Nie pobili, a jedynie okazali niezadowolenie - prokuratura ws. zajść na Marszu Niepodległości

Polska
Nie pobili, a jedynie okazali niezadowolenie - prokuratura ws. zajść na Marszu Niepodległości
Polsat News

Warszawska prokuratura umorzyła postępowanie wobec osób, które podczas Marszu Niepodległości 11 listopada 2017 r. m.in. kopały, opluwały i wyzywały blokujące przemarsz kobiety. - Takie zachowanie "nie naruszyło interesu społecznego", a miało na celu "okazanie niezadowolenia" - uzasadniła prokuratura . "Nigdy nie czułam się tak wykluczona przez moje państwo" - oceniła jedna z pokrzywdzonych.

Kilkanaście kobiet z ruchu Obywatele RP oraz Strajku Kobiet podczas Marszu Niepodległości 11 listopada 2017 r. rozwinęło transparent "Faszyzm Stop". Transparent został zniszczony przez uczestników marszu. Kobiety usiadły wówczas na jezdni i skandowały antyfaszystowskie hasła.

 

Otoczyła je grupa mężczyzn, doszło do szarpaniny. 

 

- Kiedy już leżałyśmy na ziemi kopane, usłyszałam od jednego zakapturzonego z panów, z twarzą zasłoniętą szalikiem Legii, z tego, co się nie mylę, "trzeba dla ciebie kur** odkurzyć komory gazowe" – relacjonowała Ewa Błaszczyk, jedna z uczestniczek.

 

Zachowanie grupy narodowców sfilmowała Katarzyna Kwiatkowska. Jej nagranie pokazywało też, jak zareagowały służby porządkowe marszu.

 

Protestujące wyniesiono z trasy przemarszu.

 

 

"Przemoc nakierowana na mniej newralgiczne części ciała"

 

Warszawska Prokuratura Okręgowa nie doszukała się znamion przestępstwa i 31 sierpnia umorzyła postępowanie.

 

"Uzasadniono umorzenie m.in. tym, że kopnięcia, popychanie i zniewagi »oceniane obiektywnie wskazują na to, że nie były one objęte umyślnością. Zamiarem atakujących nie było bowiem pobicie pokrzywdzonych, lecz okazanie swojego niezadowolenia, że znalazły się one na trasie ich przemarszu«" - poinformowała na Facebooku Zofia Marcinek z Warszawskiego Strajku Kobiet i uczestniczka zdarzeń z 11 listopada 2017 r.

 

"Umiejscowienie obrażeń (...) wskazuje że przemoc ze strony napastników nakierowana była na mniej newralgiczne części ciała, toteż nie można mówić, aby zamiarem atakujących był skutek w postaci narażenia pokrzywdzonych na niebezpieczeństwo" - głosi uzasadnienie, które opublikowała Marcinek.

 

Według prokuratury, "o pobiciu nie można mówić w kontekście usuwania pokrzywdzonych z trasy przemarszu. Analiza zabezpieczonych nagrań nie wskazuje, by (...) zastosowana była wobec (wynoszonych) przemoc fizyczna". 


"Przestępstwa będące przedmiotem oceny nie naruszają zdaniem prokuratury interesu ogółu" - stwierdziła prokuratura.

 

"Możesz kopać, pluć, deptać. Grozić śmiercią, wyzywać, głośno marzyć o komorach gazowych. Możesz wreszcie za ręce, nogi i szyję wlec kogoś po asfalcie. Jeśli jesteś neofaszystą, nie masz się przy tym czego bać. Nie będzie to przecież agresja, Tylko niezadowolenie. Nie będzie to przemoc. A na pewno nie będzie to naruszać interesu ogółu. Masz na to dowód w postaci orzeczenia prokuratury" - oświadczyła jedna z pokrzywdzonych.

 

 

"Chyba nigdy nie czułam się aż tak wykluczona przez moje państwo". "Pani prokurator wywodzi, że nikt nie chciał zrobić mi umyślnej krzywdy. Jasne. Słowa »żebyś zdechła« to takie zwyczajne zwroty towarzyskie. A moje obrażenia są nieistotne" - skomentowała na Facebooku decyzję prokuratury Elżbieta Podleśna, która także blokowała marsz. 

 

Wielowątkowe postępowanie

 

Wobec uczestniczek wciąż toczy się postępowanie za zakłócenie Marszu Niepodległości, zorganizowanego przez środowiska narodowe. Antyfaszystowskie wystąpienie było nielegalne, gdyż nowelizacja ustawy o zgromadzeniach wprowadzona przez PiS zabrania organizowania kontrdemonstracji w promieniu 100 metrów od wydarzenia.

 

11 listopada pod hasłem "My chcemy Boga" ulicami Warszawy w Marszu Niepodległości przeszło - jak szacuje policja - ok. 60 tys. osób. Uczestnicy demonstracji oprócz polskich flag nieśli także transparenty z hasłami: "Wszyscy różni, wszyscy biali", "Europa tylko dla białych".

 

Prokuratura wszczęła śledztwo m.in. ws. publicznego propagowania faszyzmu lub nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym, etnicznym czy rasowym.

 

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zapowiadał w listopadzie ubiegłego roku , że osoby, które dopuszczały się łamania prawa podczas marszu  zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. - Z całą pewności zostaną pociągnięte do odpowiedzialności karnej wtedy, kiedy zostaną zidentyfikowane. Odwoływanie się do haseł rasistowskich jest nieakceptowalne - mówił wówczas. 

 

O wyjaśnienia ws. sposobu zabezpieczenia Marszu Niepodległości poprosił Komendanta Stołecznego Policji  Rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. RPO chciał wiedzieć m.in. jak przebiegały interwencje wobec uczestników zgromadzenia.

 

polsatnews.pl, OKO.press

paw/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie