Zarzut znęcania się nad egzotycznymi zwierzętami. Hodowla była zarejestrowana jako cyrk

Polska
Zarzut znęcania się nad egzotycznymi zwierzętami. Hodowla była zarejestrowana jako cyrk
zdj. ilustracyjne/Pixabay.com/CC0 Public Domain

Zarzut znęcania się nad zwierzętami usłyszał Maciej M., właściciel hodowli egzotycznych zwierząt w Pyszącej k. Śremu (Wielkopolskie). W ubiegłym roku na terenie hodowli policja znalazła ok. 300 dzikich zwierząt - m.in. tygrysów i antylop - przetrzymywanych w brudzie i ciasnocie.

- W trakcie przesłuchania mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił złożenia wyjaśnień - przekazała prokurator Magdalena Kopras z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.


Za znęcanie się nad zwierzętami podejrzanemu grozi kara grzywny, kara ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2.

 

- Tego cierpienia, które zobaczyłam w Pyszącej, w żaden sposób nie można opisać słowami - relacjonowała aktywistka Międzynarodowego Ruchu na Rzecz Zwierząt - "Viva!" Anna Plaszczyk - Dwa tygrysy, przebywające na wybiegu o wielkości 40 metrów kwadratowych, którego ogromną część stanowiła stojąca woda wymieszana z odchodami zwierząt. (...) Na podłodze błoto i kałuże odchodów, brak wentylacji, więc w środku ogromny smród szczypiący w oczy. Spora dziura w górnym ogrodzeniu wybiegu, przez którą zwierzęta już wkrótce mogły uciec. Tygrysy wykazywały objawy stereotypii, czyli zaburzenia zachowania wynikającego z braku możliwości realizacji naturalnych potrzeb - mówiła. 

 

Jedna z największych takich interwencji w Polsce

 

Na terenie hodowli policja znalazła niemal 300 zwierząt 83 gatunków, w tym gatunków chronionych.

 

Były wśród nich tygrysy, lamparty perskie, rysie, antylopy i pumy. W akcji na terenie hodowli brali udział wielkopolscy policjanci wraz z koordynatorem ds. CITES Izby Administracji Skarbowej w Poznaniu, przedstawicielami Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii, Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody "Salamandra", fundacji "Viva" oraz Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu. Akcja na terenie hodowli była jedną z największych interwencji dotyczących dzikich zwierząt objętych ochroną gatunkową, jakie przeprowadzono w Polsce.

 

Jak informowała fundacja "Viva!", "prawie 300 zwierzętami w hodowli opiekowało się tylko dwóch pracowników. Stan sanitarny pomieszczeń i wybiegów był skandaliczny i zagrażał bezpośrednio życiu i zdrowiu wszystkich zwierząt".

 

Część zwierząt trafiła do ogrodów zoologicznych

 

Jak mówiła Anna Plaszczyk, lista nieprawidłowości w sprawowaniu opieki i przetrzymaniu zwierząt jest bardzo długa, a same protokoły kontroli hodowli zostały zawarte na 170 stronach. - Do tego dokumentacja fotograficzna, wideo, opinie biegłych sądowych, dokumenty zwierząt.

 

I lista zwierząt, które w hodowli przebywały, ale zniknęły w tajemniczych okolicznościach. Jak na przykład dwa młode lamparty perskie, na które ministerstwo nie wydało dokumentów ze względu na nieprawidłowości i w związku z tym nie można ich było sprzedać, dorosła tygrysica, która miała umrzeć na krótko przed interwencją, czy pawiany, które z ośrodka podobno uciekły i biegały po wsi - wymieniła Plaszczyk. 

 

Część ewakuowanych z hodowli zwierząt trafiła do polskich ogrodów zoologicznych: w Poznaniu, Warszawie, Bydgoszczy i Chorzowie. Pozostałe, głównie małpy i duże koty, przyjęły europejskie azyle dla dzikich zwierząt. Ostatnie zwierzęta - trzy tygrysy i lampart - zostały w czwartek ewakuowane z Pyszącej do azylu dla dzikich zwierząt na Słowacji.

 

Formalnie zwierzęta nadal są własnością Macieja M. 

 

Pełnomocniczka fundacji "Viva!" mec. Katarzyna Topczewska podkreśliła w piątek, że wobec Macieja M. trwa także śledztwo dotyczące posiadania zwierząt gatunków chronionych bez odpowiednich dokumentów i analizowane są inne wątki tej sprawy. Jak mówiła, w sprawie bulwersuje także to, że "ów cyrk, który de facto nigdy cyrkiem nie był, ale nielegalną hodowlą dzikich i niebezpiecznych zwierząt, podlegał nadzorowi Powiatowego Lekarza Weterynarii, który nie miał zastrzeżeń do formy prowadzenia działalności, stanowiącej obejście obowiązującego prawa".

 

- W mojej ocenie, prokuratura powinna wszcząć także postępowanie w sprawie niedopełnienia obowiązków przez Powiatowego Lekarza Weterynarii, który jest funkcjonariuszem publicznym - dodała Topczewska.

 

Jak tłumaczyła pełnomocniczka fundacji, wszystkie zwierzęta ewakuowane z hodowli nadal pozostają formalnie własnością Macieja M., a miejsca, w których przebywają, są tymczasowe. O przepadku zwierząt z interwencji na rzecz Skarbu Państwa może zdecydować jedynie sąd. 

 

PAP

mta/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie