Protesty po wygranej Trumpa. Strzały i ranni w Seattle

Świat
Protesty po wygranej Trumpa. Strzały i ranni w Seattle
PAP/EPA/ALBA VIGARAY/twitter

Tysiące ludzi wyszły na ulice amerykańskich miast w nocy ze środy na czwartek w proteście przeciwko zwycięstwu Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Podczas manifestacji w Seattle napastnik otworzył ogień do manifestantów. Co najmniej 5 osób zostało rannych. Jedna jest w stanie krytycznym.

Szef policji w Seattle poinformował, że strzelanina nie ma związku z protestami przeciwko Trumpowi. Według niego prawdopodobnie doszło do kłotni między uczestnikami manifestacji. Niezidentyfikowany mężczyzna odszedł kilka metrów od protestujących odwrócił się i zaczął strzelać. Policji nie udało się go zatrzymać.

 

 

Rannych zostało czterech mężczyzn i jedna kobieta.

  

Pokojowe demonstracje odbywają się w Nowym Jorku, Chicago, Waszyngtonie, Filadelfii, Bostonie, Los Angeles, Richmond, Portland, Atlancie, Austin, Dallas i Kansas City.

 

Policja nie starała się na ogół blokować marszów protestacyjnych. W Nowym Jorku nie dopuszczała tylko demonstrantów w pobliże Trump Tower, wieżowca przy 5 Alei należącego do prezydenta-elekta.

 

"Czas się zbuntować", "To nie mój prezydent" i "Love Trumps Hate" (Miłość pokona nienawiść - red.) - głosiły banery i transparenty wznoszone na ulicach. Wśród demonstrantów dominują młodzi przedstawiciele mniejszości rasowo-etnicznych: Latynosi i Afroamerykanie.

 

Protestujący przypominają, że w czasie swej kampanii wyborczej Trump zapowiadał budowę muru na południowej granicy, nazywał nielegalnych imigrantów z Meksyku "gwałcicielami i handlarzami narkotyków" i wzywał do zakazu wjazdu muzułmanów do USA. Uzyskał też poparcie jawnie rasistowskich organizacji i ugrupowań, takich jak Ku-Klux-Klan.

 

Wygrał, choć zdobył mniej głosów bezpośrednich

 

Demonstracje rozpoczęły się, chociaż wcześniej tego samego dnia Hillary Clinton pogratulowała Trumpowi wygranej i wezwała swoich wyborców, aby uznali wynik demokratycznych wyborów. Z podobnym apelem wystąpił też prezydent Barack Obama.

 

Protestujący twierdzą jednak, że nie godzą się na przegraną Clinton, gdyż zdobyła ona nieco więcej głosów bezpośrednich niż jej republikański rywal. Trump uzyskał jednak więcej głosów elektorskich, które według amerykańskiej ordynacji decydują o wyniku wyborów.

 

Sytuacja gdy jeden z kandydatów wygrał głosami elektorskimi, a drugi zdobył więcej głosów bezpośrednich, zdarzyła się dopiero po raz trzeci w historii USA - ostatnio w wyborach w 2000 r., gdy George W. Bush pokonał Ala Gore'a zdobywając o ponad 0,5 mln głosów mniej.

 

PAP, polsatnews.pl, Polsat News

ml/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Przeczytaj koniecznie