Władze "S" mają przeprosić za słowa, że w KOD są byli funkcjonariusze SB i WSI

Polska

Władze "Solidarności" mają przeprosić Komitet Obrony Demokracji za słowa, że w KOD są byli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa i Wojskowych Służb Informacyjnych - orzekł Sąd Okręgowy w Gdańsku. "S" ma także przekazać 10 tys. zł na rzecz WOŚP. - Twierdzenie, że wśród najważniejszych działaczy KOD znajdują się ludzie z niechlubną przeszłością kładzie się cieniem na całą instytucję - uznał sąd.

- W ocenie sądu doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda w postaci dobrej sławy i dobrego imienia przez wskazanie, że wśród prominentnych działaczy KOD, a zatem osób zajmujących w strukturach stowarzyszenia eksponowane stanowiska, znajdują się byli SB-ecy, tajni współpracownicy i liczni przedstawiciele resortowej, PRL-owskiej nomenklatury. Użycie takich słów podważa wiarygodność powoda jako organizacji, której celem statutowym jest ochrona praw człowieka i obywatela oraz umacnianie zasad praworządności oraz demokratycznych zasad państwa prawa - powiedziała w uzasadnieniu wyroku, sędzia Ewa Karwowska.

 

Sędzia: w publikacji Solidarności użyto sformułowania "liczni przedstawiciele"

 

Sąd podkreślił, że stanowiska "S" z sierpnia 2017 r. nie można odnosić do sympatyków KOD takich jak Sławomir Broniarz, gen. Marek Dukaczewski, Leszek Moczulski czy Lech Wałęsa (takie osoby wymieniała podczas procesu strona pozwana - red.).

 

- Za prominentnego działacza KOD może być natomiast uznany Krzysztof Kamiński, przewodniczący lubelskiego oddziału KOD. Nieprawdziwe są jednak twierdzenia pozwanego, że był on tajnym współpracownikiem SB, bowiem istnieje prawomocny wyrok sądu lustracyjnego, z którego wynika brak powiązań tej osoby ze Służbą Bezpieczeństwa - powiedziała sędzia.


Dodała, że podobnie za prominentnego działacza KOD można uznać Adama Mazgułę, który był delegatem na zjazd krajowy KOD. - W ocenie sądu może on być także nazwany przedstawicielem resortowej, PRL-owskiej nomenklatury, gdyż jako zawodowy żołnierz Ludowego Wojska Polskiego, oficer, mógł rozwijać swoją karierę wojskową tylko z poparciem PZPR - zaznaczyła sędzia.


- Jest to jednak tylko jedna osoba. Podczas gdy w publikacji Solidarności użyto sformułowania "liczni przedstawiciele", co wskazuje, że niewątpliwie na dużą liczbę osób - uznał sąd.

 

"Eskalacja agresji wobec KOD i piętnowanie jego działalności"

 

Sąd podkreślił, że po stanowisku wydanym przez władze S" nastąpiła "eskalacja agresji wobec KOD i piętnowanie jego działalności". - Pojawiły się akty przemocy fizycznej i pogardy słownej - ocenił sąd.

 

Konflikt między działaczami KOD a "Solidarnością" rozpoczął się od sporu związanego z organizacją ubiegłorocznej, 37. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych.

 

"Liczni przedstawiciele resortowej PRL-owskiej nomenklatury"

 

Komitet Obrony Demokracji, który organizował wtedy własne obchody, skierował zaproszenie do "Solidarności", by związkowcy wzięli w nich udział. "S" uznała to za prowokację, a prezydium Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" przyjęło oficjalne, że:


"Tegoroczne centralne uroczystości 37. rocznicy narodzin Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność odbędą się w Lubinie. To w związku z 35. rocznicą krwawych wydarzeń lubińskich z 1982 r. będziemy przypominać ofiary tych ludzi, którzy tak chętnie zasilają dzisiaj szeregi KOD-u. Mamy tu na myśli tak widocznych i aktywnych prominentnych działaczy KOD jak byli SB-cy, funkcjonariusze WSI, TW i liczni przedstawiciele resortowej PRL-owskiej nomenklatury. Słowem: nie potrafimy sobie wyobrazić wspólnego świętowania z ludźmi, dla których refleksją nie jest słowo przepraszam, a jedynie rozpacz, że nie da się wyżyć za 2 tys. po zmniejszeniu SB-eckiej emerytury".

 

KOD za te słowa skierował sprawę do sądu. Po ogłoszeniu wyroku przewodniczący KOD Krzysztof Łoziński powiedział: - Bardzo dobrze odbieram uzasadnienie wyroku. Było bardzo porządne i rzetelne. "Solidarność" miała ponad rok czasu i trzech adwokatów na wykazanie obecności w naszych szeregach tych rzekomych SB-eków i tajnych współpracowników. Nie znaleźli, jak się okazuje, ani jednego. Takich ludzi po prostu w KOD-dzie nie ma.

 

"S": to, co podnosiliśmy w stanowisku, przecież wszyscy widzą

 

Ze strony "S" w sądzie na ogłoszeniu wyroku był wiceprzewodniczący związku Bogdan Biś. - Nie spodziewaliśmy się innego wyroku. Chyba wiadomo było, że to, co podnosiliśmy w stanowisku przecież wszyscy widzą. Polacy to widzą, kto jest na manifestacjach KOD-u. Jeżeli ktoś mówi, że tych ludzi nie ma, to chyba jest ślepy. (…) Jaki sąd jest każdy widzi. Natomiast my się odwołamy - oświadczył dziennikarzom.

 

Środowy wyrok Sądu Okręgowego nie jest prawomocny. "Solidarność" zapowiedziała wniesienie apelacji.

 

grz/  polsatnews.pl, PAP

grz/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie