"Nie ma twardzieli, takich do końca. W pewnym momencie coś pęka" - Leszek Miller o śmierci syna

Polska

- Pogodnego chłopca, z którym jeździmy na rowerze, chodzimy na ryby, jeździmy do kina. Chłopca, który wchodzi do domu i mówi "Cześć mama, cześć tata, co robimy, co słychać?" - tak chciałby zapamiętać swojego zmarłego syna Leszek Miller, który wspominał go w rozmowie z Dorotą Gawryluk w programie "Wydarzenia i Opinie".

Ciało Leszka Millera Juniora znaleziono 27 sierpnia. Miał 48 lat. Jak mówił Dorocie Gawryluk były wicepremier, "wszystko było trudne" po śmierci jedynego syna.

 

- Zadajemy sobie stale pytanie "Dlaczego nasz syn umarł?" i wiemy, że będzie nas ono dręczyć do końca naszych dni - powiedział były lider SLD i były premier Leszek Miller w "Wydarzeniach i Opiniach". "Teraz nie możemy znaleźć sobie odpowiedzi na to pytanie" - dodał.

 

"Gdy umiera ktoś najbliższy umiera cząstka każdego z nas"

 

- Jesteśmy jakoś oswojeni ze śmiercią. Uczestniczymy w pogrzebach, składamy kondolencje. Tylko to wszystko ma się nijak do tego, gdy umiera ktoś najbliższy, bo wtedy umiera cząstka każdego z nas - powiedział Leszek Miller.

 

Były premier stwierdził też, że "czujemy, że śmierć na nas patrzy".

 

- Kiedy rozbiłem się helikopterem miałem wrażenie, że śmierć na mnie spojrzała, ale się zawahała - stwierdził były polityk lewicy wspominając katastrofę lotniczą z grudnia 2003 roku, kiedy został ranny, gdy rządowy śmigłowiec spadł w lesie niedaleko Warszawy.

 

- Gdy moja żona zachorowała bardzo ciężko i walczyliśmy, żeby wyzdrowiała, to śmierć zawahała się po raz drugi. Ale po raz trzeci już się nie zawahała - stwierdził Leszek Miller.

 

"W takich sytuacjach nie ma twardzieli"

 

Jak mówił, po śmierci syna to on zajął się sprawami administracyjnymi i urzędniczymi, m.in. związanymi z organizacją pogrzebu. "Wszyscy nie mogą płakać, a w każdym razie nie ciągle" - mówił Miller. - W takich sytuacjach nie ma twardzieli, takich do końca. W pewnym momencie coś pęka - dodał jednak.

 

- To nieprawda, że czas leczy rany. Czas co najwyżej oswaja z ranami. Urealnia to, co wydawało się nierealne - powiedział były polityk SLD dodając, że wraz z rodziną często dalej nie może uwierzyć w to, co się zdarzyło.

 

- Spodziewamy się naszego syna. Dźwięk samochodu, dzwonek do drzwi. Z tego się nie da wyzwolić - mówił.

 

Śmierć Leszka Millera Juniora zaskoczyła rodzinę. - Dla nas to była tragiczna wiadomość,  jak grom z jasnego nieba - powiedział jego ojciec na antenie Polsat News. O swoim synu mówił, że "miał lepsze i gorsze okresy, był dosyć wrażliwym mężczyzną".

 

- Gdybym mógł negocjować ze śmiercią, to bym zaproponował siebie. On miał 48 lat, ale właściwie był jak chłopiec. Bardzo wrażliwy, mało odporny na przeciwności losu - mówił Leszek Miller.

 

Najprawdopodobniej samobójstwo

 

- Wszystko wskazuje na to, że nasz syn targnął się na swoje życie - powiedział gość "Wydarzeń i Opinii" o powodach śmierci syna.

 

Jednocześnie były premier zaapelował do polityków, żeby pamiętali o swoich rodzinach.

 

- Radzę politykom, jako były polityk, żeby pamiętali o swoich bliskich. Żeby nie było tak, że polityka zjada ich jak jakiś potwór, przeżuwa i wypluwa. A z rodziną dzieją się rzeczy, o których oni nie wiedzą, bo nie mogą wiedzieć. Trzeba jakoś godzić to, co jest związane z życiem rodzinnym z tym, co jest związane z życiem zawodowym, pasjami politycznymi - mówił na antenie Polsat News.

 

- Jak patrzę na swoją przeszłość, to wielu moich kolegów o tym zapominało, ja sam mam tutaj coś do wyrzucenia - dodał. Leszek Miller przyznał, że jest wdzięczny za głosy wsparcia, jakie otrzymał po śmierci syna, a które napływały od ludzi z wielu stron politycznego spektrum.

 

"Nie jesteśmy tacy źli"

 

- To było bardzo krzepiące, że mimo często bardzo ostrej walki politycznej w sytuacji takiej jak ta, ludzie wznoszą się ponad uprzedzenia. Te wszystkie wyrazy solidarności polityków pozytywnie mnie poruszyły. Pomyślałem sobie: my ludzie może nie jesteśmy tacy źli, jak się wydaje - mówił były premier.

 

Jak dodał, mocno zaskoczył go telefon od jałmużnika papieskiego, kardynała Konrada Krajewskiego.

 

- Pospieszył ze słowami wsparcia, rozmawiał z moją żoną. Kiedy drugi raz rozmawialiśmy, ta rozmowa dotyczyła też nie tylko okoliczności śmierci mojego syna, ale też Kościoła tak jak sobie kardynał i papież wyobrażają. Powiedział mi, w pewnym skrócie, że Kościół dla niego to jest szpital polowy, otwarty dla wszystkich nieszczęśników, ludzi, których los pokrzywdził. Kościół zamknięty, bogaty, to nie jest Kościół - cytował Miller dodając jednak, że "w Polsce można spotkać różne przykłady, niekonieczne te wzorowane na standardach watykańskich".

 

Miller o liście ws. publikacji "Faktu"

 

Leszek Miller odniósł się także do sprawy artykułu zatytułowanego "Ojciec wybrał politykę, a syn sznur", który opublikował dziennik "Fakt" 1 września. Publikacja ta spotkała się z falą krytyki w mediach. 3 września Zarząd Ringier Axel Springer Polska, wydawca gazety poinformował, że redaktor naczelny dziennika Robert Feluś zrezygnował z pełnionej funkcji.

 

Były premier napisał wraz z żoną Aleksandrą list w tej sprawie do Mathiasa Doepfnera, przewodniczącego Zarządu Axel Springer SE.

 

"Nie chcemy, żeby to, co dotknęło ze strony gazety naszą rodzinę, stało się normą, godzącą w innych ludzi. Rezygnacja redaktora naczelnego »Faktu«, która nastąpiła w wyniku oburzenia opinii publicznej i środowisk dziennikarskich w żaden sposób nie usuwa ani przyczyn, ani skutków tej skandalicznej sytuacji. Oczekujemy, że działania, które powinny zostać przez Pana podjęte uniemożliwią powtórzenie się podobnych zdarzeń w przyszłości" - napisał były premier w liście.

 

- Napisaliśmy list, żeby wiedział co się dzieje w polskim "Fakcie". To dla nas było coś niezwykle koszmarnego. Na cale szczęście moi koledzy nie pokazali mi tej okładki przed ceremonią pogrzebową, a dopiero po niej. Ale poczułem, że ktoś mi wbija nóż prosto w serce - mówił gość Doroty Gawryluk.

 

Dymisja to zbyt mało

 

Jak dodał, sama dymisja naczelnego go nie satysfakcjonuje. - Nie mogę zrozumieć, jak ktoś pomyślał, że ten artykuł, to dobry pomysł. Rozumiem, że redaktor naczelny został zdymisjonowany, ale przecież ktoś to napisał, ktoś to opracował, ktoś zatwierdził, ktoś to oceniał. Dochodzą mnie sygnały z wewnątrz redakcji, że to się spotkało z pozytywną oceną, że to jest ciekawa propozycja, że na pewno zaboli - mówił były premier, i dodał: - Mnie interesuje proces powstawania tego artykułu (…), żeby w polskim "Fakcie" się już nic takiego nie powtórzyło.

 

- Dzisiaj moi przedstawiciele prawni złożyli w siedzibie faktu wniosek przedsądowy, w którym formułują zarzuty i żądają zadośćuczynienia. Zobaczymy jaka będzie reakcja - poinformował Leszek Miller.

 

- Zastanawiam się, czy przyczyną jest nieustanna pogoń za zyskiem, za nakładem, czy też to jest odzwierciedlenie tego, co zachodzi w naszym życiu publicznym, ciągłej brutalizacji. Przesuwania tych granic coraz wyżej, nieliczenia się z niczym i nikim. Spadku autorytetu zawodu dziennikarskiego - zastanawiał się były polityk SLD. Jednocześnie stwierdził, że bardzo ujęli go dziennikarze "którzy potępili zachowanie dziennikarzy" tego dziennika.

 

Dotychczasowe odcinki programu "Wydarzenia i Opinie" można zobaczyć tutaj

 

Polsat News, polsatnews.pl

jm/hlk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie