Strażacy stoczyli bitwę w Przelewicach. Honor dla "dziywczónka jak jóm chłapcy przyszli poloć wodóm w nocy"

Polska

Poniedziałek wielkanocny w tradycji ludowej znany jest jako śmigus-dyngus albo lany poniedziałek, a w Beskidzie Śląskim śmiergustami. Jak co roku specjalny pokaz z okazji śmigusa-dyngusa zorganizowali strażacy. Funkcjonariusze z podszczecińskich Przelewic zorganizowali bitwę wodną. Nazwa miejscowości zobowiązuje. I to mimo nienajlepszej pogody.

Bitwa strażaków w lany poniedziałek jest nowym zwyczajem, ale za to bardzo mokrym. Woda lała się strumieniami. W ruch poszły nie tylko strażackie węże, ale i wiaderka. Strażacy ochotnicy nie oszczędzili nikogo.

 

"Raczej wszyscy byli dzisiaj polani"

 

- Raczej wszyscy byli dzisiaj polani i to dobra tradycja, że polewamy się wodą bezpiecznie, nie chuliganimy, nie wychodzimy na ulice, bo niekiedy można komuś krzywdę zrobić. Obywatel jest niezadowolony jeśli go tak przypadkowo mocno wodą polejemy. Tutaj bezpiecznie tą wodę polewaliśmy - powiedział po bitwie Henryk Nawój, prezes OSP Przelewice.

 

Dawniej funkcjonowały dwa odrębne zwyczaje. Śmigus oznaczał smaganie rózgami. Dyngusem nazywano oblewanie wodą i zbieranie datków stanowiących wielkanocny "okup". W wielu krajach, także w Polsce, przez długi czas - bo aż do siedemnastego wieku - świętowano Wielkanoc przez trzy dni. Dyngus trwał dwa.


W poniedziałek wielkanocny panowie oblewali wodą panie, a we wtorek wielkanocny - panie oblewały panów. Przemoczona odzież i mokre włosy świadczyły o powodzeniu. 

 

Śmiergusty u górali Beskidu Śląskiego 

 

Drugi dzień świąt Wielkanocnych w tradycji górali Beskidu Śląskiego przeznaczony był na tak zwane śmiergusty. Górale istebniańscy zaczynali je nocą z Niedzieli na Poniedziałek Wielkanocny. "Grupa około 10-15 kawalerów wchodziła do wszystkich domów, w których były panny na wydaniu. - Mimo zamkniętych drzwi, rozbijano szyby, wyjmowano okna i wyciągano z domów młode dziewczęta, które często wynoszono na pole i oblewano kilkoma pełnymi wiadrami wody - opisuje Małgorzata Kiereś, dyrektor Muzeum Beskidzkiego w Wiśle.


Etnografka przypomina, że był o wielki honor dla "dziywczónka jak jóm chłapcy przyszli poloć wodóm w nocy". Obowiązkowa była też obrzędowa chłosta. Kawalerowie nosili w rękach uplecione karwacze ze słodkiego drzewa lukrecji.

 

Chodzenie z "moiczkiem" lub "goiczkiem"


Zwyczajem rozpowszechnionym, szczególnie w środowisku ewangelików w Wiśle oraz w innych miejscowościach pogranicza  polsko-czesko-słowackiego, było chodzenie z "moiczkiem" lub "goiczkiem". Dziewczyny, chodzące z drzewkiem świerkowym ustrojonym w wydmuszki i kolorowe wstążki, nie polewano wodą.


"Goiczorki" nie wchodziły do domów, lecz śpiewały pod oknami. Podczas śpiewania dziewczyna, trzymająca "goiczek" potrząsała drzewkiem tak, by słychać było umieszczony na nim dzwoneczek. W ten sposób nie tylko witano wiosnę, ale przypominano światu, że Pan Zmartwychwstał.

 

Policja apeluje o umiar i ostrzega

 

Policja apeluje, by zachować umiar w kultywowaniu tradycji lanego poniedziałku. W poprzednich latach zdarzały się incydenty i chuligańskie wybryki związane z oblewaniem wodą, na przykład wylewanie na przechodniów wody z wielopiętrowych budynków czy zrzucanie z wiaduktów worków z wodą na przejeżdżające samochody.


Bezmyślne "zabawy" mogą skończyć się zniszczeniem odzieży, telefonów, a nawet poważnymi obrażeniami ciała. Policjanci mogą potraktować takie incydenty jako przestępstwo. Dodatkowe patrole policji będą dzisiaj zwracały szczególną uwagę na takie zachowania. Policja przypomina, że może ukarać mandantami do 500 zł, a jeśli zdarzenie zostanie zakwalifikowane jako uszkodzenie ciała, to grozi za to do roku więzienia.


Za wybryki dzieci wszelkie konsekwencje finansowe ponoszą rodzice i prawni opiekunowie. 


KAI, polsatnews.pl

grz/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie