Policjant podejrzany ws. śmiertelnego postrzelenia: "polowanie na czarownice"

Polska

Policjant, który usłyszał zarzuty ws. śmiertelnego postrzału podczas ubiegłorocznej interwencji w Szczecinie powiedział w piątek, że jest pierwszą ofiarą "polowania na czarownice", jakie jego zdaniem trwa po ujawnieniu sprawy Igora Stachowiaka z Wrocławia. - Przedstawiono zarzuty przygotowane na kolanie pod presją i (...), w strachu o stołki i zachowanie ciszy medialnej - wyjaśniał.

W sierpniu ub.r. jeden z policjantów podczas próby zatrzymania kierowcy, który nie zatrzymał się do kontroli, śmiertelnie go postrzelił. W czwartek szczecińska prokuratura postawiła mu zarzut przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków, a także nieumyślnego spowodowania śmierci poprzez niewłaściwe użycie broni. Drugiemu policjantowi biorącemu udział w interwencji zarzucono przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków.


- Smutny i niewybaczalny sposób postępowania z zatrzymanym we Wrocławiu położył cień na pracę policjantów w całym kraju - odczytywał dziennikarzom przed szczecińską prokuraturą oświadczenie Krzysztof O. - policjant, który śmiertelnie postrzelił kierowcę.

 

"Nieudolność zwierzchnika policji odbija się nas dobrych policjantach"

 

- Niestety postępowanie to zaakceptowane przez przełożonych wszystkich szczebli jest przyczyną nagonki na uczciwych policjantów. Rozpoczęło się polowanie na czarownice; prawdopodobnie jestem pierwszą ofiara tego działania. Nieudolność zwierzchnika policji odbija się nas dobrych policjantach - dodał.

 

- Wczoraj przedstawione mi zostały zarzuty prokuratorskie, przygotowane na kolanie pod presją i w porozumieniu z policją w Szczecinie, w strachu o stołki i zachowanie ciszy medialnej - kontynuował policjant.


Prawie rok temu w wyniku próby zatrzymania pojazdu, który dwa dni wcześniej uciekł z próby kontroli drogowej doszło do użycia broni - relacjonował policjant, który został wówczas potrącony przez uciekającego kierowcę. Krzysztof O. miał najpierw oddać strzał ostrzegawczy, a później strzelić w kierunku pojazdu. W wyniku postrzału kierowca zmarł na miejscu. Kierowca, który zginął był notowany za przestępstwa kryminalne, m.in. drogowe; stracił prawo jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu.

 

"Kierowca staranował mnie, próbując uciec"


Szczecińska prokuratura przedłużyła prowadzone śledztwo w tej sprawie do 12 czerwca br., ale nie wiadomo jeszcze, czy nie będzie trzeba kolejny raz przedłużyć tego postępowania.


- Atakujący mnie kierowca staranował mnie, próbując uciec od kontroli. Niestety wyniku tej interwencji zginął człowiek. Stała się tragedia; nie tylko dla jego rodziny, ale również dla mnie - mówił w piątek Krzysztof O.


Według niego prokuratura przez 10 miesięcy prowadziła śledztwo w tej sprawie, nie przedstawiając zarzutów. Jak relacjonował, jego współpraca z prokuratorami nie budziła wcześniej zastrzeżeń; odbyły się trzy eksperymenty procesowe, gdzie zawsze był - jak mówi - do dyspozycji śledczych. - Prokurator miał wątpliwości, chciał powołać nowy zespół biegłych - powiedział mi to ostatnio podczas nieoficjalnej rozmowy - twierdzi policjant.

 

"Błyskawiczny zwrot akcji" - po ujawnieniu nagrań z Wrocławia


Policjant uważa, że po ujawnieniu w mediach tragedii z Wrocławia, gdzie na komisariacie policji zginął zatrzymany Igor Stachowiak, nastąpił błyskawiczny zwrot akcji w mojej sprawie - mówił Krzysztof O. "Jest to zbieg okoliczności? Nie wiem" - dodał.


Z jego relacji wynika, że 24 maja o godz. 13 doręczono mu wezwanie do prokuratury w celu przedstawienia zarzutów - wezwanie było na 25 maja na godz. 13. Jak twierdzi, w tak krótkim czasie nie mógł zorganizować sobie pomocy prawnej. - Tego samego dnia razem z wezwaniem do prokuratury otrzymałem pismo od komendanta wojewódzkiego policji, że na wniosek komendanta miejskiego wszczął procedurę zwolnienia mnie ze służby z uwagi na jej ważny interes - powiedział O.


Jak twierdzi zarzuty, które otrzymał, były przepisane z postępowania dyscyplinarnego, które zostało wszczęto dużo wcześniej, co świadczy jego zdaniem o wzajemnej konsultacji prokuratora z komendantem policji.

 

Ukarał mandatem syna komendanta, także policjanta


O. twierdzi też, że komendant miejski policji w Szczecinie miał mu kiedyś powiedzieć, że pozbędzie się go z policji, bo O. ukarał mandatem za wykroczenie drogowe syna komendanta, także policjanta.


Policjant utrzymuje, że jego życie podczas interwencji było zagrożone. O. powiedział także, że nie wrócił po tych zdarzeniach do pracy. Jak dodał, "z  tego co widzę nie będzie mi to dane". Pytany przez dziennikarzy, czy jest coś, co zrobiłby inaczej podczas interwencji odpowiedział, że postąpiłby tak samo. - To osoba, do której podejmujemy interwencję wybiera, w jaki sposób ta interwencja się zakończy. (...) Nikt nie używa środków przymusu bezpośredniego do ludzi, którzy wykonują polecenia i podporządkowują się wydanym na podstawie prawa poleceniom - zapewniał.


- Doszły mnie jeszcze informacje, że podobno jest odgórne polecenie kontroli, że jeżeli policjanci maja zarzuty prokuratorskie - nieważne czy są winni czy nie - powinni być zwolnieni dla dobra służby i z uwagi na jej ważny interes - powiedział dziennikarzom O. Dopytywany o szczegóły powiedział tylko, że takie informacje otrzymał "z kraju", a nie z Pomorza Zachodniego.


Rzecznik zachodniopomorskiej policji komisarz Przemysław Kimon powiedział, że obaj policjanci uczestniczący w zeszłorocznej interwencji zostali zawieszeni. Potwierdził, że wobec jednego została uruchomiona procedura związana z wydaleniem ze służby.

 

PAP

grz/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie