

Świat
Polak miał chodzić z siekierą pod pachą i terroryzować mieszkańców włoskiego miasteczka. Wydalono go
MaxPixel

34-letni Polak został zatrzymany przez karabinierów z Abbadia San Salvatore w Toskanii. Według włoskich mediów, mieszkańcy zarzucali mężczyźnie napady oraz rozboje i od paru lat pisali petycje do władz miasta o pojmanie Polaka. Kiedy to się w końcu udało, 34-latek otrzymał nakaz opuszczenia Włoch. W niedzielę odstawiono go na lotnisko. W Polsce ma do odbycia karę 5 lat więzienia za rabunek.

Kiedy Marcin S. ps. Siwy otrzymał w końcu sądowy nakaz opuszczenia Włoch, sprawę skomentował burmistrz Abbadia San Salvatore. - Raduję się wraz z karabinierami - stwierdził Fabrizio Tondi. Przypomniał, że wcześniej dwukrotnie występował do prefekta o podjęcie odpowiednich działań.

 

Według włoskich mediów, 34-letni Marcin S. od lat dawał się we znaki mieszkańcom liczącego ok. 7 tys. mieszkańców miasteczka. 

 

Brakowało dowodów 


"Siwy" pozostawał w kręgu podejrzeń dotyczących napadów i rabunków, ale nie było wystarczających dowodów, by go zatrzymać. Lokalne media przypominają największą awanturę, za którą stać miał Marcin S. Po bójce w 2016 r,. podczas święta "Białej Nocy", do szpitala trafiło trzech policjantów. Mieli zostać pobici przez krewkiego Polaka.


Podobnych burd z udziałem Polaka miało być znacznie więcej. Mieszkańcy wielokrotnie widzieli go, a nawet fotografowali, chodzącego z siekierą pod pachą.


"Siwemu" przypisywano liczne kradzieże, rozbite okna, bójki. Przemoc nasilała się szczególnie w weekendy. Wciąż jednak nie było niezbitych dowodów, że za wszystkim stał Polak. Petycje słane do władz miejskich i konsekwentne działania policji doprowadziły w końcu do tego, że Marcin S. stanął przed sądem i odpowiedział za wiele z zarzucanych mu czynów.

 

"Mam nadzieję, że nie wróci za kilka miesięcy" 


Sąd nie miał wątpliwości, że Polak musi opuścić Włochy. Nakaz deportacji wykonano w niedzielę. W drodze na lotnisko towarzyszyli 34-latkowi miejscowi karabinierzy.


Na lotnisku w Warszawie czekali natomiast polscy policjanci, którzy od razu zatrzymali mężczyznę. Miał on bowiem do odbycia karę 5 lat więzienia za napad rabunkowy.

 

- Mam nadzieję, że nie wróci za kilka miesięcy - powiedział lokalnym mediom Fabrizio Tondi przypominając, że "wydanie nakazu deportacji nie jest prostym zadaniem, a staje się jeszcze trudniejsze, gdy dotyczy to obywatela UE". 

grz/luq/ lanazione.it, polsatnews.pl
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie