Od petard rzucanych przez pseudokibiców stracił palce. Sprawców nie złapano, kary dla klubów symboliczne

Polska
Od petard rzucanych przez pseudokibiców stracił palce. Sprawców nie złapano, kary dla klubów symboliczne
YouTube/mamNewsa

Podczas meczu IV ligi pomiędzy Beskidem Andrychów a Unią Oświęcim chuligani rzucili petardy hukowe w kierunku sektora rodzinnego. Jeden z kibiców, który próbował odrzucić petardę został ciężko ranny. Winnych nie zatrzymano, a na klub z Andrychowa, który był gospodarzem meczu, nałożono karę w wysokości 750 zł. Poszkodowany mężczyzna od kilku dni walczy z bólem. Z zawodu jest stolarzem.

27 maja 38-letni mieszkaniec Andrychowa wybrał się na mecz z córkami. Na miejscu okazało się, że sporą część sąsiedniej trybuny zajęli bojówkarze Unii Oświęcim.

 

Pseudokibice od początku robili wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę. Wykrzykiwali obraźliwe hasła, rzucali na boisko race i petardy hukowe. Kilka z nich wylądowało w sektorze, na którym siedział 38-latek z córkami.

 

 

- Zostało rzuconych kilkanaście petard w tłum ludzi siedzących na trybunie dla rodziców. Zaczęła się panika, ludzie zatykali uszy i uciekali. Był płacz dzieci. Jedna petarda spadła na moje kolana. Gdy chciałem ją zrzucić, wybuchła mi w ręce - relacjonował "Radiu Kraków" mężczyzna.

 

Jak się okazało na stadionie nie było karetki pogotowia. Przyjechała dopiero po 15 minutach i zabrała rannego kibica do szpitala. Tam  dowiedział się on, że rany ręki są na tyle poważne, że konieczna będzie amputacja dwóch palców - kciuka i wskazującego.

 

Mecz, mimo zajść na trybunach, nie został przerwany. Po zakończeniu spotkania policja wylegitymowała kilku pseudokibiców. Jednak sprawców odpowiedzialnych za obrażenia mężczyzny nie ustalono.

 

 

Policja winą za całe zajście obarcza organizatorów. Twierdzi, że za porządek podczas meczu odpowiada wynajęta przez klub ochrona.

 

Ochroniarze, których było zaledwie kilkudziesięciu, twierdzą, że gdy przeszukiwali kibiców przed wejściem na stadion, ci nie mieli przy sobie żadnych rac ani petard. 

 

Sebastian Gleń, rzecznik prasowy małopolskiej policji podkreślił, że na stadion wpuszczono zbyt dużo osób, co utrudniło funkcjonariuszom analizę nagrań z monitoringu.

 

- Była bardzo duża grupa osób stłoczona w sektorze ogrodzonym siatką. To było około 300 osób w miejscu, gdzie powinno ich być 100. Te osoby były identycznie ubrane. Zostały także odpalone flary, przez co było spore zadymienie. Wyodrębnienie sprawcy z nagrania jest bardzo trudne - powiedział Gleń "Radiu Kraków".

 

Niewykluczone kolejne amputacje

 

Klub z Andrychowa po wydarzeniach z końca maja wydał jedynie lakoniczne oświadczenie, w którym ubolewa nad sytuacją, podkreślając jednocześnie, że na całym zamieszaniu cierpi zarówno poszkodowany kibic, jak i klub.

 

Małopolski Związek Piłki Nożnej, który jest organizatorem lokalnych rozgrywek, nałożył na Unię Oświęcim zakaz wyjazdowy dla kibiców na trzy kolejne mecze, natomiast gospodarz spotkania - Beskid Andrychów - musi zapłacić... 750 zł kary.

 

Tymczasem poszkodowany kibic, mimo że od zdarzenia minęło już kilka dni, ciągle czuje ból, którego nie potrafią uśmierzyć leki przeciwbólowe.

 

Mężczyzna regularnie zgłasza się na konsultacje lekarskie. Niewykluczone, że uszkodzenia tkanki w jego ręce okażą się na tyle poważne, że niezbędne będą kolejne amputacje.

 

Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że 38-latek z zawodu jest stolarzem i potrzebuje dwóch zdrowych rąk do pracy. Zapowiada skierowanie sprawy do sądu.

 

Radio Kraków, polsatnews.pl

dk/ml/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie