Jasnowidz świadkiem w procesie Gawronika. "Ziętara został zamordowany i ukryty w stawie"

Polska
Jasnowidz świadkiem w procesie Gawronika. "Ziętara został zamordowany i ukryty w stawie"
PAP/Jakub Kaczmarczyk

- Podano mi jakąś rzecz zaginionego i jego zdjęcie. Ja sugerowałem, że człowiek ten jest zamordowany, określiłem, że jest czymś zawinięty i ukryty w stawie - mówił w sądzie o okolicznościach śmierci dziennikarza Jarosława Ziętary jasnowidz Krzysztof Jackowski. Zeznawali także inni świadkowie.

Poznański sąd okręgowy kontynuował we wtorek proces byłego senatora, oskarżonego o nakłanianie ochroniarzy spółki Elektromis do porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa reportera "Gazety Poznańskiej".

 

Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 r. Współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Wprost" i "Gazetą Poznańską". 1 września 1992 r. wyszedł ze swego mieszkania i tam był widziany po raz ostatni. W 1999 r. został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.

 

"Nie sugerowałem nikogo jako mordercę"

 

Kiedy Ziętara zaginął, o pomoc do jasnowidza z Człuchowa zwrócił się ojciec dziennikarza, a także brat z żoną. We wtorek w sądzie Krzysztof Jackowski powiedział, że przez 30 lat swojej pracy odnalazł około 700 ciał, a ze sprawy Ziętary - ze względu na upływ czasu - niewiele już pamięta.

 

- Pamiętam, że ktoś z rodziny zaginionego zjawiał się u mnie w Człuchowie parokrotnie, i pamiętam, że raz lub dwa był u mnie policjant z Poznania, bo się legitymował (..) Podano mi jakąś rzecz zaginionego i zdjęcie. Ja sugerowałem, że człowiek ten jest zamordowany, określiłem, że jest czymś zawinięty i ukryty w stawie. Sugerowałem też pewne miejsce, gdzie on może się znajdować, że to może być staw. Od tego spotkania minęło wiele lat i jak widać, człowieka nie znaleziono, więc moja pomoc okazała się bezowocna. Chcę zaznaczyć, że nie sugerowałem nikogo jako mordercę - mówił w sądzie.

 

Jak dodał, później przywieziono mu także ziemię ze zbiornika wodnego pod Poznaniem, w którym miało zostać ukryte ciało reportera, ale - jak wskazał - w sprawie Ziętary postawił tylko jedną wizję. - Nie ulega wątpliwości, że człowiek raczej nie żyje i że to było morderstwo z powodu tego, czym się zajmował - prasa wtedy pisała, że rzekomo był na tropie jakiejś wielkiej afery - podkreślił w sądzie.

 

Jackowski podkreślił, że w związku ze sprawą dziennikarza nie otrzymywał pogróżek ani nikt mu nie sugerował, by się tym nie zajmował. Prokuratura przytoczyła jednak w sądzie fragment książki Krzysztofa Janoszki "Jasnowidz na policyjnym etacie", w której autor pisze, że u Jackowskiego zjawili się przy okazji innej sprawy funkcjonariusze UOP-u, sugerując, żeby się nie zajmował sprawą Ziętary. Jackowski powiedział, że autor pomylił sytuacje. O kontaktach Jackowskiego z funkcjonariuszami w tej sprawie, wspomnieli także Krzysztof Kaźmierczak i Piotr Talaga w książce "Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa", sugerując, że funkcjonariusze UOP mieli wywierać presję na Jackowskiego, aby przestał się interesować sprawą reportera.

 

Maciej B. miał być naocznym świadkiem podżegania do zabójstwa Ziętary

 

We wtorek zeznawała także Anna B., była żona Macieja B., poznańskiego gangstera ps. "Baryła". Według prokuratury Maciej B. był naocznym świadkiem podżegania do zabójstwa Ziętary. W kwietniu 2016 roku powiedział jednak przed sądem, że o sprawie nic nie wie. Odwołał też wszystkie wcześniejsze zeznania obciążające Gawronika, łącznie z tym, co mówił podczas rejestrowanych przesłuchań i w trakcie prezentowanego w sądzie zapisu z eksperymentu procesowego. Stwierdził, że przy składaniu zeznań obciążających byłego senatora był instruowany m.in. przez prokuratora.

 

Anna B. powiedziała, że Maciej B. otrzymywał pogróżki w więzieniu. Podkreśliła, że przyszli do niej funkcjonariusze CBŚP i to od nich się dowiedziała, że Maciej B. dostał w więzieniu zdjęcie córki, co miał odebrać jako groźbę i sugestię, żeby wycofał się z zeznań obciążających Gawronika.

 

Inny świadek - także krewny Macieja B. - Robert Sz. zeznał, że "Maciek mówił, że wszedł w układ z Kosmatym (prok. Piotr Kosmaty), że za zeznania załatwi mu u prezydenta ułaskawienie (...) mówił, że został oszukany przez Kosmatego i dlatego wycofał się ze swoich zeznań". Dodał, że zeznania odwołał nie dlatego, że ktoś go zastraszał, tylko dlatego, że "prokurator z Krakowa go zrobił w konia".

 

- Nie wierzę w to, że ktokolwiek mógłby zastraszyć Macieja, on nie jest strachliwy (...) gdyby coś się jednak stało jego córce, to by to bardzo przeżywał. On z nią nie ma kontaktu, ale wiem, że jest w jego sercu - podkreślił.

 

W poprzednich zeznaniach ten świadek wskazał, że Maciej B. opowiadał mu o "robotach", jakie wykonywał na zlecenie różnych wpływowych osób. - Ludzie też opowiadali, że za kasę Gawronika palił konkurencyjne kantory, a za kasę Świtalskiego przeładowywał TIR-y. To było głośne - mówił.

 

Dodał, że Maciej B. podkreślał, że "posiada dużą wiedzę na temat policji, SB i polityki". - O tym, że ma wiedzę na temat Ziętary, Świtalskiego, Elektromisu, Wałęsy i Jaroszewiczów, to wiem od niego, bo mówił, że jakby to powiedział, to by się w telewizji zatrzęsło, ale ja nic nie chciałem wiedzieć. Maciej mi mówił, że o wszystkim by opowiedział, pod warunkiem otrzymania listu żelaznego - powiedział.

 

"W mojej ocenie Przemek byłby w stanie zabić człowieka"

 

We wtorek zeznawali także funkcjonariusze służby więziennej, w tym Marcin M., który także powiedział, że "Baryła" nie obawiał się w więzieniu o swoje bezpieczeństwo. Wojciech K. mówił z kolei, że Maciej B. czuł się rozgoryczony i oszukany, bo prokurator nie dotrzymał danej mu obietnicy, mówił, że zamierza popełnić samobójstwo. "Baryła" miał się też żalić, że prokuratorzy "chcą sobie na nim zrobić karierę". Więzienny psycholog Tomasz W. zeznał zaś: "z tego, co wiem, wpływ na myśli samobójcze miała kara dożywotniego pozbawienia wolności".

 

Jednym ze świadków był także Zbigniew G., który odbywa karę więzienia w Szamotułach. W przeszłości przebywał w jednej celi z "podejrzewanym o uprowadzenie dziennikarza Przemysławem C.". W przytoczonych przez sąd poprzednich zeznaniach mówił, że Przemysław C. pracował dla twórcy Elektromisu. - Przemysław C. mówił, że Gawronik i Świtalski byli dobrymi kolegami (...) według mnie Przemek na temat dziennikarza dużo wiedział, wiedział, co się z nim stało (...) w mojej ocenie Przemek byłby w stanie zabić człowieka - powiedział.

 

Dodał, że między więźniami "mówiło się, że Ziętara musiał węszyć wokół Elektromisu i dowiedział się jakiegoś ciekawego tematu przekrętu; nie wiadomo, ile w tym jest prawdy".

 

Zeznania składał także Krzysztof D., który również przebywał w jednej celi z Przemysławem C. Jak mówił, podczas jednego ze spacerów - Przemek C. pokazał mi list, jaki otrzymał, nie wiem od kogo. W tym liście było napisane, że za to wszystko, za te wszystkie wyjeb... pożałuje, że będzie wrobiony w zabójstwo dziennikarza. On był tym przejęty - mówił świadek. W poprzednich zeznaniach, przytoczonych przez sąd, Krzysztof D. mówił, że w latach 90. w Poznaniu "rządził Świtalski, nazywano go szarą eminencją".

 

We wtorek zeznawał również poznański prawnik związany z Elektromisem Wiesław M. Jego wizytówkę znaleziono w rzeczach Ziętary. Powiedział, że w swojej karierze rozdał kilka tysięcy wizytówek, rozdawali je także m.in. jego aplikanci. Mówił, że nigdy nie poznał Ziętary i nie ma żadnej wiedzy na jego temat.

 

PAP

dk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie