PO: są powody do debaty o Polsce w PE, ale jej termin niekorzystny. PiS: debata niedorzeczna

Świat
PO: są powody do debaty o Polsce w PE, ale jej termin niekorzystny. PiS: debata niedorzeczna
Polsat News
Janusz Lewandowski (PO), Ryszard Czarnecki i Ryszard Legutko (PiS).

- Są powody, by Parlament Europejski po raz kolejny zajmował się Polską, choć termin na taką debatę nie jest korzystny - powiedział w środę Janusz Lewandowski (PO) w europarlamencie w Strasburgu. - Ta debata jest pod każdym względem niedorzeczna. Nie ma najmniejszego powodu, by się odbyła. Nic się nie dzieje w Polsce takiego, co by ją usprawiedliwiało – powiedział z kolei Ryszard Legutko (PiS).

Debata europarlamentu o praworządności w Polsce odbędzie się w środę po południu. Początkowo planowano ją na wtorek, 13 grudnia, ale została przełożona na wniosek europosłów SLD, którzy wskazywali, iż organizacja debaty w 35. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce odwróci uwagę od jej istoty. PO wnioskowała, by dyskusja odbyła się na forum komisji PE ds. wolności obywatelskiej, a dopiero później na forum całego europarlamentu


Jak oświadczył w środę Lewandowski, są "nowe i stare powody, by manifestować sprzeciw wobec nadużyć władzy w Polsce oraz by PE zajmował się po raz kolejny Polską, zaniepokojony rozwojem sytuacji".


- Pod tym względem Jarosław Kaczyński i wykonawcy jego poleceń są jak socjalistyczni przodownicy pracy w mnożeniu tych problemów, które są doskonale widoczne dla demokratycznego świata - ocenił szef delegacji PO i PSL w europarlamencie. - Widać, jak sprytnym przywódcą jest Viktor Orban na tle Kaczyńskiego. Orban robi swoje, a Polska jest stale ulokowana na oślej ławce - dodał.


"Nadużyć władzy w Polsce przybywa"


Zdaniem PO niekorzystny jest jednak termin debaty i nawet jej odłożenie o jeden dzień, by nie wypadała w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, nie poprawia sytuacji. - Parlament Europejski jest w gorączce wyborczej, patrzy na Aleppo i powinien patrzeć na ulice Warszawy - ocenił Lewandowski. Zapowiedział, że będzie dążyć do poprawy współpracy z liberałami i socjalistami w tej kwestii.


- Każde narzędzie nadużywane stępia się i przestaje być tak użyteczne. A Polacy oczekują, że demokratyczny świat i Parlament Europejski nie pozostanie obojętny wobec tego, co się dzieje w Polsce - powiedział Lewandowski. Jak ocenił, "nadużyć władzy w Polsce przybywa".


- Dziś przedmiotem troski jest sytuacja organizacji pozarządowych, wolność zgromadzeń. Można wytypować kolejne cele ataku PiS na społeczeństwo obywatelskie. My, jak zawsze, będziemy głosem milionów Polaków, którzy dobrze się czują w UE i dobrze rozumieją, jaką wartością jest UE dla naszego bezpieczeństwa i szans rozwojowych - dodał.

 

"Opozycja w stanie histerii"


Zdaniem Legutki nieuzasadnione są argumenty inicjatorów debaty z frakcji Zielonych i liberałów, którzy mówili o zagrożeniach związanych z nową ustawą o zgromadzeniach oraz możliwości wycofania się Polski z Konwencji Stambulskiej o zwalczaniu przemocy wobec kobiet.


- Nie ma problemu ustawy o zgromadzeniach, bo to jest ustawa, która nikomu niczego nie zabrania. Nie ma problemu konwencji antyprzemocowej, ponieważ Polska jest krajem o najniższym w Europie poziomie przemocy, więc raczej trzeba by rozmawiać w kontekście innych krajów, a nie naszego - powiedział Legutko.


Jak dodał, nie ma też problemu Trybunału Konstytucyjnego, ponieważ Komisja Europejska jeszcze się nie uporała z odpowiedzią polskiego rządu na jej zalecenia w sprawie praworządności.


- Jest jeden bardzo poważny problem, który mamy w Polsce. Jest to problem opozycji, która znajduje się w stanie histerii i ucieka się do rzeczy nieładnych. Wiadomo, tonący "brzydko" się chwyta - powiedział europoseł, zarzucając polskim partiom opozycyjnym, że inspirują debaty europarlamentu o Polsce.


"Debata by wspierać słabą, polską opozycję"


Jak podkreślił Legutko, język opozycji "jest całkowicie odklejony od rzeczywistości".  - Im opozycja "brzydziej" się chwyta, tym bardziej spada jej poparcie w sondażach. Partię rządzącą powinno to cieszyć, ale mnie nie cieszy, ponieważ dyskurs publiczny w Polsce już został tak obniżony, że to nikomu nie służy - ocenił Legutko. Zapowiedział, że zabierze głos w trakcie debaty, która odbędzie się po godz. 16.


Europoseł PiS Tomasz Poręba ocenił, że debaty na temat praworządności w Polsce są organizowane po to, by "wspierać słabą, polską opozycję". Dodał, że ta sama większość w PE, która wnioskuje o debaty na temat Polski, milczała, "gdy w Polsce rządziła PO, gdy łamano w Polsce prawo, gdy dziennikarze byli wyrzucani z pracy, a służby specjalne wchodziły do redakcji tygodników". W ocenie Poręby rząd PiS atakowany jest "tylko i wyłącznie z pozycji ideologicznych, a nie ze względu troski o Polskę i demokrację".


"Z tego wodolejstwa niewiele wynika"


Ryszard Czarnecki przypomniał, że PE debatował także o Niemczech i wydarzeniach w noc sylwestrową w Kolonii i innych miastach, o Francji, czy o Węgrzech. - Te kraje jakoś to przeżyły. Węgry w tym czasie dokonały skoku gospodarczego, zwiększył się PKB na jednego mieszkańca. Dla mnie najważniejsze jest to, że ratingi Polski albo są coraz lepsze, albo są na tym samym poziomie, a z tego wodolejstwa w PE niewiele wynika - powiedział Czarnecki.


Zdaniem Zdzisława Krasnodębskiego, dyskusja o Polsce nie budzi wielkiego zainteresowania zagranicznych europosłów, którzy "mają już dosyć nękania ich przez polską opozycję i jej prób powrotu do władzy poprzez naciski wewnętrzne".


Z kolei Jadwiga Wiśniewska powiedziała, że w PE należy zajmować się ważnymi dla Polski sprawami, jak polityka klimatyczna i energetyczna UE, czy płaca minimalna w sektorze transportu drogowego. - Mam nadzieję, że opozycja z równą werwą będzie walczyć o te sprawy, a nie tylko i wyłącznie o swój polityczny interes - powiedziała eurodeputowana PiS.


Czwarta debata o Polsce


Środowa debata na temat Polski będzie już czwartą w tym roku. Od stycznia Komisja Europejska prowadzi wobec polskiego rządu procedurę w sprawie praworządności w związku z kryzysem wokół Trybunału Konstytucyjnego. Pod koniec lipca opublikowała zalecenia, na które rząd w Warszawie odpowiedział pod koniec października, podkreślając, że nie widzi prawnych możliwości ich wdrożenia.


KE mogłaby przejść do kolejnego, trzeciego etapu procedury, czyli uruchomienia artykułu 7 unijnego traktatu i wniosku do Rady UE o stwierdzenie zagrożenia dla praworządności w Polsce. Wniosek taki może zgłosić także Parlament Europejski.


Artykuł 7 umożliwia w ostateczności nałożenie sankcji na kraj członkowski, w tym zawieszenie prawa głosu tego kraju. Wymaga to jednak jednomyślnego uznania przez przywódców państw unijnych (bez kraju, którego dotyczy problem), że zasady rządów prawa są naruszane.

 

PAP

prz/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie