Pierwsze w życiu wakacje i… pieniądze na dom. Wielki odzew po reportażu "Interwencji"

Polska

Pięcioosobowa rodzina państwa Świdrów z Kopaniny Kamieńskiej na Lubelszczyźnie żyje na 20 metrach kwadratowych, w domu bez łazienki i toalety. W dodatku syn państwa Świdrów jest sparaliżowany po wylewie. Reportaż programu "Interwencja" zmienił bardzo wiele w ich życiu.

Krystyna i Dariusz Świdrowie z rodziną mieszkają w niespełna 20-metrowym domu w Kopaninie Kamieńskiej na Lubelszczyźnie. Pięć osób żyje w dwóch pomieszczeniach bez łazienki i toalety. Zmagają się nie tylko z trudną sytuacją finansową, ale także z ciężką chorobą syna - Damiana. Rodzinę ekipa "Interwencji" odwiedziła w czerwcu tego roku. 


- Łatwo nie jest, ale jakoś trzeba żyć. Każdy trzyma sobie miskę w ręku i je. Nie mamy stołu, wynieśliśmy, bo bardzo ciasno tutaj jest – opowiadała wówczas Krystyna Świder, mama Damiana.


Wylew krwi do mózgu


Jedną z najtrudniejszych dat w historii rodziny był 5 grudnia 2011 roku.


- Damian poszedł do szkoły jak zwykle. Wyszedł wesoły. Nic nie wskazywało na to, co potem będzie. Koło 10:00 zadzwoniła wychowawczyni, że się źle poczuł i boli go głowa. Później okazało się, że to wylew krwi do mózgu. Tak nam lekarz powiedział. Co było przyczyną, to nikt nam nigdy nie wyjaśnił - powiedziała pani Krystyna.


"Nie stać nas, żeby zapewnić synowi lepsze życie"


Świdrowe nie mają łatwego życia. Utrzymują się z pracy w gospodarstwie. Ledwo wystarcza im na zaspokojenie podstawowych potrzeb trojga dzieci. Na rehabilitację sparaliżowanego Damiana, który wymaga całodobowej opieki, nie wystarcza już środków. Rodzina marzy też o nowym domu, bo obecny nie nadaje się do zamieszkania.


- Przykro to powiedzieć, ale nie stać nas, żeby synowi lepsze życie zapewnić. Człowiek myślał, że sobie poradzi z tym sam, własnymi środkami. Okazuje się, że nie. Trzeba prosić ludzi dobrej woli, dobrego serca o wsparcie - mówili Krystyna i Dariusz Świdrowie.


"Naprawdę na tę pomoc zasługują"


Po emisji reportażu "Interwencji" okazało się, że dramatyczna sytuacja życiowa rodziny poruszyła wielu widzów. Pojawiły się osoby, które postanowiły odmienić ich los. Świdrowie pojechali nad morze. W miejsce, które do tej pory znali jedynie z telewizji. Ten czas na pewno zapamiętają do końca życia.


- Człowiek nie liczył na aż tak dużo. Jeszcze taki wyjazd, tak daleko, to jest… coś fajnego. Na początku nie wierzyłem – mówi Dariusz Świder.


- To dzięki państwu, dzięki Telewizji Polsat. Zobaczyliśmy program, który wyemitowaliście na temat państwa Świdrów. Pomogliśmy chociażby dlatego, że nigdy nad morzem nie byli, dlatego że mają bardzo trudną sytuacją bytową i dlatego, że naprawdę na tę pomoc zasługują. To, jaką miłością, jakim szacunkiem się dążą, zasługuje na dużą uwagę - mówi Łukasz de Lubicz-Szeliski, właściciel hotelu w Ustce, który z żoną Alicją spełnił jedno z marzeń rodziny.


"Pierwszy raz poszliśmy obejrzeć morze"


- Zapytałam, jakie drobne niespodzianki, drobne prezenty mogę kupić od siebie, żeby sprawić dzieciom radość. Spodziewaliśmy się, że dostaniemy całą listę: laptopa, tableta… A sms, którego otrzymałam, poruszył mnie. Pani Krysia napisała mi trzy rzeczy: kocyk dla Damianka, książka dla 13-letniej Weroniki i laleczka dla 4-letniej Angeliki. To było coś, czego się absolutnie nie spodziewaliśmy - dodała pani Alicja.


- Wczoraj pierwszy raz poszliśmy obejrzeć morze. Super. Dzieciaki się cieszyły. Wrażenia są niesamowite. Aż człowiek czasami ma dech zaparty w piersiach. Brakuje słów, żeby to wszystko wyrazić. Weronice też się wszystko podobało. Muszelki zbierała. Uciekaliśmy przed wodą. Pogoda była ładna. Nasze marzenia wreszcie się spełniły. Ważne, że możemy się oderwać od tej szarej codzienności - cieszyli się państwo Świdrowie.


"Ten tydzień będą pamiętali do końca życia"


Podczas tygodniowego pobytu w Ustce udało się również zadbać o opiekę medyczną i rehabilitację dla Damiana. Rehabilitację, której od wielu miesięcy nie miał. A tylko ona może sprawić, by jego stan się nie pogarszał. Także córki pani Krystyny i pana Dariusza mogły odpocząć od trudnej codzienności.


- Wczoraj byliśmy na koniach, w sali, gdzie są kulki i na zajęciach z animatorkami - relacjonowała Weronika.


- Ja nie wiem, czy oni do końca wiedzą, co się z nimi dzieje, bo są tak szczęśliwi. Te dzieci są szczęśliwe. Nawet Damian, jak dziś do niego podeszłam, to miałam wrażenie, jakby się do mnie uśmiechał. Oni będą ten tydzień pamiętali do końca życia - powiedziała Grażyna Zyska, przyjaciółka rodziny.


183 515 zł. "Brakuje słów"


Osoby, które postanowiły pomóc bohaterom naszego reportażu, do końca utrzymywały w tajemnicy główny cel ich pomocy. Podczas kolacji charytatywnej, na którą zostali zaproszeni wszyscy darczyńcy, okazało się, że niedługo spełni się największe marzenie państwa Świdrów: będą mieli nowy dom - z łazienką i toaletą, a przede wszystkim budynek ma być dostosowany do rehabilitacyjnych potrzeb Damiana.


- Ja wiem, że wy nie wiecie, co się tutaj dzieje. Ale ci wszyscy państwo, których tutaj widzicie, zebrali się po to, żeby was wesprzeć. Zebraliśmy się, żeby zrobić kolację charytatywną właśnie na państwa rzecz - powiedział na wstępie Łukasz de Lubicz-Szeliski i podkreślił, że inicjatywę wsparło ponad 160 osób.


- Żeby was wesprzeć, żeby pomoc wam w rehabilitacji Damianka, żeby próbować poprawić wasze warunki bytowe. I udało się, myślę, że doskonale… - dodał.


Następnie zaprezentował kwotę, jaką udało się zebrać podczas kolacji.


- 183 515 złotych. Tyle dzisiaj uzbieraliśmy podczas naszej kolacji. To jest absolutny rekord - przekazał.


- Wiedzieliśmy, że będzie wyjazd, że będzie kolacja. Ale to… brakuje słów. To przerosło nasze marzenia. To tak, jakby trafić szóstkę w lotka. Będzie nowy dom. Jeszcze nie ochłonąłem z tego wszystkiego, ale chciałbym podziękować Telewizji Polsat za program, dzięki któremu to się wszystko zaczęło - powiedział Dariusz Świder.

 

prz/grz/ Interwencja
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie