Śledczy: za wypadek Szydło nie można winić tylko Sebastiana K. Szef prokuratorów: niech oceni sąd

Polska
Śledczy: za wypadek Szydło nie można winić tylko Sebastiana K. Szef prokuratorów: niech oceni sąd
Polsat News

Prokuratorzy, którzy badali wypadek b. premier Szydło, chcieli uznać, że odpowiedzialność ponosi też kierowca rządowego audi - donosi "Rzeczpospolita". Szef krakowskiej Prokuratury Okręgowej zamknął jednak śledztwo; troje śledczych nie podpisało się pod tą decyzją. "Żadna decyzja ws. odpowiedzialności kierowcy seicento nie wyklucza badania innych wątków" - komentuje prokuratura informacje gazety.

Śledztwo prowadziło trzech prokuratorów, w tym szef wydziału śledczego.


"Rzeczpospolita" podała, że śledczy nie zgodzili się, by całą winą za wypadek obciążyć kierowcę seicento. Prokuratorzy chcieli też "dogłębnie zbadać wiarygodność funkcjonariuszy BOR".

 

Wszyscy funkcjonariusze zgodnie zeznali, że kolumna wioząca byłą premier miała włączone sygnały dźwiękowe. Inne zeznania złożyli bezstronni świadkowie. To miało doprowadzić do różnicy zdań "nie do pogodzenia" prokuratorów z szefem prokuratury.


"Sprawcą jest kierowca seicento"


9 lutego śledztwo ws. wypadku Szydło zostało przedłużone do 10 kwietnia.


28 lutego szef krakowskiej Prokuratury Okręgowej Rafał Babiński podjął decyzję o jego zamknięciu. Nie podpisał się pod nią żaden z prokuratorów prowadzących postępowanie - poinformowała "Rz".


- Prokuratura ma teraz 14 dni na podjęcie decyzji końcowej; nie możemy wykluczyć, że będzie to wniosek o warunkowe umorzenie postępowania - powiedział wówczas prok. Babiński.


Jak poinformował, "z decyzji o zamknięciu śledztwa wynika, że są przesłanki na sporządzenie aktu oskarżenia".


- Zgromadzono wystarczający materiał dowodowy, a opinia biegłych mówi jednoznacznie, że sprawcą jest kierowca seicento. Wątpliwości budzi tylko i wyłącznie kwestia, czy były sygnały dźwiękowe kolumny rządowej, czy nie było. Według biegłych w obu wersjach sprawcą jest kierowca - tłumaczył Babiński.


Chcą wyłączenia ze śledztwa


Jak podała "Rzeczpospolita" rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie prok. Janusz Hnatko zapewnił, że "postanowienie ( o zakończeniu śledztwa)  zostało przygotowane przez prokuratorów prowadzących postępowanie", a Babiński podpisał je, ponieważ "kierownik zespołu (naczelnik wydziału I) przebywał na zaplanowanym uprzednio urlopie wypoczynkowym".


Troje prokuratorów badających wypadek złożyło wnioski o wyłączenie ze śledztwa dwa dni przed jego zakończeniem. "Rzeczpospolita" poinformowała, że zrobili to 26 lutego "w godzinach popołudniowych" pod nieobecność szefa prokuratury, który następnego dnia także miał się nie pojawić w pracy.


Rzecznik prokuratury nie wyjaśnił, jakie były przyczyny chęci wyłączenia ze śledztwa.


Według "Rzeczpospolitej" śledczy skorzystali z art. 7 § 4 ustawy – Prawo o prokuraturze. Mówi on: "Jeżeli prokurator nie zgadza się z poleceniem dotyczącym treści czynności procesowej, może żądać zmiany polecenia lub wyłączenia go od wykonania czynności albo od udziału w sprawie".


O tym, czy śledczy zostaną wyłączeni ze sprawy, zdecyduje Prokuratura Regionalna w Krakowie.

 

- Nie mam prawa mówić przed rozpoznaniem wniosku o powodach takiego postępowania prokuratorów. To są młodzi ludzie, którzy tak uznali w tym momencie - powiedział w Polsat News Hnatko.

 

 

"Przyjęto dwie wersje przebiegu wypadku"

 

W reakcji na publikacje mediów Prokuratura Okręgowa w Krakowie stwierdziła, że "żadna decyzja merytoryczna w sprawie odpowiedzialności za wypadek kierowcy Fiata Seicento Sebastiana K. nie wyklucza badania innych wątków, w tym kwestii użycia sygnałów dźwiękowych przez pojazdy wchodzące w skład kolumny rządowej ani przyczynienia się do wypadku przez funkcjonariuszy ówczesnego Biura Ochrony Rządu".

 

"W toku jest osobne postępowanie dotyczące podejrzenia przekroczenia dozwolonej prędkości i przekroczenia linii ciągłej jezdni przez funkcjonariuszy BOR, którzy prowadzili pojazdy wchodzące w skład kolumny uprzywilejowanej. Dopiero prawomocne zakończenie postępowania karnego przeciwko podejrzanemu Sebastianowi K. pozwoli jednak na pełną i prawidłową ocenę innych aspektów zdarzenia" - poinformowała prokuratura.

 

Jak poinformowała prokuratura, "w toku postępowania przyjęto dwie wersje przebiegu wypadku. Jedna zakłada używanie sygnałów świetlnych i dźwiękowych przez pojazdy poruszające się w kolumnie uprzywilejowanej. Druga - używanie wyłącznie sygnałów świetlnych. Żadnej z nich nie wyklucza prokuratura, a uprawnionym do oceny tej kwestii jest sąd".

 

"W zależności od decyzji i interpretacji sądu"


"Wyłączenie na tym etapie ze sprawy wątku ewentualnego składania fałszywych zeznań według których rządowa kolumna używała zarówno sygnałów świetlnych, jak i dźwiękowych, byłoby równoznaczne z wyeliminowaniem jednej z dwóch wersji przebiegu wypadku. Byłoby ze strony prokuratury przedwczesne i sprzeczne z metodyką prowadzenia śledztwa, a jednocześnie ograniczałoby swobodę sądu w całościowej ocenie zdarzenia" - tłumaczyła prokuratura.

"Zebrany materiał dowodowy umożliwił więc odtworzenie przebiegu wypadku, ale nie pozwolił na zweryfikowanie twierdzenia o używaniu przez pojazdy uprzywilejowane sygnałów dźwiękowych. To zagadnienie może być rozstrzygnięte na podstawie osobowego materiału dowodowego, w zależności od decyzji i interpretacji sądu" - dodała.


Wypadek byłej premier


Do wypadku doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów (pojazd ówczesnej premier Beaty Szydło jechał w środku) wyprzedzała fiata seicento; jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo.


14 lutego ub.r. prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca fiata seicento Sebastian K. Kierowca nie przyznał się do winy, prokuratura nie podawała treści jego wyjaśnień.

 

Rzeczpospolita

prz/ml/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie