Cztery lata od katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. Proces nadal się toczy

Polska
Cztery lata od katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. Proces nadal się toczy
Polsat News

3 marca 2012 r. we wsi Chałupki po czołowym zderzeniu pociągów zginęło 16 osób, a ponad 150 odniosło obrażenia. Przed częstochowskim sądem od lipca ub.r. toczy się w tej sprawie proces. Przesłuchano już wszystkich świadków. Jeśli nie zdarzy się nic nieprzewidzianego, wyrok powinien zapaść w ciągu trzech miesięcy - ocenia prezes sądu.

Choć dokładna rocznica mija w czwartek, msza w intencji ofiar zostanie odprawiona w najbliższą niedzielę w kościele pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny w pobliskiej wsi Goleniowy. Po mszy uczestnicy rocznicowych uroczystości złożą kwiaty i zapalą znicze przy tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy w Chałupkach. Jest ona usytuowana kilkaset metrów od miejsca tragedii; przy samych torach kolejowych ustawiono krzyż.

 

Czołowe zderzenie pociągów

 

Do katastrofy doszło w sobotę wieczorem 3 marca 2012 r. w pobliżu Zawiercia - na odcinku łączącym Centralną Magistralę Kolejową z linią Kraków-Kielce. Czołowo zderzyły się pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa-Kraków. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, którym z przeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa.

 

Pierwsi z pomocą przybiegli mieszkańcy Chałupek i innych okolicznych wsi, którzy usłyszeli huk zderzających się pociągów. Wyciągali z wagonów poszkodowanych, przynosili koce i gorącą herbatę lub po prostu pocieszali uwięzionych w wagonach. Chwilę później na miejscu katastrofy pojawiły się straż pożarna, karetki pogotowia i policja.

 

Rannych w wypadku przewożono do szpitali m.in. w Sosnowcu, Myszkowie, Zawierciu, Włoszczowie i Krakowie. Nie przeżyło łącznie 16 osób, wśród nich maszyniści obu pociągów, pomocnik maszynisty pociągu relacji Przemyśl-Warszawa i kierownik pociągu relacji Warszawa-Kraków. Ciężkie obrażenia ciała odniosło 7 pasażerów, a średni uszczerbek na zdrowiu 74 osoby. 76 pasażerów odniosło obrażenia zakwalifikowane jako lekkie.

 

Poces powoli dobiega końca

 

Śledztwo ws. katastrofy prowadziła Prokuratura Okręgowa w Częstochowie, która w grudniu 2014 r. oskarżyła dyżurnych ruchu Andrzeja N. i Jolantę S., którzy pełnili służbę w posterunkach kolejowych Starzyny i Sprowa i według oskarżenia doprowadzili do zderzenia pociągów, kierując je na ten sam tor. Za nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym może im grozić kara do ośmiu lat więzienia.

 

Jak wynika z informacji z częstochowskiego sądu, proces, który rozpoczął się w lipcu ubiegłego roku powinien zakończyć się w najbliższych miesiącach. Przesłuchano już wszystkich świadków, sąd będzie jednak jeszcze czekał na uzupełniające opinie biegłych.

Zgodnie z decyzją sądu, proces toczy się z wyłączeniem jawności. Powodem jest stan zdrowia Andrzeja N., który od czasu wypadku korzystał z pomocy psychiatrów. Biegli ze szpitala w Lublińcu uznali, że jest on mimo to zdolny do udziału w procesie. Zastrzegli jednak, że obecność na sali sądowej środków masowego przekazu może wpłynąć na pogorszenie się stanu zdrowia oskarżonego i jego zdolność do udziału w postępowaniu.

 

W szpitalu psychiatrycznym N. spędził kilka miesięcy po katastrofie i stan jego zdrowia długo nie pozwalał na przesłuchanie. Jednocześnie - według wcześniejszej opinii biegłych psychiatrów i psychologa, którzy badali go w trakcie śledztwa - w chwili katastrofy był poczytalny. Oznacza to, że może odpowiadać karnie.

 

Nieumyślne sprowadzenie katastrofy

 

Dyżurny ruchu ze Starzyn według prokuratury doprowadził do skierowania pociągu Warszawa-Kraków na niewłaściwy tor, co spowodowało czołowe zderzenie z drugim składem. Dyżurna ze Sprowy według śledztwa wydała zezwolenie na wjazd pociągu relacji Przemyśl-Warszawa na tor, po którym jechał już pociąg z Warszawy. Zdaniem prokuratury dyżurna nie sprawdziła, jaka jest przyczyna zajętości toru, co sygnalizował system kontroli ruchu.

 

Poza nieumyślnym sprowadzeniem katastrofy oskarżeni odpowiadają też za poświadczenie nieprawdy w dziennikach ruchu posterunków kolejowych. Andrzej N. i Jolanta S. przesłuchani w śledztwie nie przyznali się do zarzucanych przestępstw i odmówili złożenia wyjaśnień.

 

Na podstawie opinii biegłych ds. transportu szynowego ustalono, że stan techniczny lokomotyw i wagonów, jak również infrastruktury kolejowej, nie miał wpływu na zaistnienie i przebieg katastrofy. Prokuratura wyliczyła, że zdarzenie skutkowało stratami materialnymi na ponad 19 mln zł. Na taką kwotę wyceniono wartość zniszczonych lokomotyw i wagonów, uszkodzonej nawierzchni, torów i sieci trakcyjnej.

 

PAP

wjk/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie