Marat: uważam współpracę z Amber Gold za błąd

Polska

Uważam współpracę z Amber Gold za błąd w mojej drodze zawodowej, wykazałem się brakiem czujności, ale zdecydowanie wierzyłem, że linie lotnicze OLT mogą być awangardowym przedsięwzięciem na polskim i europejskim rynku - zeznał w środę przed komisją śledczą ds. Amber Gold były doradca zarządu tej firmy Emil Marat.

Marat podkreślił też, że nie ostrzegał zarządu firmy Amber Gold "o jakichkolwiek działaniach służb specjalnych wokół spółki".

 

- Marcin P. twierdził, że prawdopodobnie jest poddawany presji, działaniom, być może nielegalnym ze strony służb - powiedział. Dodał, że gdy Marcin P. narzekał, że jego firma "jest rozbijana od zewnątrz", "w luźnych rozmowach zastanawialiśmy się na głos, że być może należy się zwrócić do kogoś zaufanego i opowiedzieć mu o tych wątpliwościach prezesa zarządu Amber Gold". - Wymieniliśmy, wymieniłem nazwisko pana Jacka Cichockiego - przyznał Marat.

 

Marat, na wstępie przesłuchania, przedstawił historię swojej czterotygodniowej współpracy ze spółkami grupy Amber Gold.

 

"Wykazałem się brakiem czujności"

 

- Uważam współpracę z Amber Gold za błąd w mojej drodze zawodowej, wykazałem się brakiem czujności, ale zdecydowanie wierzyłem, że linie lotnicze OLT mogą być awangardowym przedsięwzięciem na polskim i europejskim rynku - powiedział Marat.

 

Jak mówił, wiosną 2012 r. zwrócił się do niego znany mu prywatnie Jarosław Frankowski, dyrektor linii OLT z propozycją, by stworzył dział komunikacji tych linii. - Wiedziałem wtedy, jak wygląda spółka OLT, była to dynamiczna firma, podbijająca rynek - powiedział.

 

Świadek relacjonował, że najpierw odmówił, ponieważ pracował w radiu i zajmował się innymi rzeczami. Dodał, że po miesiącu, czy dwóch miesiącach odszedł z poprzedniej pracy i Frankowski zadzwonił jeszcze raz ws. współpracy z OLT. Marat zgodził się wtedy, ale dopiero od września.

 

- Pod koniec czerwca zadzwonił do mnie pan Frankowski, mówiąc, że nastąpiła sytuacja kryzysowa wokół firmy Amber Gold, coraz więcej jest publikacji negatywnych związanych z wątpliwościami dot. funkcjonowania tej spółki, rzutuje to również na linie lotnicze OLT i czy nie byłbym w stanie pomóc w zakresie PR - opisywał Marat.

 

Dodał, że Frankowski zorganizował jego spotkanie z Marcinem P., który twierdził, że "grupa Amber Gold jest poddawana czarnemu PR" i jest to związane, jak uważał P., prawdopodobnie z tym, że linie lotnicze OLT "nadepnęły na odcisk spółce Skarbu Państwa, czyli LOT-owi".

 

"Gdy OLT ogłosiły upadłość, sytuacja zaczęła się komplikować"

 

- Wówczas (w momencie podejmowania współpracy) byłem przekonany o tym, że zarówno OLT, jak i Amber Gold to firmy uczciwe, skala przedsięwzięcia, rozmach funkcjonowania, tworzenie linii lotniczych OLT, to, że Amber Gold działała trzy lata, to, że prokuratura odmawiała, według mojej wiedzy na tamten czas, wszczynania postępowań związanych z Amber Gold, to wszystko uprawdopodabniało w moich oczach wersję pana Marcina P. - zeznał Marat.

 

Dodał, że podjął się opracowania strategii PR, opartej na pełnej transparentności i otwartości na media. - Przede wszystkim chodziło o opublikowanie pełnego bilansu za 2011 r., pokazania jak spółka zarabia, jakie ma przychody - wyjaśnił.

 

Marat opowiadał, że gdy OLT ogłosiły upadłość, sytuacja "zaczęła się komplikować". Jak mówił, jego zaufanie do zarządu Amber Gold zupełnie upadło, gdy dowiedział się, że firma audytorska, która miała dokonać bilansu, nie przygotowuje takiego bilansu, że jest to nieprawda.

 

- Wtedy 1 lub 2 sierpnia podziękowałem za współpracę - podał świadek.

 

"Nie miałem takiej wiedzy i nie ostrzegałem Marcina P."

 

Posłowie pytali świadka o to, skąd wiedział, że ABW interesuje się Amber Gold oraz, że danego dnia ma wejść do spółki. W czerwcu Marcin P., składając zeznania przed komisją śledczą stwierdził, że Marat uprzedzał go o czynnościach ABW związanych z jego spółką. Dodał też, że Marat mówił mu o możliwości wykorzystania kontaktów z politykami z KPRM. Według Marcina P., być może powoływał się on na ówczesnego szefa MSW Jacka Cichockiego.

 

Świadek zaznaczył, że finalnie do spotkania z Jackiem Cichockim nie doszło.

 

W trakcie przesłuchania Witold Zembaczyński z Nowoczesnej przytoczył zapis z podsłuchów ABW, z którego wynikało, że Marat zadzwonił 29 lipca 2012 r. do P., informując, że dzień później do Amber Gold ma wejść ABW.

 

- Skąd pan miał tę informacje - wtrąciła szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS). - Nie wiem, nie pamiętam. Prawdopodobnie była to informacja, która krążyła między dziennikarzami, z którymi rozmawiałem - odpowiedział świadek.

 

- Nie miałem takiej wiedzy i nie ostrzegałem Marcina P., nie mówiłem mu o tym, że jutro czy pojutrze będzie ABW (...). Ja tej rozmowy nie pamiętam - dodał.

 

"Marcin P. mówił, że jego firma jest rozbijana"

 

Wassermann nie ustępowała i pytała nadal, skąd świadek miał informację na temat ABW. - Nie pamiętam bym wiedział, że jutro czy pojutrze konkretnie. Natomiast o tym, że ABW interesuje się spółką, która prowadziła inwestycje w linie lotnicze, które padły, o tym wśród wielu osób, z którymi rozmawiałem, mówiono na głos. To jest oczywiste, że upadki dużych firm są monitorowane przez służby - zeznał świadek.

 

Marat mówił ponadto, że podczas rozmów z P. poruszał temat ABW, co było z jego strony "formą nacisku na niego, by zaczął realizować w końcu choć cień strategii, którą na początku naznaczyłem".

 

Zembaczyński dopytywał o nazwiska dziennikarzy, z którymi rozmawiał w kontekście ABW. - Rozmawiałem z bardzo wieloma dziennikarzami, nie pamiętam dokładnie podczas rozmów, z którymi pojawiał się wątek ABW - odparł Marat.

 

Polityk Nowoczesnej pytał więc, czemu miała służyć rozmowa z ówczesnym szefem MSW Jackiem Cichockim. - Przedstawieniu tezy Marcina P., że jest w sposób bezprawny prześladowany - odpowiedział świadek.

 

- Było to rzucone luźno, że jeżeli prezes Amber Gold uważa, że jego firma jest w sposób nieprawny "rozbijana", to powinien to przedstawić koordynatorowi służb - tłumaczył dalej Marat. Zembaczyński dopytywał świadka, przez kogo miała być rozbijana spółka P. - Przez konkurencję, czyli np. LOT wspierany przez służby. Pomyśleliśmy, że jeśli tak twierdzi P., to może mógłby przedstawić swoje stanowisko koordynatorowi służb - mówił świadek.

 

- Czy do tego kontaktu finalnie doszło? - dopytywał Zembaczyński. "- Absolutnie nie doszło do tego kontaktu. Nie było realizacji tego luźno rzuconego przypuszczenia - odpowiedział Marat.

 

Słowa z podsłuchów przypisane innym osobom

 

Zembaczyński nawiązał do wcześniej przytoczonego stenogramu, z którego wynikało, że Jacka Cichockiego zna Paweł Kunachowicz, który w tym samym czasie co Marat współpracował z Amber Gold. Polityk pytał świadka, na czym miało polegać zaufanie do Cichockiego, "skoro od 20 lat panowie nie rozmawiali".

 

- To był jedyny polityk, którego znał mec. Kunachowicz, ja nie znam pana Cichockiego. Zaufanie było oparte na wspólnej przeszłości we w pełni godnej zaufania drużynie harcerskiej o nazwie "Czarna jedynka" - odparł Marat.

 

Wassermann dopytywała, ile lat mieli Cichocki i Kunachowicz, gdy byli w tej drużynie. - Nie wiem, myślę, że byli w wieku formacyjnym, czyli po 18-19 lat - stwierdził świadek.

 

Odnosząc się do przytoczonych wcześniej stenogramów, Krzysztof Brejza z PO zwrócił uwagę, że zapis rozmowy z 29 lipca, którym on dysponuje jest zupełnie inny i wynika z niego, że to P. informował Marata, że ABW ma wejść do Amber Gold. W efekcie Wassermann zarządziła krótką przerwę w przesłuchaniu.

 

- Z przyczyn niewiadomych (...) wszystko wskazuje na to, że odsłuch (z podsłuchów) został wykonany przez dwie różne osoby - mówiła po przerwie szefowa komisji. Jak tłumaczyła, w każdym z tych odsłuchów wypowiadane te same słowa przypisano innym osobom.

 

- Jednym słowem nie widzę innej możliwości, jak nie tylko zwrócenie się do ABW o wyjaśnienia, a po wyjaśnieniach podjęcie decyzji, co z tym robić - poinformowała Wassermann. Dodała, że komisja zgłosi się też do Agencji, by w trybie natychmiastowym odszukano oryginały tych rozmów.

 

"Na rynku złota panowała okropna hossa"

 

W trakcie przesłuchania Zembaczyński zapytał też świadka, dlaczego w ogóle zdecydował się na współpracę z Amber Gold. Marat tłumaczył, że zrobił to, gdyż oferta jaką mu przedstawiono, była bardzo atrakcyjna. Jak dodał, zaproponowano mu kontrakt na prowadzenie działu komunikacji w spółce, opiewający na 30 tys. zł netto. Ponadto - jak mówił - rozmach linii lotniczych OLT Express i skala całego przedsięwzięcia oraz to, że firma istniała już od trzech lat przekonywało go do nawiązania współpracy. Istotne było też - jak stwierdził - to, że prokuratura nie podejmowała śledztw w sprawie Amber Gold.

 

Świadek wskazał również, że z jego pobieżnych analiz trendów na rynku złota wynikało, że w latach 2005-2011 "na rynku złota panowała okropna hossa". - Złoto zdrożało przez osiem lat ok. 4-5-krotnie. Nie jestem fachowcem, ale to też był pewien element uprawdopodobniający sprawę - mówił.

 

Członkowie komisji - zwłaszcza jej szefowa Małgorzata Wassermann (PiS) - pytali Emila Marata, na jakiej podstawie informował Marcina P. tuż przed upadkiem Amber Gold, że następnego dnia będzie w jego firmie ABW.

 

To, że Marat ostrzegał P. przez wizytą "cichych panów" ma bowiem wynikać ze stenogramów podsłuchanych rozmów telefonicznych Marcina P., choć posłowie z komisji dysponują różnymi zapisami tych samych rozmów i komisja zamierza zwrócić się do ABW o wyjaśnienie, które są prawdziwe.

 

"Mogłem coś takiego mówić, starając się wywrzeć presję"

 

Świadek, jak mówił, nie pamięta, by rozmawiał z Marcinem P. o tym, że lada godzina wejdą do jego firmy funkcjonariusze.

 

- Mogłem mówić, że jak nie upubliczni pan audytu, zrobionego przez niezależną firmę audytorską, będzie pan miał na głowie służby. Mogłem coś takiego mówić, starając się wywrzeć presję - zeznał.

 

Wcześniej - jak opisywał - przedstawiał bowiem stanowisko Amber Gold dziennikarzom, wierzył w to, co im mówi, więc wywieranie presji na Marcinie P., by pokazał audyt, było obroną jego wiarygodności.

 

Dodał, że mógł zakładać, że jeśli padają linie lotnicze OLT Express, zainteresuje to ABW i służby te będą badać dokumenty, zgodnie ze znaną powszechnie procedurą. W tym kontekście mógł mówić o "wejściu" funkcjonariuszy do firmy.

 

Wassermann zwracała też uwagę, że ze stenogramów rozmów Marcina P. wynika, że to właśnie Marat oraz współpracujący z nim adwokat Paweł Kunachowicz mieli wspominać o wpływach wśród polityków, w tym u koordynatora służb specjalnych (wtedy szefa MSW Jacka Cichockiego). Marat miał też dowiadywać się, "co się dzieje w ABW" w kontekście Amber Gold.

 

Świadek nie przypominał sobie takich rozmów. Nie wiedział też, dopytywany przez szefową komisji, dlaczego Marcin P. twierdził, że informacje o ABW ma od niego.

 

"Kunachowicz nie miał znajomości wśród polityków"

 

Przyznał też, że adwokat Paweł Kunachowicz z jego rekomendacji podjął współpracę z Amber Gold, a znał go jeszcze od 2000 roku, gdy wraz grupą dziennikarzy odchodził z Radia Zet i wtedy Kunachowicz im pomagał.

 

- Nie przypominam sobie jednak, bym stawiał warunek podjęcia przeze mnie pracy, zatrudnienie Pawła Kunachowicza - dodał, odnosząc się do zeznań Marcina P.

 

Zapewniał jednak, że Kunachowicz nie miał znajomości wśród polityków. Znał jedynie Jacka Cichockiego.

 

Marat przyznał też, że wraz z Kunachowiczem rozważali spotkanie z Cichockim i rozmowę na temat tego, jak firma Amber Gold i linie OLT Express są "rozbijane". Dodał, że Marcin P. nie naciskał na taką rozmowę.

 

Wassermann pytała też, czy coś wie o "przecieku" do Sylwestra Latkowskiego z tygodnika "Wprost" ws. planu śledztwa ABW dot. Amber Gold i czy był w tej sprawie przesłuchiwany.

 

"Wątpliwości w sprawie wiarygodności Marcina P."

 

Świadek temu zaprzeczył. Zaznaczył, że nie zna Latkowskiego, a w lecie 2012 roku wysłał mu tylko jednego maila, ze stanowiskiem spółki Amber Gold wobec tego, co się wtedy działo wokół firmy. Było to wypełnienie wcześniejszego ustalenia z wydawcą "Wprost" Michałem Lisieckim, że właśnie Latkowskiemu oraz drugiemu dziennikarzowi tego tygodnika przekaże stanowisko Amber Gold.

 

Pracę dla Amber Gold i OLT Express Marat podjął natomiast w lecie 2012 na prośbę Jarosława Frankowskiego - według wcześniejszych ustaleń miał się zajmować PR spółki dopiero od września.

 

Przyznał, że miał wątpliwości w sprawie wiarygodności Marcina P., zwłaszcza pod koniec współpracy, wiedział też o jednym jego zatartym wyroku już przed podjęciem współpracy.

 

- Wiadomo, że firmy, które nie przeżywają kłopotów, nie potrzebują PR kryzysowego - odpowiedział na pytanie, czy negatywne sygnały mu nie przeszkadzały, gdy podejmował pracę.

 

PAP

dk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie