Prezydent Warszawy nie stawia się przed komisją reprywatyzacyjną, bo ma coś do ukrycia - Patryk Jaki w "Gościu Wydarzeń"

Polska

Hanna Gronkiewicz-Waltz już po raz szósty została ukarana grzywną za niestawienie się przed komisją weryfikacyjną do spraw reprywatyzacji. Wiceminister sprawiedliwości i szef tej komisji powiedział w programie, że ten, kto celowo nie stawia się przed komisją, także zeznaje". - Jest coraz więcej trudnych pytań, na które musiałaby odpowiedzieć - Patryk Jaki.

Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz została po raz szósty ukarana grzywną wysokości 3 tys. zł za niestawienie się przed komisją weryfikacyjna ds. reprywatyzacji. Zapytany o to, czy komisja w ten sposób zdyscyplinuje prezydent Warszawy, Patryk Jaki powiedział, że jest sceptyczny.

 

"Prezydent stolicy celowo unika komisji"

 

- Każde posiedzenie komisji przynosi nowe informacje, które stawiają w coraz gorszym świetle ratusz i ten cały układ mafii reprywatyzacyjnej. Mamy coraz większą wiedzę, która wskazuje na to, że pani prezydent celowo nie staje przed komisją, bo jest coraz więcej trudnych pytań, na które musiałaby odpowiedzieć - powiedział w programie "Gość Wydarzeń".

 

- Aczkolwiek pamiętajcie państwo, że jeżeli ktoś nie stawia się przed komisją celowo, to jest to również forma zeznań - stwierdził Jaki. - Ta osoba tak naprawdę zeznaje i co mówi? Mówi: "nie chcę przyjść, bo mam coś do ukrycia" - stwierdził rozmówca Beaty Lubeckiej.
 
- Ktoś może zapytać: "po co te grzywny"? Bo takie mamy prawo. Mamy obowiązek dbać o estymę tej instytucji - stwierdził polityk.

 

Beata Lubecka przypomniała, że prezydent stolicy wysłała na posiedzenia komisji pełnomocników. Zostali jednak wykluczeni z jej posiedzenia, bo przewodniczący uznał, że nękają świadków pokrzywdzonych w procesie reprywatryzacji w stolicy.

 

Zapytany o to, czy nie wystarczyło uchylać pytań zadawanych przez pełnomocników polityk stwierdził, że to nieprawda.

 

- Podczas tego posiedzenia wielokrotnie uchylałem pytania, wielokrotnie upominałem tych pełnomocników, zanim wyrzuciłem ich z sali. Można sprawdzić to na nagraniu. Dzięki temu dzisiaj zachowywali się kulturalnie i mogli uczestniczyć w posiedzeniu komisji od początku do końca - powiedział Jaki.

 

"Pełnomocnicy bezczelnie zastraszali świadków"

 

- Jeśli pokrzywdzeni w procesie reprywatyzacji mówią, że czynsze zostały im zwiększone o siedemset procent, a pełnomocnicy prezydenta stolicy przychodzą i w sposób bezczelny dopytują, dlaczego nie płacą zadłużenia, wyciągają dane wrażliwe, wypytują o jakieś prywatne kwestie, sprzed iluś tam lat, które nie mają nic wspólnego z reprywatyzacją, to jest to forma zastraszania świadków. I wręcz obowiązkiem przewodniczącego komisji jest w takiej sytuacji reagować - podkreślił Jaki.

 

Jaki powiedział także o "kwestii moralnej". Jego zdaniem to prezydent Warszawy powinien dbać o bezpieczeństwo swoich mieszkańców, jego zdaniem - również o bezpieczeństwo ekonomiczne.

 

- W reprywatyzacji nie są poszkodowane tylko te osoby, które zostały wyrzucone z mieszkań, którym podnoszono czynsz. W reprywatyzacji poszkodowani są wszyscy warszawiacy. Bo te miliardy złotych zamiast oddawać mafii reprywatyzacyjnej, można było przeznaczyć na rozbudowę infrastruktury, budowę nowych mostów, bonifikaty na żłobki i przedszkola - powiedzial Jaki.

 

Patryk Jaki nazwał środowe zeznania przed komisją reprywatyzacyjną "przełomowymi". Tego dnia zeznawał Jakub R. brat byłego wiceszefa Biura Gospodarki Nieruchomościami.

 

Jaki stwierdził, że zeznania te były "przełomowe" i "sensacyjne", bo po raz kolejny odsłoniały mechanizm "o którym się mówiło, że w reprywatyzacji był obecny".

 

- Nikt tego nie usłyszał i nikt tego nie zobaczył. A dziś mogliśmy to usłyszeć i zobaczyć na własne oczy - powiedział Jaki.

 

"Zobaczyliśmy mechanizm "fundamentu" afery reprywatyzacyjnej"

 

- Co się dzisiaj wydarzyło? Brat urzędnika, aresztowanego Jakuba R., przyznał, że był w procesie reprywatyzacji półsłupem, że decyzję reprywatyzacyjną podpisywał jeden brat, kupował tę kamienicę drugi brat, zresztą za prawa do tej kamienicy zapłacił dwa tysiące złotych, a beneficjentów tej decyzji obsługiwała osoba, która była w prywatnym związku z jednym z braci. Tak wyglądała reprywatyzacja w Warszawie - podkreślił wiceminister uzasadniając nadzwyczajność tych zeznań.

 

Jego zdaniem ujawniły one mechanizm, który stał za ukształtowaniem "fundamentu" afery reprywatyzacyjnej.

 

- Czy praca w komisji nie koliduje z pańskimi obowiązkami w Ministerstwie Sprawiedliwości? - zapytała prowadząca program.

 

- Jestem potwornie zmęczony, to już kolejny dzień, gdzie praktycznie całą noc siedzimy nad dokumentami - przyznał polityk.

 

Dodał, że znacznie ograniczył zakres zagadnień, którymi zajmuje się w resorcie sprawiedliwości.

 

- Zrzekłem się swoich departamentów na rzecz nowego wiceministra w resorcie sprawiedliwości, dlatego nie ma takiej kolizji - powiedział Jaki. Jak stwierdził "zostawił sobie tylko system penitencjarny".

 

Jaki: od początku mówiłem "Włochy"

 

Wiceminister sprawiedliwości odniósł się także do słów szefa tego resortu i Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry, który powiedział, że właściwym miejscem dla osądzenia sprawców napaści na polskich turystów w Rimini są Włochy.

 

- Ja od początku tak mówiłem - stwierdził Jaki, który jednak wielokrotnie powtarzał także, że są możliwości prawne sądzenia tych sprawców w Polsce.

 

- Od początku mówiłem, że tu najwięcej będzie zależało od Włoch. Że dobrze by było, gdyby byli sądzeni w Polsce, ale z drugiej strony najistotniejsze jest to, żeby spotkała ich surowa kara - stwierdził Jaki.

 

- Nie ma to znaczenia, czy ta surowa kara spotka ich we Włoszech, czy w Polsce. Wyjaśnił przy tym, że polskie prawo dopuszcza przejęcie takiej sprawy, ale tylko za zgodą strony włoskiej.

 

Zapytany o zarzuty rodziny wobec postępowania w sprawie śmierci Magdaleny Żuk w Egipcie odparł, że o szczegóły trzeba zapytać w prokuraturze.

 

- Ja nie nadzoruję prokuratury. Ale półtora miesiąca, to dość wątły okres, aby oczekiwać twardych reultatów. Takie postępowania niestety muszą trwać - wyjaśnił Jaki.

 

"Cały dzień hejtują za literówkę we wpisie"

 

- Co to jest "hatakumba"? - zapytała Beata Lubecka.

 

- Literówka w jednym słowie na Facebooku powoduje, że człowiek jest hejtowany cały dzień - stwierdził polityk. - Jedna literówka powoduje, że to jest główny temat w Polsce, to chyba nie najlepiej świadczy nie o mnie, ale o polskich mediach. Po szesnastu godzinach pracy zdarza mi się mówić hakuna-matata - powiedział Jaki.

 

Minister poprawił swój wpis i słowo "hatakumba" zastąpił słowem "hekatomba".

 

 

 

polsatnews.pl

hlk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie