Sprzedał klientom zadłużone mieszkania. Gotówkę wydał, choć miał nią spłacić bank

Polska

Krzysztof Z. sprzedał dwa obciążone hipoteką banku mieszkania za 180 i 360 tys. zł. Pieniądze kupujących osób miały trafić na rachunek techniczny, z którego bank miał je pobrać i odciążyć hipotekę. Zamiast tego ogromna suma trafiła na prywatny rachunek, z którego Krzysztof Z. już następnego dnia zaczął je wybierać. A ponieważ nie spłaca rat za mieszkania, banki mogą je w każdej chwili przejąć.

W 2016 roku młode małżeństwo z Warszawy postanowiło kupić mieszkanie za zaoszczędzone przez siebie i rodziców pieniądze. Pani Joanna i pan Andrzej trafili na ogłoszenie Krzysztofa Z. 49-metrowe mieszkanie na Muranowie spełniało ich oczekiwania.

 

- Dopiero w trakcie oglądania mieszkania zostałam poinformowana, że jest obciążone hipoteką łączną z innym mieszkaniem. Pośrednik wytłumaczyła, że kupuje się mieszkanie z hipoteką i wpłaca pieniądze w celu spłaty wierzytelności i zdjęcia tej hipoteki - opowiada reporterce "Interwencji" pani Joanna.

 

Mieszkanie było obciążone wspólną hipoteką na 700 tys. zł na rzecz banku PKO BP z innym 27-metrowym lokalem na Saskiej Kępie, także należącym do Krzysztofa Z. Tym mieszkaniem zainteresowało się inne małżeństwo.

 

Tzw. konto techniczne

 

- Od notariusza dowiedzieliśmy się, że to musi wejść do banku na tak zwane konto techniczne, z którego właścicielowi mieszkania nie wolno korzystać - tłumaczy Andrzej Zieliński.

 

W lipcu 2016 roku doszło do transakcji. Jedni kupujący zapłacili 360 tys. zł, drudzy - 180 tys. W akcie notarialnym sprzedający zobowiązał się, że w ciągu miesiąca dostarczy nowym właścicielom zaświadczenie o spłacie kredytu i uwolnieniu hipoteki. Ale tak się nie stało.

 

- Następnego dnia wyjął pieniądze, bo to jednak było jego konto prywatne, a nie żadne techniczne bankowe. Czyli mieszkanie jest w zasadzie banku, nie nasze - komentuje Andrzej Zieliński.

 

- Już pierwszego dnia po uzyskaniu tych pieniędzy przelał 200 tys. zł na swoje prywatne konto, a następnie wykonał przelew na 90 tys. zł, po czym po paru dniach w gotowce z konta zniknęło 50 tys. zł - dodaje pan Andrzej.

 

Notariusz odmówił informacji

 

Jak to się stało, że w akcie notarialnym znalazł się numer zwykłego prywatnego rachunku Krzysztofa Z.?

 

Reporterka "Interwencji" Paulina Bąk próbowała porozmawiać z notariuszem, u którego podpisany został akt notarialny, ale odmówił udzielenia jakichkolwiek informacji.

 

- Notariusz twierdzi, że otrzymał numer konta na zaświadczenia z banku o wysokości zadłużenia jako rachunek do spłaty oraz na podstawie ustnego oświadczenia sprzedającego wpisał ten numer do aktu notarialnego - mówi pani Joanna.

 

- Nie zdarzyło się jeszcze w mojej praktyce, żebym dzwoniła do banku i weryfikowała prawdziwość takiego dokumentu. Notariusz tego nie bada, nie jest to w jego kompetencjach. Za treść takiego zaświadczenia odpowiadają pracownicy banku, jeśli zły jest rachunek techniczny lub jakieś dane są niezgodne z prawdą, wtedy odpowiada bank-– tłumaczy Ilona Sądel-Bendkowska, rzeczniczka prasowa Izby Notarialnej w Warszawie.

 

Po sprzedaży mieszkań Krzysztof Z. przestał płacić raty za mieszkania. Przyznał, że za pieniądze ze sprzedaży mieszkań pospłacał część swoich długów.

 

- Uważam, że pełną odpowiedzialność ponosi bank, bo to bank powinien wskazać konto techniczne, zabezpieczyć pieniądze i je zabrać - mówi Krzysztof  Z. 


"Interwencja": Jak pan nie płaci, to pan wie, że te mieszkania zostaną w końcu zlicytowane, a ci ludzie wyrzuceni.

 

Krzysztof  Z.: I co z tego?

 

"Interwencja":- Jak to, co z tego?

 

Krzysztof  Z.:- Ja mogę im współczuć, ale winę ponosi bank. Ludzie powinni wytoczyć sprawę bankowi.

 

"Interwencja":- A nie panu?

 

Krzysztof  Z.:- Mogą wytaczać mnie sprawę, jedną już robili, prokuratura umorzyła.

 

Czy rzeczywiście to pracownik banku wpisał błędny numer konta na zaświadczeniu o wysokości zadłużenia? Tego nie wiemy, bo biuro prasowe PKO BP odmówiło udzielenia jakichkolwiek informacji.

 

Prokuratura postępowanie umorzyła 

 

Warszawska prokuratura umorzyła postępowanie, bo nie dopatrzyła się oszustwa w działaniu Krzysztofa Z.

 

- Prokurator ocenił, że nie sposób takich podstępnych zabiegów udowodnić przed podpisaniem umowy. Ocenił to zachowanie jako niewłaściwe i nieetyczne, ale uznał również, że nie daje ono  podstaw do przedstawienia zarzutów - informuje Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

 

Nowi właściciele mieszkań znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Krzysztof Z. od 2016 roku nie płaci rat, a to znaczy, że w każdej chwili mieszkania mogą zostać zlicytowane.

 

- Okazuje się, że można wszystko w tym kraju zrobić. Jeśli ja dziś ukradnę 600 tys. zł, to właściwie czuję się bezpiecznie, bo prokurator nie będzie mnie ścigał. Ja w zasadzie powinienem zrobić to samo i zapchać dziurę w moim budżecie, przecież to jest jakaś kompletna bzdura -  mówi Andrzej Zieliński.

 

Interwencja, polsatnews.pl

msl/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie