Tygrys zabił opiekuna w zoo. Sąd uniewinnił kierownika od zarzutu niedopełnienia obowiązków

Polska

Wrocławski sąd uniewinnił w środę pracownika zoo we Wrocławiu, Stanisława U., oskarżonego o niedopełnienie obowiązków służbowych, w wyniku czego tygrys zagryzł podległego mu pracownika Ryszarda P.

Do wypadku doszło 16 września 2015 r., gdy oskarżony Stanisław U., który był kierownikiem działu ptaków i ssaków drapieżnych, wraz z podległym mu brygadzistą Ryszardem P. weszli na wybieg w przekonaniu, że tygrys jest zamknięty. W ocenie prokuratury oskarżony nieodpowiednio nadzorował pracę brygadzisty, nie upewniając się przed wejściem na wybieg, czy tygrys jest prawidłowo zabezpieczony w boksie wewnętrznym.

 

W środę Sąd Rejonowy dla Wrocławia-Śródmieścia uniewinnił mężczyznę od stawianych mu zarzutów. Sędzia Anna Kochan w uzasadnieniu podkreśliła, że po przeanalizowaniu obowiązujących wówczas w zoo przepisów BHP, wynika, że oskarżony w żaden sposób nie naraził swojego podwładnego.

 

- Mamy jedną instrukcję BHP, podpisaną przez oskarżonego i pokrzywdzonego, w której nie ma mowy o asekuracji. Pracownicy stosowali taką asystę dla zwiększenia własnego bezpieczeństwa. Niedookreślone jest słowo asekuracja, ponieważ w tym zakresie zoo nie wydało żadnej instrukcji. Nie ma jednak żadnych regulacji dotyczących tego, jak to powinno konkretnie wyglądać - tłumaczyła sędzia Kochan.

 

"Pokrzywdzony niedokładnie sprawdził zabezpieczenia"

 

W ocenie sądu, oskarżony na miejscu zdarzenia znalazł się przypadkiem, gdyż szedł w tym czasie na konferencję. - To pokrzywdzony był brygadzistą i on tego dnia rozdzielał zadania, więc jeżeli nie przydzielił sobie nikogo do asysty, to popełnił błąd. (…) Skoro pokrzywdzony był gotowy do wejścia na wybieg, to nie jest bezpodstawne przypuszczenie, że uprzednio wszystko sprawdził - mówiła sędzia.

 

Dodała, że gdyby oskarżony tamtędy w ogóle nie przechodził, do wypadku i tak by doszło. - A być może doszłoby do zdarzenia gorszego, bo tygrys wybiegłby na teren zoo, gdzie w tym czasie znajdowały się inne osoby. Oznacza to, że pokrzywdzony niedokładnie sprawdził zabezpieczenia - zaznaczyła sędzia.

 

Zdaniem sądu, w zoo w kwestii BHP panował w tamtym czasie bałagan. - Pracownicy podpisali instrukcję, w której nie ma mowy np. o asyście, a zarazem specjalista BHP przedłożył do akt instrukcje, o których nie wiadomo czy obowiązywały i czy jakikolwiek z pracowników się z nimi zapoznał - wyjaśniła sędzia.

 

Jak podkreśliła, zdarzenie jest nieszczęśliwym wypadkiem, a oskarżony nie zaniedbał swoich obowiązków.

 

PAP, Zdjęcie: PAP/Maciej Kulczyński

mr/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie