Partia Razem zwróciła się do CBA o kontrolę oświadczeń majątkowych prezesa PiS

Polska

W związku z publikacją "GW", Partia Razem złożyła w środę wniosek do CBA o kontrolę oświadczeń majątkowych prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Z informacji, ujawnionych przez gazetę wynika, że oświadczenia te mogły być nieprawdziwe - powiedział lider ugrupowania Adrian Zandberg.

Na briefingu przed siedzibą CBA Zandberg podkreślił, że zgodnie z art. 35 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora, parlamentarzyści są zobowiązani do tego, by składać oświadczenie o stanie majątkowym, które zawiera także informację o stanowiskach i rolach pełnionych przez nich w spółkach handlowych. Jak dodał, wyliczenie, które zawiera się w art 35 ust 2. ma charakter przykładowy, a obowiązek informacyjny obowiązuje "absolutnie wszystkie role o charakterze zbliżonym do wskazanych w ustawie".

 

- To oznacza, że jeśli pełni się jakąkolwiek rolę w spółce handlowej, to trzeba o tym w swoim oświadczeniu zameldować. Wzór tego oświadczenia wskazuje zresztą, że oświadczający musi powiedzieć, że nie zarządza działalnością gospodarczą i nie jest przedstawicielem ani pełnomocnikiem (spółki). Z informacji, ujawnionych przez "GW" wynika, że oświadczenie, które złożył poseł Jarosław Kaczyński, mogło być oświadczeniem nieprawdziwym - zaznaczył Zandberg.

 

"W oświadczeniu Kaczyńskiego nie ma takich informacji"

 

Jak dodał, z doniesień "GW" wynika, że Kaczyński prowadził negocjacje i rozmowy w imieniu prywatnego podmiotu i występował w tych rozmowach "tak jakby był pełnomocnikiem tego podmiotu". Jeśli poseł Kaczyński jest formalnym czy nieformalnym pełnomocnikiem tego podmiotu, to miał obowiązek umieścić stosowną informację w swoim oświadczeniu; my sprawdziliśmy to oświadczenie, w nim takich informacji nie ma - powiedział lider Partii Razem.

 

Podkreślił, że w ustawie wskazano CBA jako organizację, która kontroluje oświadczenia majątkowe posłów. Jak ocenił ma to sens. - Tylko sprawdzając te sprawy możemy uchronić się przed korupcją, przed taką oto sytuacją, w której ktoś podejmuje decyzje polityczne, które są podyktowane prywatnym interesem - zaznaczył polityk.

 

- Ta sprawa jest na wielu poziomach bardzo "azjatycka". Mamy szefa rządzącej partii politycznej, który na zawłaszczonym majątku narodowym - bo pamiętamy skąd te grunty trafiły do spółki "Srebrna" - stawia wieżowiec za ponad 1 mld zł. Zostaje powołana dziwna struktura ze spółek, które mają to ukrywać. Są w to zamieszani jego krewni, kontrahentem biznesowym jest człowiek, którego nazwisko przewija się w Panama Papers, czyli liście pomiotów zamieszanych w unikanie podatków. To jest historia, która nie powinna się zdarzyć w demokratycznym kraju - mówił Zandberg.

 

Wskazał, że Polska przyjęła zasady dot. walki z korupcją, z których jedna jest taka, że obywatele łożą na utrzymanie partii politycznych po to, by nie angażowały się one w podejrzane kontakty ze światem biznesu i by nie były one "na posyłki" dla biznesmanów. Według Zandberga artykuł "GW" pokazuje, że jest w Polsce partia polityczna, która te zasady "próbuje obchodzić" i "tworzy dziwaczny biznesowo-polityczny konglomerat".

 

Mazurek: polityczny teatr

 

Również w środę PO złożyła zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Zarzuca mu m.in. płatną protekcję, powoływanie się na wpływy oraz przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego.

 

Odnosząc się do tych wniosków rzeczniczka PiS Beata Mazurek oceniła, że "z rzekomej bomby zrobił się niewypał i teraz opozycja musi histerycznie szukać innego paliwa politycznego". "Tak należy czytać wnioski do prokuratury i CBA dotyczące Jarosława Kaczyńskiego. To medialny teatr, tym bardziej, że oświadczenia majątkowe są badane zarówno przez właściwy Urząd Skarbowy jak i posłów opozycji. Uwag do oświadczeń majątkowych Jarosława Kaczyńskiego nikt nie zgłaszał" - podkreśliła Mazurek na Twitterze.

 

 

Jak zaznaczyła, w oświadczeniach majątkowych Kaczyńskiego  "jest informacja, że prezes PiS jest przewodniczącym Fundacji od 1997 r.". "Poseł na ma prawo zasiadania w fundacji i wykonywania zadań w związku z funkcją którą pełni. Fundacja nigdy nie wspierała PiS" - oświadczyła.

 

 

Zarząd spółki odmówił zapłaty za pracę

 

Gazeta podała, że Birgfellner był zaangażowany w projekt od maja 2017 r. i rozmawiał z prezesem PiS 16 razy. Całkowite wynagrodzenie Austriaka, po wybudowaniu "dwóch wież", miało wynosić 3 proc. wartości inwestycji, czyli ok. 9 mln euro (ok. 39 mln zł). Srebrna nie dostała od władz Warszawy pozwolenia na budowę ani warunków zabudowy. Nie przeniosła również praw użytkowania działki pod budowę na firmę powołana do realizacji projektu, której prezesem został Birgfellner.

 

Po wstrzymaniu inwestycji przez Kaczyńskiego - podała "GW" - zarząd spółki odmówił Birgfellnerowi zapłaty za jego pracę, choć Austriak wykonał już część prac przygotowawczych: projekt architektoniczny, strategię realizacji, wycenę nieruchomości, prowadził negocjacje z wykonawcami poszczególnych etapów, zatrudnił pracowników. Prezes PiS zaproponował Austriakowi, aby wystąpił o zapłatę do sądu. "Wyborcza" podaje również, że bank Pekao SA zgodził się udzielić kredytu w wysokości 300 mln euro na budowę wieżowców przy Srebrnej

bas/ PAP
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie