45. rocznica masakry na Wybrzeżu. "Janek Wiśniewski padł"

Polska
45. rocznica masakry na Wybrzeżu. "Janek Wiśniewski padł"
fot. dom. publ

17 grudnia 1970 r. w Gdyni wojsko otworzyło ogień do robotników idących do pracy. Zginęło 45 osób, a 1 165 odniosło rany. Wśród ofiar był 18-letni Zbigniew Godlewski, o nim opowiada wiersz Krzysztofa Dowgiałły "Ballada o Janku Wiśniewskim".

Bezpośrednią przyczyną strajków i demonstracji była wprowadzona 12 grudnia podwyżka cen detalicznych mięsa, przetworów mięsnych oraz innych artykułów spożywczych. Decyzję w tej sprawie podjęto już 30 listopada 1970 na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR. Od 8 grudnia w Ministerstwie Obrony Narodowej i Ministerstwie Spraw Wewnętrznych rozpoczęto przygotowania w ramach "ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego" a 11 grudnia jednostki MSW zostały postawione w stan pełnej gotowości. 12 grudnia wieczorem za pośrednictwem radia poinformowano społeczeństwo o podwyżkach cen żywności głównych artykułów, średnio o 23 proc. (mąka o 17 proc., ryby o 16 proc., dżemy i powidła o 36 proc.). 13 grudnia komunikaty o podwyżkach cen podała prasa.


Władze komunistyczne liczyły na to, że niezadowolone z podwyżek społeczeństwo pogodzi się wkrótce z nowymi cenami. Stało się jednak inaczej. 14 grudnia 1970 r. zastrajkowali robotnicy gdańskiej Stoczni im. Lenina. Doszło do  starć z milicją i szturmu gmachu komitetu wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotnicznej. W centrum Gdańska po południu w manifestacjach wzięło udział kilkanaście tysięcy osób. Do akcji ruszyły większe oddziały MO i wojska używając petard i gazów łzawiących. Siły porządkowe do późnych godzin nocnych brutalnie rozpraszały tłum. Setki osób zostało pobitych i zatrzymanych.

 

W rejon Trójmiasta ściągano jednostki milicyjne, zarządzono podwyższony stan gotowości bojowej lokalnych jednostek wojskowych, a oddziały wojsk wewnętrznych wprowadzono już do akcji. 15 grudnia strajki wybuchły w Gdyni, Elblągu, Słupsku i Szczecinie.

 

Zarządzenie nr 108/70: "dzisiaj milicja użyła broni"

 

Tego dnia od rana w Warszawie obradował najwyższy sztab kryzysowy pod przewodnictwem Władysława Gomułki. W jego skład obok I sekretarza Komitetu Centralnego PZPR wszedł m.in. gen. Wojciech Jaruzelski. Gomułka podjął decyzję o zezwoleniu na użycie broni.

 

Przekazaną telefonicznie dyspozycję potwierdzono zarządzeniem MSW nr 108/70. Formalnie weszła w życie o godz. 12.00.

 

W rejon Gdańska, gdzie nasilały się walki uliczne, zaczęto ściągać jednostki pancerne i zmotoryzowane. Tego dnia w starciach z siłami porządkowymi wg oficjalnego komunikatu zginęło sześć osób, a 300 zostało rannych. Spalono budynki KW PZPR, Wojewódzkiej Rady Związków Zawodowych, Naczelnej Organizacji Technicznej i Dworca Głównego.

 

Władze wprowadziły godzinę milicyjną od 18.00 do 6.00 rano.

 

W nocy z 15 na 16 grudnia wojsko obsadziło ważniejsze punkty w Gdańsku oraz zablokowało stocznię i port. W Gdyni aresztowano komitet strajkowy, z którym porozumienie zawarły wcześniej władze miejskie.

 

Władze zdecydowały się zaprowadzić porządek siłą, bez względu na cenę. Bliski współpracownik Gomułki Zenon Kliszko na posiedzeniu Egzekutywy KW powiedział: - Mamy do czynienia z kontrrewolucją, a z kontrrewolucją trzeba walczyć przy pomocy siły. Jeżeli zginie nawet 300 robotników, to bunt zostanie zdławiony.

 

Gomułka oceniał strajki i manifestacje jako kontrrewolucję. I sekretarz KC miał w tych dniach wyrazić opinię, że tak jak szlachta polska swoim egoizmem, prywatą i tendencjami anarchistycznymi zgubiła Rzeczpospolitą, tak samo polska klasa robotnicza, wyposażona w te same cechy zgubi Polskę Ludową.

 

"Krwawy Kociołek to kat Trójmiasta"

 

Fala strajków rozlewała się na całe Wybrzeże, przybierając charakter powstania robotniczego.

 

17 grudnia doszło do masakry w Gdyni. Dzień wcześniej w wystąpieniu telewizyjnym wicepremier Kociołek nawoływał stoczniowców do powrotu do pracy. Około godz. 6.00 wojsko otworzyło ogień w stronę robotników idących z dworca do zablokowanej stoczni. Padli zabici i ranni. Starcia w Gdyni trwały do wieczora. Do demonstrantów strzelano z ziemi i powietrza. Milicja i służby więzienne z niezwykłą brutalnością traktowały zatrzymanych.

 

Do starć demonstrantów z siłami porządkowymi dochodziło również w Elblągu i Słupsku.

 

Nigdy dotąd, nawet w czerwcu 1956 r. w Poznaniu, władze komunistyczne nie użyły na taką skalę wojska przeciwko ludności. Na samym tylko Wybrzeżu do akcji wprowadzono około 27 tys. żołnierzy, 550 czołgów, 750 transporterów opancerzonych i około 100 śmigłowców i samolotów.

 

Krwawa pacyfikacja robotniczego protestu na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. spowodowała, według oficjalnych danych, śmierć 45 osób. 1 165 osób odniosło rany, około 3 tys. zostało najpierw bestialsko pobitych, a następnie aresztowanych.

 

"Janek Wisniewski padł"

 

Tragicznym symbolem gdyńskiego Grudnia stał się utrwalony na filmie i fotografii pochód niosący na drzwiach ciało zabitego młodego człowieka i pokrwawioną flagę biało-czerwoną. Do grudniowej legendy przeszedł on jako tytułowy bohater Ballady o Janku Wiśniewskim, choć w rzeczywistości człowiek taki nie istniał.

 

Autor ballady celowo wybrał bardzo popularne imię: Jan i jedno z najczęściej spotykanych polskich nazwisk: Wiśniewski, aby w ten sposób stworzyć – być może na wzór nieznanego żołnierza – pewną postać symboliczną. Janka Wiśniewskiego, którego imię nosi dziś jedna z ulic w Gdyni, nie było naprawdę, ale zarazem takich Janków Wiśniewskich było, czy mogło być, bardzo wielu. Można jeszcze tylko dodać, że na znanej fotografii utrwalono zastrzelonego rankiem w pobliżu stacji kolejowej Gdynia-Stocznia osiemnastoletniego Zbigniewa Godlewskiego.

  

Epilog: "mordercy zza biurek" bez kary

 

- Polski wymiar sprawiedliwości okazał się niezdolny do rzetelnego rozliczenia zbrodni komunistycznych na poziomie głównych decydentów. Udało się to (choć nie bez dużych problemów)na poziomie głównych wykonawców, czyli zomowców, którzy strzelali do górników z kopalni Wujek. Natomiast generałowie, czyli – jak ich nazywam- mordercy zza biurek pozostaną bezkarni powiedział historyk Antoni Dudek.

 

W marcu 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia w sprawie, dotyczący Jaruzelskiego, Kociołka, Świtały, wiceministra obrony narodowej Tadeusza Tuczapskiego, dowódcy Pomorskiego Okręgu Wojskowego Józefa Kamińskiego, dowódcy 16. Dywizji Pancernej Edwarda Łańcuckiego, komendanta Szkoły Podoficerskiej MO w Słupsku Karola Kubalicy oraz pięciu wojskowych.

 

Gdański proces ruszył w 1998 r. W 1999 r. proces przeniesiono do Warszawy, gdzie rozpoczął się w 2001 r. Po dziesięciu latach, latem 2011 r., trzeba było go zacząć od nowa z powodu śmierci ławnika.

 

Jaruzelski: w obronie własnej

 

W lipcu 2011 roku sąd zawiesił ze względu na stan zdrowia proces Jaruzelskiego za "sprawstwo kierownicze” zabójstwa robotników Wybrzeża w 1970 roku (za co groziło mu dożywocie).

 

Jaruzelski zapewniał sąd, że jako szef MON poczuwa się do współodpowiedzialności politycznej i moralnej, ale nie karnej. Twierdził, że wiele działań wojska i milicji to "obrona konieczna lub stan wyższej konieczności”, bo wystąpił wtedy "silny nurt niszczycielski, kryminalny”. Dodawał, że proces zakończy się z "powodów biologicznych”. Jaruzelski zmarł 25 maja 2014 roku.

 

Kary uniknął także kat Trójmiasta, Stanisław Kociołek zmarł w październiku 2015 r. Od 1995 zasiadał, obok m.in. gen. Wojciecha Jaruzelskiego na ławie oskarżonych w procesie o sprawstwo kierownicze masakry na Wybrzeżu w 1970. W 2013 został nieprawomocnie uniewinniony z zarzutu kierowniczego sprawstwa zabójstwa. 30 czerwca 2014 Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał decyzję sądu niższej instancji. Tym samym wyrok stał się prawomocny.

 

W kwietniu br. uniewinnienie uchylił jednak Sąd Najwyższy i nakazał ponowny proces w Gdańsku. Proces ten zostanie teraz zakończony z powodu śmierci oskarżonego.

 

ipn gov.pl

 

Az/luq/
Czytaj więcej

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi newsami?

Jesteśmy w aplikacji na Twój telefon. Sprawdź nas!

Komentarze

Przeczytaj koniecznie