Obaj pili i jechali. Za śmierć dziecka nie odpowiedzą, bo nie wiadomo, który kierował

Polska

Sąd nie znalazł winnych śmiertelnego wypadku sprzed 22 lat, w którym zginęła 12-letnia Aneta. Ustalił, że kierowca był pijany, zjechał na przeciwległą stronę jezdni i uderzył w nastolatkę. Uciekł z miejsca zdarzenia. Samochodem jechali wówczas Stanisław S. i Franciszek B. Żaden z nich za wypadek jednak nie odpowie, bo sąd nie potrafi wskazać, który z mężczyzn wówczas kierował.

- Mówią, że czas leczy rany, ale tego się całkowicie zapomnieć nie da. Zajadę na cmentarz, siedzę na ławce, rozmyślam, płaczę, rozmawiam z nią. Pytam: Anetko, powiedz, kto cię skrzywdził - powiedziała reporterce "Interwencji" Stanisława Hawryluk, mama Anety.

 

Dla państwa Hawryluków ze wsi Rzeczyca niedaleko Radzynia Podlaskiego pamięć o tragedii sprzed 22 lat jest wciąż żywa i bardzo bolesna. Był 23 listopada 1995 r. ok. godz. 14. Aneta, najmłodsza z córek Hawryluków, wracała ze szkoły. Do domu nie dotarła.

 

- Córka szła lewą stroną przy krawędzi jezdni. A oni zjechali z prawej strony jezdni na lewą, uderzyli z tyłu i pojechali dalej - opowiadał Stefan Hawryluk, tata Anety.

 

Świadkowie widzieli, że pili i jeździli autem

 

Jedynymi świadkami tego tragicznego wypadku były koleżanki 12-latki. Zapamiętały jedynie zielony kolor samochodu. Po wsi natychmiast rozeszła się wiadomość o tym, co się stało. Ludzie zaczęli mówić, że tego dnia widzieli dwóch mężczyzn pijących alkohol i jeżdżących zielonym samochodem.

 

- Świadków to było kilku. I w jednym sklepie ich widzieli, i w drugim. Czystego spirytusu pół litra wypili. Jeden świadek widział za kierownicą jednego, drugi innego. Policja ich zabrała, przesłuchała i na drugi dzień puściła do domu - mówił Stefan Hawryluk.

 

Mężczyźni w chwili zatrzymania mieli po ok. 3 promili alkoholu w organizmie. Najważniejsze jednak było ustalenie, który z nich prowadził samochód.

 

W 1996 r. Sąd Rejonowy w Radzyniu Podlaskim wskazał Stanisława S., jako kierowcę. Skazano go wówczas na 6 lat pozbawienia wolności. Franciszek B. usłyszał wyrok za udostępnienie samochodu i nieudzielanie pomocy.

 

- Wyrok został jednak uchylony przez sąd w Lublinie. Nakazano pogłębienie materiału dowodowego i przeprowadzenie powtórnej jego oceny - poinformowała Małgorzata Anna Franczak z Sądu Rejonowego w Radzyniu Podlaskim.

 

Nie ma winnych śmierci

 

W 1997 roku ten sam sąd zmienił zdanie i uznał, że samochód prowadził Franciszek B. Orzekł wobec niego karę 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Natomiast Stanisława S.  uniewinniono.

 

Franciszek B. skutecznie broni się i zaskarża kolejne wyroki, które w tej sprawie zapadają. Po kolejnych  latach procesu zostaje skazany, ale tylko za udostępnienie samochodu pijanemu. 

 

- Nie wierzę w to, żeby samochód jechał sam. Nie rozumiem tego, że sąd nie jest w stanie ustalić, kto kierował - mówi Stanisława Hawryluk.

 

"On mówi, że to ja, ja mówię, że to on"

 

Reporter "Interwencji" rozmawiał z Franciszkiem B. i Stanisławem S. Żaden z nich nie ma wyrzutów sumienia.

 

- Sąd uzgodnił, kto kierował. To trzeba zapytać S., z nim porozmawiać, a nie ze mną - mówił Franciszek B.

 

- On mówi, że to ja, a ja mówię, że to on i tak nie wiadomo, co jest. Ja nie wiem, jak to było - stwierdził Stanisław S.

 

"Interwencja"

ml/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie