Audyt ws. "afery taśmowej": na razie brak dowodu na podsłuchiwanie dziennikarzy

Polska
Audyt ws. "afery taśmowej": na razie brak dowodu na podsłuchiwanie dziennikarzy
Polsat News

Postępowania dyscyplinarne wobec 7 policjantów i zmiana szefów Biura Spraw Wewnętrznych KGP - to efekt audytu w Komendzie Głównej Policji po publikacjach ws. domniemanego podsłuchiwania dziennikarzy w związku z "aferą taśmową"- poinformowała KGP. Wg audytu, są materiały świadczące o zainteresowaniu śledczych dziennikarzami i ich rodzinami, ale na razie brak dowodu, że dziennikarzy podsłuchiwano.

Pod koniec ubiegłego roku nowy komendant główny policji insp. Zbigniew Maj powołał grupę, która miała sprawdzić, czy funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych, czyli tzw. policji w policji, podsłuchiwali dziennikarzy.

 

Jak poinformował we wtorek p.o. rzecznika KGP mł. insp. Marcin Szyndler, przez dwa tygodnie funkcjonariusze Biura Kontroli KGP sprawdzali prawidłowość stosowania kontroli operacyjnej przez policjantów Centralnego Biura Śledczego Policji, Biura Służby Kryminalnej i Biura Spraw Wewnętrznych.

 

Były dwie grupy

 

Podczas audytu okazało się, że w KGP działały dwie grupy, które zajmowały się sprawą tzw. afery taśmowej, liczące łącznie 29 policjantów.

 

Pierwsza powołana został w czerwcu 2014 roku a jej zadaniem było wsparcie Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga w prowadzonym śledztwie dotyczącym nagrywania funkcjonariuszy publicznych w warszawskich restauracjach.

 

Druga "grupa specjalna" powołana została niespełna miesiąc później - w lipcu 2014 roku; w jej skład weszli tylko funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych i miała ona za zadanie „ustalenie ewentualnego udziału funkcjonariuszy organów ścigania w rozpowszechnianiu nagrań ze spotkań funkcjonariuszy publicznych w warszawskich restauracjach" - wynika z informacji KGP.

 

Według audytu, prace drugiego zespołu zakończyły się po roku, a ich efektem było zatrzymanie jednego policjanta, który dokonywał nieuprawnionego sprawdzania w policyjnych systemach informatycznych oraz kilkudziesięcioma rozpoczętymi „formami pracy operacyjnej".

 

Błędy w dokumentowaniu i rejestrach

 

Biuro Kontroli KGP podczas audytu zbadało też dokumentację prowadzonych kontroli operacyjnych przez obie działające w KGP grupy. Z kontroli wynika m.in., że do nieprawidłowości dochodziło w dwóch obszarach: były błędy w dokumentowaniu pracy operacyjnej i w prowadzeniu rejestru kontroli operacyjnej.

 

- Kontrolerzy natrafili na materiały, które świadczą, że w zainteresowaniu śledczych pojawiali się dziennikarze i ich rodziny. Z analizy kontrolowanych dokumentów wynika, że przeprowadzono kilkadziesiąt kontroli operacyjnych wobec NN osób. Z racji upływu czasu i zgodnie z prawem prowadzona dokumentacja (w tym nagrania - red.) została zniszczona - powiedział Szyndler.

 

Jak wyjaśnił, na tym etapie nie ma dowodu na podsłuchiwanie dziennikarzy, chociaż czynności kontrolne za względu na dużą ilość zgromadzonej dokumentacji jeszcze trwają.

 

"Afera podsłuchowa"

 

W lutym 2015 r. "Gazeta Wyborcza" napisała, że tajna grupa utworzona latem 2014 r. badała, czy za "aferą podsłuchową" stoją byli szefowie ABW, SKW i BOR oraz urzędujący szef CBA. Według "GW", ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz miał ich podejrzewać o spisek i nadzorować grupę, w której mieli być policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych KGP oraz oficerowie SKW. "GW" twierdzi, że m.in. wystąpili oni do sądu o zgodę na podsłuchy "numerów nieznanych", tzw. NN - mimo że było im wiadomo, iż należą do generałów służb. Sam Sienkiewicz zaprzeczał, że powołał taką grupę i ją nadzorował.

 

W maju warszawska prokuratura okręgowa odmówiła podjęcia śledztwa w związku z publikacją "GW". Prokuratura zwróciła się z pytaniami w tej sprawie do Komendy Głównej Policji i Służby Kontrwywiadu Wojskowego, BOR, ABW, Centralnego Biura Śledczego Policji oraz Prokuratury Generalnej, Naczelnej Prokuratury Wojskowej, Komendy Stołecznej Policji i resortu spraw wewnętrznych.

 

We wrześniu 2015 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga sformułowała akt oskarżenia ws. tzw afery podsłuchowej, który objął cztery osoby: biznesmena Marka Falentę, jego współpracownika Krzysztofa Rybkę oraz kelnerów z dwóch warszawskich restauracji: Sowa i Przyjaciele oraz Amber Room - Łukasza N. i Konrada L. Według prokuratury, motywy ich działania były biznesowo-finansowe.

 

Śledztwo trwało 15 miesięcy i dotyczyło podsłuchiwania od lipca 2013 r. kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych.

 

Falenta, według śledczych, miał zlecić wykonanie nagrań dwóm pracownikom restauracji - Łukaszowi N. i Konradowi L. Za takie przestępstwo grozi im i współpracującemu z nimi Rybce do dwóch lat więzienia. Falenta nie przyznaje się do zarzutów.

 

W "aferze taśmowej" nagrani zostali m.in. ważni politycy Platformy: b. szef MSZ i b. marszałek Sejmu Radosław Sikorski, b. wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski, b. minister transportu Sławomir Nowak, b. minister sportu i b. sekretarz generalny PO Andrzej Biernat, b. minister zdrowia Bartosz Arłukowicz i b. minister skarbu Włodzimierz Karpiński, b. wicepremier i minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska, b. szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz.

 

PAP

grz/dro/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie