Gontarczyk: tłumaczenia Wałęsy niewiarygodne

Polska

- Wszystkie zgromadzone przez nas dokumenty przeczą obecnym tłumaczeniom Lecha Wałęsy, a tym bardziej przeczą im dokumenty znalezione w szafie gen. Kiszczaka - powiedział w programie "Gość Wydarzeń" dr Piotr Gontarczyk. Razem ze Sławomirem Cenckiewiczem jest on autorem książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", w której napisali, że Wałęsa był agentem SB o pseudonimie Bolek.

Zdaniem Gontarczyka Lech Wałęsa broni się jak może, ale ta obrona, w świetle dokumentów, które zna, nie jest wiarygodna.

 

Lech Wałęsa opublikował na mikroblogu w portalu wykop.pl oświadczenie, w którym tłumaczył m.in., że podczas jednej z wielu rewizji, w ręce służb wpadła jego osobiście napisana relacja z grudnia 1970 roku. Według niego, te materiały można wykorzystać jako donosy.

 

- To jest tak zwana ucieczka do przodu. Lech Wałęsa pewnie zdaje sobie sprawę, że są w teczce jego własnoręczne dokumenty, czyli doniesienia TW "Bolek", więc, chcąc uprzedzić ich opublikowanie, przekonuje, że to materiały znalezione u niego w czasie śledztwa. Mało to dla mnie poważne - stwierdził Gontarczyk.

 

Historyk zaznaczył, iż nie zapoznał się jeszcze z odkrytymi w domu Kiszczaków dokumentami, ale na podstawie "setek i tysięcy dokumentów", które wraz z Cenckiewiczem zebrał do 2008 roku (wówczas ukazała się ich książka - red.), kwestia współpracy Wałęsy z SB na początku lat 70. "była bezsporna".

 

Prowadząca program Joanna Wrześniewska-Sieger, zapytała o najmocniejsze dokumenty, do których dotarli autorzy książki.

 

"Spustoszeń w archiwach dokonano, gdy Lech Wałęsa był prezydentem"

 

- Był np. dokument z 1976 lub 1978 roku, w którym jeden z funkcjonariuszy SB opisał na kilku stronach to, co znajduje się w jednej z teczek, która teraz się odnalazła. Dokumenty były niszczone i kradzione w latach 80. Potem spustoszeń w archiwach dokonano, gdy Lech Wałęsa był prezydentem i to on jest za nie odpowiedzialny, ale udało nam się znaleźć odpisy maszynowe kolejnych doniesień "Bolka”, w miejscach, gdzie nasi poprzednicy nie szukali - wyjaśnił Gontarczyk.


Dodał również, że wraz ze Sławomirem Cenckiewiczem dotarł do kilku donosów. Zastrzegł jednak, że w materiałach nie było dokumentów z podpisem Lecha Wałęsy.


- Takie dokumenty zawsze są przechowywane w teczce pracy i w teczce personalnej, czyli w tych dokumentach, które teraz znaleziono. Dysponowaliśmy jednak całą paletą nazwisk kolegów Wałęsy ze stoczni, których te donosy dotyczyły - stwierdził.

 

Jego zdaniem nie było żadnych powodów, by fabrykować dowody przeciw Wałęsie w teczce pracy, choć próbowano "przedłużyć" jego współpracę na lata 80. - Takie spreparowane dokumenty wysłano do Komitetu Noblowskiego - powiedział. 

 

Gontarczyk: Wałęsę najprawdopodobniej zastraszono

 
- W niektórych dokumentach jest napisane, że "Bolek" został pozyskany na zasadzie dobrowolności. Nieprawda. Nie można mówić o dobrowolności w wypadku tego robotnika, który znalazł się w tamtej sytuacji, naprzeciwko tych zbirów, którzy pacyfikowali robotników stoczni. Moim zdaniem najprawdopodobniej było tak, że go zastraszyli - powiedział Gontarczyk.


Zaznaczył przy tym, że informacje zawarte w donosach Wałęsy były ważne, dotyczyły jego najbliższych przyjaciół ze stoczni i spowodowały, że osoby te dotknęły później represje. - Sądzę, że takich osób jest co najmniej kilkadziesiąt - powiedział.

 

Kim jest tajemniczy "sprawca"

 

Gontarczyk odniósł się również do kwestii tajemniczego "człowieka sprawcy", o którym na mikroblogu Wałęsa napisał, że to on "powinien ujawnić prawdę".


- Jeżeli ktoś ponad 20 lat brnie w kłamstwa, w różne wersje, to gdy pojawia się zapowiedź publikacji kolejnych dokumentów, taka osoba musi sięgać po krasnoludki - powiedział historyk.

 

ml/luq/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie