"Sprawdzają , jak daleko można się posunąć." Pikieta przed Komendą Stołeczną Policji

Polska

"Oświadczam, że w dniach 16/17 grudnia ub. roku przebywałem pod Sejmem po powzięciu informacji o nielegalnych działaniach partii rządzącej. Na miejscu znalazłem się spontanicznie (...)" - tak zaczyna się dokument, który okazali w poniedziałek stołecznej policji uczestnicy grudniowego protestu. W ten sposób kilkadziesiąt osób zaprotestowało przeciw publikacji wizerunków manifestantów.

Protestujący zgłosili się do stołecznej policji, argumentując, że publikację zdjęć i "dochodzenie w tej sprawie traktują jako przejaw politycznych represji wobec obywateli".

 

Demonstrujący składali swoje oświadczenia pojedynczo, niektórzy mieli ze sobą szczoteczki do zębów.

 

"Błaszczak chce być chyba nowym Kiszczakiem"

 

W kolejce do złożenia w komendzie oświadczenia ustawił się m.in. jeden z założycieli KOD Krzysztof Łoziński. - Miałem nadzieję, że to miejsce już nigdy nie będzie używane w celach politycznych, ale widać, że będzie. Mamy tu budowanie nowej esbecji. Pan (szef MSWiA - red.) Mariusz Błaszczak chce być chyba nowym Kiszczakiem; mam takie wrażenie, że marzy mu się takie stanowisko. On podejmuje całkowicie bezprawne działania - mówił.

 

Przekonywał, że aby można było opublikować czyjś wizerunek, ta osoba musi być skazana - przynajmniej przez sąd pierwszej instancji - za przestępstwo. - Nie ma takiej możliwości w przypadku kogoś podejrzewanego, nie oskarżonego, o wykroczenie. Tego w żadnej ustawie, w żadnym prawie, nie ma. Ale jak widać, obecna ekipa prawem się zupełnie nie przejmuje, chociaż ma takie słowo w nazwie - dodał Łoziński.

 

"Przeciwstawiałem się łamaniu prawa"

 

- Przyznaję się do tego, że byłem 16 grudnia przed Sejmem, w spontanicznym odruchu przeciwstawiałem się łamaniu prawa i uważam się sposób w jaki ścigane są osoby, których wizerunki opublikowano, jest niezgodny z prawem. Narusza podstawowe prawa człowieka - powiedział Mateusz Kijowski, lider KOD.

 

Demonstrujących wspierała prawniczka z UW prof. Monika Płatek. - To, co państwo robicie, jest niezwykle ważne. Państwo macie prawo do skorzystania z możliwości spontanicznych również zgromadzeń. (...) Nie ma natomiast prawa nikt - poza sądem - stwierdzać, że ktoś naruszył prawo i popełnia przestępstwo. I rzeczywiście nie było to chyba zbyt dobre, że policja, która rozpoczęła - prawdopodobnie dlatego, że jej kazano - prezentowanie zdjęć ludzi, w ten sposób wydała wyrok, do czego nie jest powołana - mówiła.

 

Podkreślała, że "nie jest przyjęte, aby publikować twarze ludzi poza tłumem w sytuacji, gdy nie chodzi o list gończy i nie chodzi o decyzję, którą z bardzo określonych i uzasadnionych powodów podjął sąd".

 

"To próba zastraszenia, która jest niebezpieczna"

 

Płatek oceniła, że postawa tych, którzy demonstrowali w nocy z 16 na 17 grudnia przed Sejmem, była "nie tylko patriotyczna, ale i obywatelska, mająca na celu zapewnienie nam wszystkim tutaj przestrzegania prawa - zarówno dla naszego dobra jak i rządzących".

 

Mówiła, że decyzja o publikowaniu zdjęć protestujących, to "próba zastraszenia, która jest niebezpieczna". - Ja znam historię, zajmuję się prawem karnym, kryminologią, zajmuję się również rzeziami, mordami. One zaczynają się od nazw, które wykluczają, które dehumanizują, które dzielą - podkreślała.

 

Według Płatek władze i policja "łamią bezpośrednio kilka przepisów konstytucji", a przepisy, na które się powołują, są traktowane "naprawdę frywolnie i nieodpowiedzialnie". - Tak nie wolno, to jest niebezpieczna próba sprawdzenia, jak daleko można się posunąć - powiedziała.

 

Nie rozpoznali osób na zdjęciach

 

W komendzie policjanci pokazywali pikietującym wizerunki osób, które opublikowano na stronie stołecznej policji, ale ci zgodnie twierdzili, iż tych osób nie rozpoznają.

 

Śledztwo w sprawie wydarzeń z 16 grudnia prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Jak dotąd zarzuty usłyszały trzy osoby - dwie z nich w poniedziałek, trzecia kilka tygodni wcześniej. Więcej o zarzutach piszemy tutaj.

 

Policja i prokuratura o publikacjach

 

W czwartek Komenda Stołeczna Policji informowała, że publikacja na stronie internetowej wizerunków osób biorących udział w grudniowych zdarzeniach przed Sejmem nastąpiła na polecenie warszawskiej prokuratury okręgowej prowadząca śledztwo w tej sprawie.

 

Jak mówił rzecznik KSP asp. szt. Mariusz Mrozek, w tej sprawie wydział dochodzeniowo-śledczy KSP działa pod nadzorem Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która prowadzi śledztwo w sprawie "wydarzeń związanych z naruszeniami porządku prawnego" przed gmachem Sejmu.

 

Podał, że 5 stycznia prokurator prowadzący to postępowanie polecił opublikowanie na stronie internetowej KSP komunikatu, w którym zostaną zamieszczone wizerunki trzech nieznanych osób biorących udział w zdarzeniach przed Sejmem. - 17 stycznia prokurator prowadzący postępowanie w siedzibie Prokuratury Okręgowej w Warszawie wskazał funkcjonariuszom do publikacji wizerunki kolejnych osób. Jednocześnie prokurator oświadczył, że wizerunki te mają być niezwłocznie opublikowane. Przekazał także funkcjonariuszom wytyczne odnośnie dalszych czynności procesowych - poinformował rzecznik KSP.

 

Według rzecznika Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Michała Dziekańskiego komenda stołeczna opublikowała wizerunki demonstrantów w oparciu o przepisy ustawy o policji. - Prokurator nie wydawał w tym zakresie żadnej decyzji procesowej. Natomiast wiedział, że taka publikacja ma nastąpić, i się temu nie sprzeciwiał - powiedział Dziekański.

 

Polsat News, PAP

ml/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie