CBA w domu właściciela "Wprost". "Sprawa nie ma nic wspólnego z aferą podsłuchową"

Polska
CBA w domu właściciela "Wprost". "Sprawa nie ma nic wspólnego z aferą podsłuchową"
Polsat News
Michał Lisiecki

- Śledztwo dotyczy spraw gospodarczych a nie afery podsłuchowej - oświadcza CBA. To funkcjonariusze tego biura w poniedziałek rano weszli do mieszkania Michała Lisieckiego, właściciela "Wprost" i "Do Rzeczy". - Pan Lisiecki nie jest w kręgu naszego zainteresowania; może posiadać interesujące nas dokumenty, bo jego firma miała kontakty z inną, wobec której prowadzimy śledztwo - mówi prokuratura.

- Duża awantura była. Wjechali w pełnym rynsztunku - powiedział "Gazecie Finansowej" jeden z sąsiadów Lisieckiego.

 

Śledztwo prowadzi wydział gospodarczy Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga i dotyczy nieprawidłowości w postępowaniu upadłościowym firmy, z którą Lisiecki współpracował.

 

- Pan Lisiecki nie jest w kręgu naszego zainteresowania, a jedynie może być w posiadaniu dokumentów finansowych, których poszukujemy do naszego postepowania, bo firma Point Research Michała Lisieckiego miała z firmą, w stosunku do której prowadzimy postępowanie, kontakty handlowe - wyjaśniła "Rzeczpospolitej" rzecznik prasowa prokuratury Renata Mazur. 

 

Podkreśliła, że sprawa nie ma nic wspólnego z podsłuchami. 

 

Również CBA oświadczyło, że czynności w domu Lisieckiego nie dotyczyły "afery podsłuchowej".

 

"Z całą stanowczością dementujemy pojawiające się nieprawdziwe informacje, że czynności wykonywane przez Centralne Biuro Antykorupcyjne w domu Michała Lisieckiego dotyczyły tzw. afery podsłuchowej. CBA wykonywało czynności na charakterze procesowym polegające na żądaniu wydania rzeczy na zlecenie Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga i absolutnie nie dotyczą tzw. afery podsłuchowej, na co zupełnie mylnie wskazują niektóre media. Szerokie wielowątkowe śledztwo dotyczy spraw gospodarczych" - głosi oświadczenie CBA.

 

CBŚP w redakcji "Faktów i mitów"

 

To druga akcja państwowych służb w medialnym środowisku w tym tygodniu. Również w poniedziałek przed południem do redakcji tygodnika "Fakty i Mity" weszło kilkunastu funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego Policji. Działali na zlecenie Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi.

 

Zatrzymany został Roman Kotliński, wydawca pisma i były poseł.

 

"Przez 11 godzin agenci CBŚP zabierali również i wynosili z naszego budynku kopie dysków redakcyjnych i księgowych oraz m.in. część dokumentów księgowych w wersji papierowej. Przesłuchano także czterech pracowników redakcji. Po sześciu godzinach akcji agent CBŚP przetrząsnął też biurka dziennikarzy, już po ich wyjściu z redakcji. Redakcja objęła tajemnicą dziennikarską większość materiałów wyniesionych z naszego budynku (w tym wszystkie elektroniczne)" - czytamy w oświadczeniu opublikowanym na stronie tygodnika.

 

Według ustaleń redakcji, "śledztwo nie ma żadnego związku z działalnością redakcji i wydawnictwa, także w wymiarze finansowym". Ma dotyczyć spraw prywatnych Kotlińskiego.

 

Redakcja poinformowała, że działania traktuje jako nadużycie i próbę sparaliżowania pracy "jednego z nielicznych w Polsce pism niezależnych".

 

"Gazeta Finansowa", "Rzeczpospolita", "Fakty i Mity", PAP 

pr/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie