"Prawo konstytucyjne Misiewicza mogło zostać naruszone". RPO o sprawie b. rzecznika MON

Polska

- PiS może oceniać negatywnie postępowanie Bartłomieja Misiewicza, ale jako członka partii. Natomiast kształtować mu karierę i możliwości pełnienia funkcji publicznej, uznawać, że państwo jest własnością jednej partii, to jest coś niespotykanego - powiedział Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar w programie "Rozmowa Dnia" w Telewizji Superstacja.

13 kwietnia partyjna komisja PiS, która miała wyjaśnić sprawę zatrudnienia Bartłomieja Misiewicza w Polskiej Grupie Zbrojeniowej,  uznała, że nie ma on "kwalifikacji do pełnienia funkcji w sferze administracji publicznej, spółkach Skarbu Państwa i innych sferach życia publicznego".

 

Przesądzono z góry, że  nie ma kwalifikacji

 

- To jest naruszenie jego prawa konstytucyjnego równego dostępu, bo już się z góry przesądziło o tym, że on nie ma kwalifikacji, nie ma tych można powiedzieć predyspozycji moralnych do tego - skomentował rzecznik praw obywatelskich w Superstacji. 

 

Stwierdził też, że "dokonano tego w trybie, który nie jest w żaden sposób określony w prawie". - Co więcej, można by się nawet zacząć zastanawiać, czy tak kategoryczne stwierdzenie nie narusza jego dóbr osobistych - dodał.

 

Zapytany przez prowadzącego rozmowę Jacka Żakowskiego, czy pomógłby Misiewiczowi dochodzić swoich praw odpowiedział: "Myślę, że nie miałbym wyboru w tej sytuacji".

 

- Wydaje mi się, że to jest sytuacja, kiedy akurat rzecznik praw obywatelskich niezależnie od tego, co sądzi o danej osobie, powinien się taką sytuacją zająć, bo chodzi o pewien standard życia publicznego i funkcjonowania organów państwa - podsumował.

 

Asystent, szef gabinetu, rzecznik

 

Bartłomiej Misiewicz urodził się w marcu 1990 roku. Jako działacz klubu "Gazety Polskiej" podjął pracę w biurze poselskim Antoniego Macierewicza.  Miał wówczas 17 lat. W 2010 r. wstąpił do PiS; rekomendowany przez Macierewicza został szefem biura zespołu parlamentarnego ds. zbadania katastrofy smoleńskiej.

 

Od 2014 r. był członkiem Krajowej Komisji Rewizyjnej PiS.  Przez kilka miesięcy pracował w aptece. W 2015 roku zaczął studia w założonej przez o. Tadeusza Rydzyka Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. W 2015 bez powodzenia startował do Sejmu. W listopadzie tego samego roku został szefem gabinetu politycznego oraz rzecznikiem prasowym MON (był nim do lutego 2017 roku)

 

31 sierpnia 2016 r. Misiewicz został powołany w skład rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Krótko po ujawnieniu tej informacji media podały, że Misiewicz zrezygnował z członkostwa w radzie nadzorczej spółki Energa Ostrołęka.

 

Szef MON w sierpniu 2016 r.: Misiewicz jest kompetentny i decyzyjny 

 

Według mediów, dla Misiewicza zmieniono statut PGZ, bo nie miał wyższego wykształcenia i ukończonego kursu dla członków rad nadzorczych. Minister obrony powiedział kilka dni później, że Misiewicz jest jego bezpośrednim reprezentantem w PGZ. Zaznaczył, że w przemyśle zbrojeniowym nie ma wymogów dotyczących wykształcenia, ale liczą się inne cechy - lojalność, chęć współpracy, kompetencje i decyzyjność, a wszystkie te cechy - twierdził Macierewicz - Misiewicz ma.

 

W drugiej połowie września 2016 r. - po publikacji tygodnika "Newsweek", według którego Misiewicz miał proponować radnym PO w Bełchatowie przystąpienie do koalicji z PiS, sugerując, że w zamian zapewni im zatrudnienie w państwowej spółce - Misiewicz poprosił szefa MON o zawieszenie w funkcjach w resorcie i zrezygnował z posady w PGZ.

 

W listopadzie 2016 r. prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie powołania Misiewicza do rad nadzorczych Polskiej Grupy Zbrojeniowej i Energa Ciepło Ostrołęka uzasadniając, że po analizie dokumentacji stwierdzono, iż "nie zostały wyczerpane znamiona czynów zabronionych".

 

Ponownie szef gabinetu i rzecznik

 

Rzecznikiem i szefem gabinetu politycznego MON Misiewicz został ponownie na początku grudnia 2016 r. Jego nazwisko zniknęło ze stron internetowych resortu na początku lutego 2017 r. Wcześniej "Fakt" opisał wizytę Misiewicza w klubie studenckim w Białymstoku. Od tego czasu Misiewicz przez kilka tygodni przebywał na urlopie, w tym czasie założył stronę internetową dezinformacja.net, którą zawiesił po opublikowaniu dwóch tekstów.

 

12 kwietnia "Rzeczpospolita" i Fakt" napisały, że Misiewicz został pełnomocnikiem zarządu ds. komunikacji Polskiej Grupy Zbrojeniowej i ma zarabiać na tym stanowisku 50 tys. zł miesięcznie. Może też liczyć na służbowy samochód. Rzecznik PGZ Łukasz Prus zdementował informację o wynagrodzeniu Misiewicza. Według niego, wynagrodzenie żadnego z pełnomocników zarządu spółki nie sięga tej kwoty.

 

Zawieszenie i rezygnacja

 

Tego samego dnia prezes PiS Jarosław Kaczyński zdecydował o zawieszeniu Misiewicza w prawach członka PiS i powołał komisję do wyjaśnienia sprawy. Także tego dnia odbyło się spotkanie Kaczyńskiego z Macierewiczem, które dotyczyło informacji przekazanych przez media ws. Misiewicza.

 

W czwartek, 13 kwietnia z Misiewiczem i Macierewiczem spotkała się partyjna komisja, która miała zbadać wysuwane pod jego adresem zarzuty i okoliczności jego zatrudnienia. Po tym spotkaniu Misiewicz poinformował, że rezygnuje z członkostwa w partii. PGZ poinformowało, że rozwiązało z Misiewiczem - na jego wniosek - umowę za porozumieniem stron.

 
polsatnews.pl, wideo: fragment programu "Rozmowa Dnia" z 17.04, Telewizja Superstacja
mr/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie